środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 97

Perspektywa Janety

Tydzień później


Od kilku godzin byłam już w Bristol, szłam ulicą ciągnąc za sobą walizkę. Uśmiech nie schodził mi z ust, nie wiem czy przez to że wreszcie jestem w domu czy przez to że wyjechałam z Polski z podpisanymi papierami.
Moje nogi zaniosły mnie do parku, usiadłam na ławce i zaczęłam rozmyślać, nad tym co się wydarzyło.
-Miałam nikomu nie mówić że mam prawo jazdy, a tym razem dzięki Marcinowi wszyscy już wiedzą...
Wypad z Tomkiem na lody... Spędzenie trzech dni w moim ukochanym miasteczku a resztę w Białymstoku... 
Z moich przemyśleń wyrwał mnie telefon, na wyświetlaczu pojawił się Harold.
-Hej Janeta gdzie jesteś?
-W parku, a dlaczego pytasz?
-Bo cię szukam od jakiś 5 minut, chcę porozmawiać -odpowiedział swoim zachrypłym głosem.
-Ok, siedzę na ławce, o widzę cię. Odwróć się -nakazałam po czym Harry zauważył mnie i zaczął iść w moją stronę. Zmierzał szybko w moją stronę, aż taka pilna musiała być ta rozmowa.
Kiedy wreszcie był znacznie blisko wstałam i przytuliliśmy się do siebie na przywitanie, kiedy objął mnie swoimi rękami pragnęłam aby czas się zatrzymał, ugięły mi się nogi kiedy zaciągnęła się jego perfumami.
-Tęskniłem -szepnął mi do ucha. -Jak minęła podróż? -zapytał odklejając się ode mnie.
-Dobrze, miałam dość czasu aby pomyśleć -odpowiedziałam sepleniąc, natychmiast się zarumieniłam. -Sorry, byłam u dentysty.
-Oh... rozumiem, to jest... słodkie -odpowiedział uśmiechając się szeroko. A ja spojrzałam na niego spod byka.
-Może usiądziemy? -zaproponowałam.
-Jasne.
-No to o czym chciałeś porozmawiać ze mną? -zapytałam.
-Ah... No tak... Bo to chodzi o to... Ah... o to co ja czuję do ciebie... Na początku nie zdawałem sobie sprawy z tego co tak na prawdę czuję, ale dzięki Taylor wiem że zależy mi na tobie i to bardzo, a ta rozłąka która trwała chyba wieczność, proszę nie rób tak więcej, bo zwariuję -mówił a ja wsłuchiwałam się w jego słowa, czyżby Harry próbował wyznać mi miłość? -Wiem że zawaliłem sprawę, przepraszam cię za to i za to że tak łatwo uwierzyłem Taylor... Nie mogę sobie tego darować, cały czas  mam do siebie żal że tak potraktowałem dziewczynę która jest dla mnie ważna a więc przejdę już do rzeczy... Boże jeszcze nigdy się tak nie stresowałem... Janeta kocham cię -Harry z trudem wypowiedział te dwa piękne słowa, zrobiło to  na mnie duże wrażenie, nie wiedziałam co mam powiedzieć. Moje policzki zaczerwieniły się.
-Harry ja nie wiem czy to co ja czuję do ciebie można nazwać miłością, ale zapewniam cię że to co czuję do ciebie jest mocne i bardzo dziwne, nie rozumiem tego uczucia, które mnie wypełnia jak mnie przytulasz czy siedzisz obok mnie, nie rozumiem go. Bardzo się boję że nie podołasz zadaniu...I czy starczy ci cierpliwości na mnie.
-Pozwól a udowodnię Ci musisz tylko mi pozwolić zbliżyć się do siebie.
-Nie wiem czy potrafię... Odpycham ludzi od siebie, żeby mniej bolało kiedy odchodzą-wyznałam łamiącym głosem.
-Nauczę cię tylko pozwól m się zbliżyć. Nie odejdę, obiecuję -odpowiedział Harry przytajając mnie.
-Harry tak bardzo się boję-wyznałam rozklejając się, wtuliłam się w Harrego a on mnie ucałował w głowę.
Z Harrym pojechałam do domu, gdzie przywitano mnie tortem i szampanem, myślałam że nikt nie będzie ze mną rozmawiał że tak postąpiłam ale jak widać pomyliłam się z czego bardzo się ucieszyłam, aż mi łezka w oku się zakręciła.
-Kto robił tort? -zapytałam konsumując tort.
Wszystkich wzrok powędrował w stronę Dominiki.
-To nie ja, ja tylko kupiłam -wytłumaczyła się.
-No tak, to  by było zbyt piękne aby Dominic zrobiła tort -odpowiedziałam żartobliwie, po czym Dominika uderzyła mnie poduszką.
Po zjedzeniu czekoladowego toru, trzeba było posprzątać, pozbierałam talerzyki i zaniosłam do kuchni za mną podreptała Dominika.
-I jak?
-Co jak? -zapytałam odstawiając kruche rzeczy na blat.
-No jak tak z Harrym? -drążyła, wskoczyła na blat kuchenny.
-Dobrze porozmawialiśmy, wyjaśniliśmy sobie wszystko i jest dobrze -odpowiedziałam podchodząc do zmywarki.
-Cieszę się, a o czym rozmawialiście? -zapytała biorąc pomarańcz i podrzucając ją.
-O uczuciach -grzecznie odpowiedziałam wkładając naczynia do zmywarki.
-A całowaliście się?
-Nie
-Jak to?
-No tak, nie całowaliśmy się, Harry był zbyt zawstydzony bo ledwo wyznał mi miłość -odpowiedziałam zamykając zmywarkę.
-Serio?
-Co mnie odgadujecie? -zapytał Harry wchodząc niespodziewanie do kuchni.
-Nic, tak se gadamy. Opowiadam dla Dominic jak mnie szukałeś.
-Szukałem, szukałem, dobre 10 minut.
-Słyszałam że 5 -odpowiedziałam składając ręce na klatce piersiowej.
Do kuchni przyszedł Louis z Liamem.
-Skłamałem -uśmiechnął się zadziornie.
-Biegał po peronie jak poparzony -powiedział Louis i rzucił w Hazze pomarańczą.
-Omal się nie popłakał -powiedział Liam śmiejąc się.
-Wcale tak nie było -powiedział Harry i cisnął w Liama pomarańczą.
-Wiecie co chłopaki ja muszę jechać.
-Gdzie jedziesz? Bez nas? -zapytał Liam robiąc minę psiaczka.
-Do wolontariatu, dawno tam nie byłam -odpowiedziałam znikając zza ścianą.
Pobiegłam na górę do pokoju Hazzy.
W pokoju pachniało jego perfumami, uwielbiałam ten zapach, mogłabym go wąchać cały czas.
Otworzyłam walizki i zaczęłam szukać jakiś ubrań, następnie się przebrałam i wróciłam na dół.
-Pa-krzyknęłam i wyszłam z domu.
Wsiadłam do samochodu, w którym było czuć męskimi perfumami, ale nie zważałam na to tylko odpaliłam silnik i pojechałam w stronę wolontariatu.
Zaparkowałam na parkingu przed budynkiem, wysiadłam i szłam w stronę drzwi, tuż przed drzwiami wzięłam głęboki oddech po czym weszłam do środka. Na korytarzu spotkałam panią dyrektor.
-Witaj Janeta, boisz się mnie? -zapytała z uśmiechem.
-Dzień dobry, nie dlaczego pani pyta? -zdziwiła się Janet.
-Przez dłuższy czas nie widziałam Cię, więc myślałam że się mnie przestraszyłaś.
-Uh nie mogłam, byłam za granicą dlatego nie przychodziłam, przepraszam. Lubię panią i to nie przez panią nie przychodziłam -odpowiedziałam zakłopotana. -Przepraszam ale dlaczego miałaby mnie pani przestraszyć? -zapytałam nie pewnie.
-Cóż wiele osób mi mówiło że jestem straszna hahaha -zaśmiała się kobieta.
-Nie prawda, Pani nie jest straszna -pocieszyłam ją.
-Dziękuję, wiem że chcesz być miła ale to prawda jestem straszna -odpowiedziała z serdecznym uśmiecham. -Przyznaj że jestem straszna -zaśmiała się.
-No może troszeczkę -odpowiedziałam po czym obie się zaśmiałyśmy. -Przepraszam ale pani nie zawsze jest straszna, czasem się pani uśmiecha.
-Janeta skarbie przestań cały czas mnie przepraszać -uśmiechnęła się łagodnie pani dyrektor.
-Przepraszam -odpowiedziałam po czym obie się zaśmiałyśmy.
-Życie mnie tego nauczyło, nigdy mi nic łatwo nie przychodziło... Nie chcę abyś pomyślała o mnie że jestem zadufana w sobie czy samolubna dlatego zabiorę Cię na wycieczkę, chodź -odpowiedziała po czym skinęła ręką abym podążyła za nią, oczywiście wykonałam to.
Wyszłyśmy z budynku, po czym podążyłyśmy na parking do samochodu pani Alice.
Pani dyrektor zabrała mnie w uboga dzielnicę, jechałyśmy wąską ulicą aż w pewnym momencie się zatrzymałyśmy.
-Widzisz ten ogromny budynek?-zapytałam pokazując palcem.
-Tak-odpowiedziałam kulturalnie.
-Tu była kiedyś fabryka samochodów... Teraz tutaj jest stołówka dla bezdomnych...
Eh... Tyle wspomnień jest zwianych z tym miejscem, cała moja przeszłość znajduje się właśnie tu, w tym miejscu.
-Wiesz? Tu znajdował się mój dom, kiedy... Kiedy uciekałam z domu, który w żaden sposób nie przypominał domu, moi rodzice byli przeciwnością innych rodziców... W moim domu na pierwszym miejscu był alkohol, później imprezy, a dzieci na samym końcu... Nigdy nie było pieniędzy, ale kiedy przyszedł kryzys w którym wyjątkowo brakowało nam funduszy, siostra wypchnęła mnie za drzwi... Przyszłam właśnie tu, to był mój dom... Pomagałam takim jak ja, czyli bezdomnym, najpierw pomogłam psu który wpadł pod samochód i miał łapę złamaną, później znalazłam pracę i mogłam wynieść się z fabryki i wynająć pokój w jakimś tanim motelu... Zaczęłam pomagać bezdomnym, pomagałam im stanąć na nogi... Aż pewnego dnia założyłam malutka działalność "Promyk Nadziei" Znalazło się więcej takich szaleńców jak ja... Założyłam stronę internetową gdzie wszystko dokładnie opisałam... Kiedy miałam wystarczająco pieniędzy wykupiłam tą fabrykę i zrobiłam w niej stołówkę Po pewnym czasie przychodziły wiadomości od ludzi z miasta, następnie z całego kraju, a później już z całego świata. Ludzie podziwiali mnie, wpłacali mi pieniądze na Patronita. Mała działalność ewoluowała w ogromną spółkę... Taka jest moja historia... Jak widzisz dzięki ciężkiej pracy można dojść na sam szczyt, ale trzeba mieć ogromne samo zaparcie, motywację, determinację i cierpliwość, niewiele ludzi ma te cechy dlatego poddają się tuż po starcie... Nasz budynek gdzie mamy biuro Promyka Nadziei  dostałam od władz miasta, znajdowała się tam niegdyś kamienica, nie było tam nic, ale udało się. Dzięki ludziom o dobrym sercu dziś mamy taki piękny budynek... Nie wiem co w tobie jest, ale to sprawia że człowiek otwiera się przed tobą. Nigdy nikomu ze swoich wolontariuszy nie opowiedziałam swojej historii tylko tobie. To jest dziwne ale za razem przyjemne. Widocznie masz dobre serduszko a to jest najważniejsze -uśmiechnęła się dyrektorka.
-Miło mi to słyszeć -odpowiedziałam z serdecznym uśmiechem.
-To co wracamy? -zapytała pani Alice z lekkim uśmiechem. Kiwnęłam głową na "tak", pani Alice odpaliła swój samochód po czym zaczęłyśmy wracać.
Jej historia wstrząsnęła mną, spotkała na swojej drodze tyle przeszkód a ona je wszystkie pokonała, była bardzo dzielną i silną osobą, za co zaczynałam ją podziwiać.
Ta kobieta już była moim wzorem do naśladowania, a dzięki tej historii tylko mnie utwierdziła w przekonaniu, że dokonałam właściwego wyboru.