niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 107

Perspektywa Janet


Wyszłam z domu z Ale, zmierzyłam w stronę parku. Szłam wolnym krokiem bijąc się z myślami i ze słowami Zayna, który miał 100% rację, ten ostatni tydzień był straszny, wszystko się pokomplikowało. Ta sprawa z tym zakładem, to mnie przerosło, bardzo mnie Harry rozczarował. 
Wyciągnęłam z kieszeni papierosa którego, podkradłam dla Zayna, bo sporadycznie jeszcze sobie popala. Zapaliłam mocno się zaciągając.
W parku usiadłam na ławce i dokończyłam papierosa, a Ale siedział metr ode mnie i przyglądał mi się. Zaczęłam do niego mówić, żalić się.
Dobrze że, nikogo akurat nie było w pobliżu, pomyślał by sobie "wariatka, rozmawia sama ze sobą". Byłam zdziwiona, że Ale tak umie dobrze słuchać.
Zaczął zapadać zmierzch, postanowiłam wrócić do domu, szłam inną drogą by, bardziej zmęczyć Alego.
Przechodziłam obok domu Andyiego, który właśnie przyjechał swoim autem do domu.
-Hej przystojniaku -przywitałam go uściskiem.
-Hej wredoto -zaśmiał się.
-Gdzie to się jeździ? -zapytałam.
-A gdzie to się chodzi po nocy?
-Wyszłam z tygrysem siku.
-A ja pojechałem po żarcie, bo dziś mecz i chłopaki wpadają.
-Rozumiem, taki męski wieczór.
-Dokładnie tak, a ty kiedy wróciłaś?
-Wczoraj wieczorem -odpowiedziałam.
-Dlaczego nie mówiłaś? Bym wpadł się przywitać -odpowiedział.
-Bo chciałam pobyć sama.
-Znowu on?
-Nie ważne.
-Zostaw go.
-Za bardzo mi na nim zależy i tu problem.
-Miłość… -odpowiedział.
-Taa, sam wiesz... Idę dalej, pa -przytuliłam go i ruszyłam dalej.
W oddali zauważyłam jak przy naszej posesji parkuje samochód, niestety nie kojarzyłam go, trochę nawet się przestraszyłam że, to jacyś bandyci.
Lekko się schowałam, ale wciąż obserwowałam, z auta wysiadł Harry a za nim ONA, tleniona blondyna KUKŁA.
W tym momencie podniosło mi się ciśnienie, byłam bardzo zdenerwowana, miałam ochotę w tym momencie podejść do niej i wytargać ją za te "śliczne blond włosy".
Wyszłam z ukrycia w celu lepszego widoku i pomimo mojego poruszenia wciąż obserwowałam dalszą sytuację.
Kukła podbiegła do Harrego i chwyciła go za rękę, Harry obrócił się i go kiwnęło, najwidoczniej był pod wpływem alkoholu, chwila ciszy i ta suka pocałowała go, obwiesiła się na nim. Harry przerwał pocałunek i odszedł, a ta suka odjechała.
Miałam wrażenie jakby ktoś wyrwał mi serce, pokroił je i przyrządził z niego potrawę.
Bardzo mnie to zabolało, łzy zalały moje policzki. Usiadłam na chodniku i beczałam jak małe dziecko, Ale przytulił się do mnie i mruczał.
Siedziałam tam póki, się nie uspokoiłam, na tyle aby wrócić do domu, nikogo nie budząc płaczem.
Weszłam do środka, wypuściłam z szelek Ale, usłyszałam krzątającą się osobę w kuchni wiedziałam, że to Harry, ominęłam szybko kuchnię i poszłam do salonu, a z salonu na taras. Zamknęłam za sobą drzwi wybuchłam płaczem, usiadłam na leżaku okrywając się kocem i płakałam sobie, dopóki nie usnęłam na leżaku.
Otworzyłam oczy pomału, byłam zdezorientowana gdyż nie poznawałam otoczenia, a słońce dodatkowo mi to utrudniało, po rozeznaniu się wiedziałam gdzie jestem, na tarasie. Wszystko zaczęło mi się układać, zasnęłam tu przypadkowo, a przyszłam tu bo Harry był w kuchni, miałam tylko poczekać aż sobie pójdzie, a wyszło tak jak widać.  Nie pamiętam tylko jednej rzeczy, skąd się tu wziął Liam? Śpi sobie na leżaku, obok mnie. Wstałam z leżaka i zaczęłam sprzątać po sobie, złożyłam koc i leżak, gdy nagle zakręciło mi w nosie co poskutkowało serią głośnych kichnięć, co z koleji  spowodowało obudzeniem Liama.
-Hej, przepraszam, ze pobudkę
-Hej, na zdrowie -odpowiedział zaspany. -Która godzina?
-Em... 4.00 -odpowiedziałam wyjmując z kieszeni telefon.
-Wcześnie -marudził.
-Wiem, idziemy do środka? -zaoferowałam.
-Pewnie bo tu trochę zimno -odpowiedział, po czym energicznie wstał z leżaka.
Weszliśmy do środka, rozłożyliśmy kanapę i wygodnie się położyliśmy, zmarzliśmy więc na początku nas trochę trzęsło, ale zbliżyliśmy się do siebie i jakoś zasnęliśmy, oczywiście spaliśmy pod oddzielnymi kocami.
Poczułam jak coś wskakuje na kanapę, wtula się we mnie, po dotknięciu poznałam mojego kociaka Ale.
Po pewnym czasie poczułam jak coś chodzi mi po głowie, otworzyłam oczy wzięłam puchatą kulkę w dłonie i położyłam obok Ale, tak to była moja Hope.
-Co moja księżniczko? -powiedziałam głaszcząc mojego pupilka.
-Wyspałaś się? -zapytał Liam.
-Tak, a ty? -zapytałam.
-Powiedzmy, Hope mi nie dawała spać, chodziła po mnie i zaczepiała.
-A to paskuda -odpowiedziałam dając buziaka kotu. -Liam, kocie co ty robiłeś na tarasie? Byłam tam sama, chyba -odpowiedziałam niepewnie.
-Słyszałem jak płaczesz, przyszedłem do ciebie pogadać z tobą, ale gdy przyszedłem to już słodko spałaś, płakałaś przez sen, więc zostałem z tobą.
-Na prawdę? Dziękuję, jesteś kochanym mężem -uśmiechnęłam się.
-Hahaha, staram się -zaśmiał się.
-To może w ramach podziękowania zrobię nam śniadanie? Na co masz ochotę ? -zapytałam wstając z kanapy.
Weszłam do kuchni, natychmiast wzięłam się do pracy, wyciągnęłam z lodówki kiełbaski, jajka i bekon, wyjęłam z lodówki surowego kurczaka, podałam ją dla Ale, a moja kochana Hope zadowoliła się jedzeniem dla kotów.
 Zrobiłam jajecznicę na bekonie, ugotowałam kiełbaski. Zrobiłam dość sporą porcję, aby wszystkim wystarczyło.
Siedziałam przy wyspie w kuchni i jadłam śniadanie z Liamem, śmieliśmy się w niebo głosy.
Do kuchni przychodzili kolejno chłopacy. Częstowali się śniadaniem, dołączali do wesołej gromadki, najgorszy moment kiedy Harry wszedł do kuchni, moja wesoła mina szybko zniknęła z twarzy, wstałam z wyspy odnosząc talerz do zmywarki, podziękowałam za śniadanie i wyszłam z kuchni pod pretekstem wzięcia prysznica. Z wielkim trudem powstrzymywałam się od płaczu.
Wbiegłam szybko po schodach, Ale zerwał się w pościg za mną, a za nim Hope.
Weszłam do pokoju ze stadem, wyciągnęłam swoje walizki i usiadłam przed szafą, rozpłakałam się na nowo. Byłam zagubiona, nie wiedziałam co mam robić, miałam wielki żal do Harrego, nienawidziłam Taylor z całego serca nie mogę na nią patrzeć.
Wyjęłam z szafy ciemne, dopasowane jeansy, które były do kostek, do tego purpurową bluzkę, czarną bieliznę, wstałam z podłogi ocierając łzy, weszłam do łazienki, a następnie pod prysznic.
Po gorącej kąpieli ubrałam się, spoglądnęłam w lustro, ujrzałam zapłakane, smutne oczy i spuchnięte od płakania, byłam załamana. Wiedziałam, że dam radę, tylko musiałam "spiąć pośladki", bez zastanowienia i zbędnego rozczulania się, wyciągnęłam z szafki pod zlewek dużą kosmetyczkę, spakowałam w nią moje kosmetyki i inne moje rzeczy z tej łazienki. Wyszłam pośpiesznie z łazienki, a na łóżku siedział Harry.
-Wyprowadzasz się?
-Tak -odpowiedziałam siadając przy torbie.
-Na jak długo?
-Może na zawsze -odpowiedziałam stanowczo, pakując ubrania do walizki.
-To przez ten zakład?
-To nie chodzi o zakład. To chodzi o nas i osoby trzecie, które się wpierdalają zbyt mocno... Ja mam dość, skoro Taylor tak bardzo chce ciebie to niech bierze, nie będę się bić o faceta.
-Ja nie chcę jej, ja chcę ciebie.
-Widziałam wszystko Harry, wczoraj odwiozła cię do domu, całowaliście się pod naszym domem... Harry ja dłużej tak nie mogę, straciłam do ciebie zaufanie, zraniłeś mnie, a do tego jej gierki... Musimy zakończyć to co jest między nami... -odpowiedziałam przez łzy, wciąż pakując ubrania.
Harry wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami, co jeszcze bardziej mnie zabolało.
Chodziłam po pokoju i zbierałam wszystkie rzeczy, byłam zniesmaczona kiedy okazało się, że rzeczy mam więcej niż sądziłam i nie zmieszczą się w walizkach, poradziłam sobie z tym i wyciągnęłam swoje wszystkie torebki i pakowałam rzeczy do nich.
Pakowanie prawie skończone, zebrałam siły i wyszłam z pokoju, zbiegłam do połowy schodów, zrobiłam wdech i zawołałam Liama i Nialla, poprosiłam ich o pomoc.
Kochani mężczyźni zanieśli mi walizki do samochodu, oraz chętnie pozbierali inne moje rzeczy z całego domu, złożyli domek Hope, zapakowali Hope do transportera a Alego zapieli w szelki i spakowali do samochodu.
Niby mój samochód jest duży, ale był problem z pomieszczeniem moich rzeczy i zwierząt. Jakoś upchnęłam wszystko w aucie, ale jeszcze weszłam z powrotem do domu. Weszłam do środka a wszyscy (czyli Liam, Niall i Zayn) otoczyli mnie, czekali na wyjaśnienia, nim zaczęłam mówić Harry wyszedł w pośpiechu z kuchni i pobiegł na górę.
-Przepraszam was za to co się dzieje, nie chcę tego, ale nie ma innego wyjścia. Muszę odejść. Proszę was tylko o jedno, nie pytajcie co sprawiło, że taką decyzję podjęłam. Proszę odwiedzajcie, dzwońcie do mnie czasem dobrze?
-Jasne, a może jeszcze się rozmyślisz? -przytulił mnie Niall.
-Nie Niall, to jest niemożliwe -odpowiedziałam zapłakana.
-Może razem znajdziemy inne rozwiązanie -odpowiedział przytulając się do mnie Zayn.
-Niestety Zayn, to jest jedyne rozwiązanie -wyjawiłam pociągając nosem.
-Janeta… -powiedział Liam, wtulając się we mnie, poleciały mi łzy jeszcze mocniej.
-Kocham was, będę tęsknić… Kurwa, ja już tęsknię -odpowiedziałam rozklejona przytulając się do wszystkich trzech chłopaków.
-My kochamy cię -odpowiedział Niall.
-Czas na mnie -odpowiedziałam z wielkim bólem w sercu. –Pa -odpowiedziałam, a kolejne łzy spłynęły mi po policzkach.
Wsiadłam do samochodu, pogłaskałam Alego, odpaliłam samochód i ruszyłam przed siebie.
Po upływie 30 minut byłam na miejscu, i zaczęłam powoli rozpakowywać moje auto. Wypuściłam Ale i Hope z samochodu, sądziłam że wlecą do domu i nie wyjdą, natomiast oni chodzili za mną krok w krok.
Pod koniec rozpakowywania podszedł do mojego auta jakiś chłopak.
-Hej, może ci pomóc? -zapytał dość nieśmiało.
-Hej, nie dziękuję, prawie skończyłam -odpowiedziałam z serdecznym uśmiechem.
-Jestem Edward, mieszkam w tym domu nieopodal -przedstawił się.
-Janeta, miło mi -uścisnęłam dłoń.
-To ty kupiłaś ten dom?
-Tak, wyremontowałam go i teraz się tu przeprowadzam -odpowiedziałam sama jeszcze w to nie wierząc. W tym momencie przyszedł do nas Ale, wciąż był w szeklach i smyczy, ale to mu nie przeszkadzało.
-O kurde masz tygrysa!!! -krzyknął z lekkim przerażeniem.
-Edwardzie poznaj Ale, Ale poznaj Edwarda -przedstawiłam ich sobie.
-Dlaczego twój tygrys nazywa się Ale?
-A to jest akurat bardzo ciekawa historia, mój tygrys ma takie imię ponieważ, od kąt się pojawił mam problem, bo chciałam iść na imprezę ALE jest tygrys, chcę pojechać na plażę ALE jest tygrys, chcę pojechać na wakacje ALE jest tygrys.
-Hahahahaha ciekawe imię, skąd go masz?
-Przywiozłam go z Azji, ale nie wiedziałam o tym, bo wkradł się do samolotu i przyleciał tu ze mną. Próbowałam, się zorientować w rezerwacie gdzie pracowałam, czy zginął im tygrys, nikomu żaden tygrys nie zginął i tak Ale jest ze mną. Kocham go, nie zamierzam go nikomu oddawać, nigdy -odpowiedziałam przytulając kota.
-To może pomogę Ci przy tych rzeczach? -zaoferował.
-No dobrze, dziękuję.
Edward pomógł pownosić rzeczy z samochodu, zrobiłam mu herbatę w ramach podziękowania. Siedział u mnie do 21.00 a później zostałam sama, zaczęła doskwierać mi samotność, co doprowadziło znów do łez.