czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 85

Perspektywa Żanety


To był zły pomysł abym próbowała każdego drinka, przeszłam swoją granicę wytrzymałości i noc zapowiedziała się kolorowo. Harry miał całe łóżko dla siebie. Calutką noc spędziłam w łazience. Na początku siedziałam w łazience Hazzy ale on potrzebował do łazienki, więc przeniosłam się na dół i tam spędziłam resztę nocy. Przebudziłam się dopiero ok 7.00 wzięłam prysznic umyłam zęby, myślałam że zwymiotuję ale nie miałam czym, więc tego nie zrobiłam.
Owinięta ręcznikiem z mokrą głową poszłam na górę, gdy weszłam do pokoju Hazzy od razu się cofnęłam, ten zapach mnie odrzucał. Na bezdechu doszłam do okna i je otworzyłam.
-Co ty robisz? -zapytał nie ruszając się.
-Nic, śpij -odpowiedziałam i zaczęłam szukać ubrań w szafie. Po chwili wyciągnęłam przypadkowe ubrania i poszłam do łazienki. Umalowałam się, pomimo że nie miałam ochoty i siły na to, ale wyglądałam okropnie jakby coś mnie przejechało, na przykład walec. Nogi bardzo mnie bolały także nie zakładałam butów, chodziłam z gołymi stopami, czułam się jak w niebie chodząc po zimnej terakocie.
Zeszłam na dół, Hope od razu do mnie podbiegła, wzięłam ją na ręce i przytuliłam ją. Zabrałam do kuchni, nakarmiłam swojego głodomora. Sama nie miałam ochoty jeść, wręcz przeciwnie, gdy patrzyłam na jedzenie od razu mnie mdliło.
Zobaczyłam czy czegoś nie trzeba kupić do domu, posprawdzałam wszystko i sporządziłam listę, nawet napisałam do Leny czy ma czas. Po kilku minutach odpisała że chętnie się ze mną zobaczy. Weszłam na górę po torebkę i trampki. Zbiegłam na dół zabrałam ze sobą Hope, ale wcześniej założyłam jej szelki i wsadziłam ją do transportera. Pojechałam najpierw do sklepu, kupiłam małej Lucy sok a dla dorosłych ciasto. Pojechałam do Leny, zakupy do domu postanowiłam zrobić kiedy będę wracać.
Kiedy mnie Lena zobaczyła uściskała mnie na powitanie, mówiąc uściskała mam na myśli prawie mnie udusiła.
-Lena ja też się stęskniłam -odpowiedziałam ostatkiem tchu.
-Przepraszam, ale tak się stęskniłam, nawet sobie nie wyobrażasz.
-Oj chyba wiem o czym mówisz-zaśmiałam się. -A gdzie Lucy?
-Emm... Poszła z tatą na spacerek -odpowiedziała lekko zmieszana.
-Co się dzieje? -zapytałam
-Chcesz herbatę?
-Nie wolę wodę. Ale powiedz mi co się dzieje? Nie układa się między wami?
-Nic wszystko jest Ok.
-Jak bym ciebie nie znała, takie kity to sobie wciskaj dla kogoś innego ale nie mi-odpowiedziałam siadając na krześle przy stole.
-Ojej, no dobrze niech ci będzie -Lena usiadła z kubkiem gorącej kawy i opowiedziała mi o wszystkim.
-Myślisz że Marcel mógłby cię zdradzić? I na dodatek z jakąś instruktorką fitnessu?
-Nie mam pojęcia, cały czas mówi o niej, chwali ją. Ja rozumiem nie wyglądam tak jak przedtem i już nawet chyba nie powrócę do tej figury i wagi sprzed ciąży, no ale jesteśmy małżeństwem, mieliśmy być na dobre i na złe.Nie wiem co mam zrobić, brakuje mi sił, jestem zmęczona, niewyspana bo śpię na kanapie lub na cienkim materacu na podłodze -odpowiedziała łamiącym się głosem.
-Lena musisz odpocząć, zrób sobie dzień w SPA. A co chodzi o Marcela to powiedziałaś mu o swoich wątpliwościach?
-A jak myślisz, powiedziałam i przez to nie gadamy prawie ze sobą.
-Daj mu powód aby też był zazdrosny, zapisz się do tego samego klubu co on.
-Nie no nie jestem taka.
-Ale na siłownię możesz się zapisać to ci wyjdzie na zdrowie.
-A z kim ja małą zostawię?
-Ze mną ale dopiero za tydzień bo jutro jadę na biwak z 1D.
-Dobrze że chodź tobie się układa.
-No powiedzmy, jest ok ale nie wiem sama. Po tym wyjeździe miejmy nadzieję że się wszystko wyjaśni.
-Na pewno-Lena wzięła mnie za dłoń. W tej chwili wszedł Marcel z Łucją. Wstałam od stołu i podeszłam do Marcela. Przywitałam się z nim i wzięłam małą.
Zaczęłam ruszać ustami, układałam je w słowa kierowane do Leny.
-Pogadaj z nim
-Nie -odpowiedziała mi tak samo jak ja.
-Już! -zrobiłam groźną minę i oznajmiłam że zabiorę małą na jeszcze jeden spacer tym razem z Hopey bo Hope musi zrobić siku.
Wyszłam z małą i Hope z domu, kicia zrobiła siku i wskoczyła do koszyka pod wózkiem, tam się położyła i usnęła. Po drodze zadzwoniłam do Andyiego czy by nie chciał się spotkać w parku, dodałam że porwałam Lucy.
Po 10 minutach bezczynnego czekania pojawił się Andy, przywitał się ze mną i z Lucy która się ucieszyła na jego widok, widocznie jeszcze go pamiętała. Andy ostrożnie wziął Lucy na ręce i zaczął się z nią bawić, malutkiej poleciała z ust ślina, więc wzięłam pieluszkę i wytarłam, akurat szła jakaś starsza pani.
-Jak to miło popatrzeć na szczęśliwą, kochającą się rodzinę -odpowiedziała splatając dłonie i uśmiechając się.
-Dziękujemy -odpowiedział Andy.
-Długo już jesteście małżeństwem? -zapytała.
-Yyy... -podrapał się po głowie Andy.
Spojrzałam na małą Lucy a po chwili na starszą panią.
-Dwa miesiące -odpowiedziałam.
Staruszka spojrzała się na mnie ze zdziwieniem.
-Nie chciałam iść do ślubu z brzuchem -wyjaśniłam.
-Rozumiem, ja wzięłam ślub kiedy byłam już w ciąży, ale to były inne czasy ... Teraz nie często się widuje tak zakochanych ludzi, nie często. Ahh... -odpowiedziała staruszka i odeszła powolnym krokiem, jeszcze trochę przyglądaliśmy się odchodzącej pani a po chwili wybuchliśmy śmiechem, nawet Lucy się zaśmiała co było urocze.
Siedzieliśmy dość długo w parku, w końcu Andy musiał iść. Zabrał ze sobą Hopey, uzgodniłam z nim że resztę rzeczy dostarczę mu później. My również poszłyśmy z parku do domu.
Kiedy weszłyśmy do domu, przypominał pole bitwy, krzyknęłam że już jesteśmy Lena przyszła, wyglądała nieco inaczej, koszula którą miała na sobie była krzywo pozapinana i była cała rozczochrana.
-I jak poszła rozmowa? -zaśmiałam się.
-Yyy... Dobrze -odpowiedziała zakłopotana.
-Dobra mała śpi a ja zmykam do domu, pa -pożegnałam się i wyszłam.
Wsiadłam do samochodu, pojechałam po zakupy.
W domu ujrzałam chaos każdy coś robił, chodził coś donosił, wynosił. Nie wiedziałam w co ręce włożyć. Poszłam na górę, spakowałam się.
-Pomóc w czymś?? -zapytałam.
-Możesz ogarnąć namioty.
Poszłam do piwnicy w której był Harry.
-Masz namioty?? -zapytałam.
-Tak -dopowiedział oschle.
-Potrzebujesz pomocy? -zapytałam.
-Nie.
-Pomogę Ci -odpowiedziałam biorąc dwa namioty. Zaniosłam te dwa namioty do swojego samochodu, za mną szedł Harry z resztą namiotów, było widać było że chyba się obraził, ale za co?
-Co się stało? -zapytałam.
-Nic -odpowiedział.
-Harry powiedz mi, co się stało? -zapytałam chwytając go za przedramię, miałam dość, obrażał się za wszystko.
-Podoba ci się Andy?
-Co? –zaśmiałam się. -To jest mój przyjaciel, mówiłam ci tyle razy -odwróciłam się i poszłam do domu. Weszłam wszyscy byli na dole pakowali ostatnie rzeczy, poszłam do kuchni wzięłam kartkę na której zapisałam różne rzeczy które trzeba wziąć na biwak. Weszłam z powrotem do salonu, zaczęłam pytać się czy te rzeczy zostały spakowane, po dokonaniu sprawdzenia zanieśliśmy wszystkie torby do mojego auta i Harrego. Ze mną jechała Dominika i Liam a z Harrym jechał Niall z Zaynem. Jechałam za Harrym, on był nawigatorem ale mimo wszystko miałam włączony GPS.
-Janeta wszystko w porządku? -zapytała Dominika spoglądając na Liama.
-Tak -odpowiedziałam patrząc przed siebie.
-Jesteś zdenerwowana -odpowiedział Liam.
-Zaraz mi przejdzie -odpowiedziałam i włączyłam muzykę. Chciałam się zrelaksować i odstresować.
Kiedy znajdowaliśmy się blisko stacji benzynowej Harry mrugnął światłami awaryjnymi, zawiadamiając mnie że skręca zatankować, ja nie miałam takiej potrzeby ale zjechałam razem z nim. Po wjechaniu na stację, Harry wjechał w miejsce do tankowania ja stałam równolegle do niego, wysiedliśmy z samochodu.
Dominika z Liamem poszli do sklepu, a ja stałam oparta o drzwi samochodowe, byłam skierowana wprost na Harrego. Harry spojrzał się na mnie, od razu moja złość powróciła, wyciągnęłam papierosa, założyłam okulary i zaczęłam palić, Harry w tym czasie karmił swoje auto.
Z samochodu Hazzy wysiadł Zayn, podszedł do mnie.
-Co ty robisz? -zapytał spokojnym, opanowanym głosem.
-Nic -odpowiedziałam i spuściłam wzrok.
-On jest zazdrosny -odpowiedział cichym głosem i wyciągną  papierosa z moich ust. Harry zmierzył w stronę sklepu.
-Po co od razu wyskakiwał "Podoba cię Andy?" -odpowiedziałam parodiując Hazze.
-Janet zrozum ... On cię bardzo lubi i jest o ciebie bardzo zazdrosny, to normalne.
-Raz już rozmawialiśmy na ten temat i mu mówiłam że Andy jest moim przyjacielem, lubię go, ale to tyle. Nie łączy mnie z nim nic. Denerwuje mnie to że Harry mi nie ufa -odpowiedziałam podnosząc swój głos, w tym momencie ze sklepu wyszła Domin, Liam i Harry.
-Jedziemy? -podszedł Liam z uśmiechem.
-Tak -odpowiedziałam.
-Janeta pamiętaj o tym co ci powiedziałem.
-Ty też pamiętaj o tym, co ja ci powiedziałam -odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu, ruszyłam z piskiem opon. Wysunęłam się na prowadzenie. Jechałam dość szybko, muzyka była bardzo głośno, wkurzyłam się, musiałam jakoś odreagować. Dominika z Liamem byli skołowani, nie wiedzieli co się dzieje.
Po chwili nieco zwolniłam.
-Powiedz co się stało -odpowiedział Liam.
-Najpierw dla Dominic, ok? -zapytałam Liama po dłuższej dyskusji w mojej głowie, powiedzieć czy nie powiedzieć, postanowiłam, że powiem.
Opowiedziałam dla Dominiki a potem dla Liama, oboje mieli takie samo zdanie.
-Harry przesadził i musicie pogadać -to są słowa damsko-męskie.
Po chwili dostałam smsa, kazałam Dominice go odczytać.
-To Harry. "Musimy pogadać" -odpowiedziała.
-Odpisz "na miejscu"
-Ja nie umiem -odpowiedziała po Polsku.
-Pomogę ci -odpowiedziałam po angielsku. -Pisz! -powiedziałam z uśmiechem. Dominika odpisała.
-Harry odpisał "Jedź albo giń" -przeczytała Dominka. -On Ci rzuca wyzwanie? -zapytała.
-Aham -przytaknęłam. Harry wyprzedził mnie.
-Napisał "Ścigamy się do znaku sygnalizującego ostre zakręty”.
Po długim wymijaniu się wreszcie ujrzałam znak, mówiący że meta się zbliża, byłam na prowadzeniu, Harry zaczynał mnie wyprzedzać ale nie dałam się i docisnęłam pedał gazu do podłogi, w ten sposób wygrałam. Resztę drogi jechałam spokojnie z dużym uśmiechem i dumą.