Perspektywa Janety
Tydzień później
Od
kilku godzin byłam już w Bristol, szłam ulicą ciągnąc za sobą walizkę. Uśmiech
nie schodził mi z ust, nie wiem czy przez to że wreszcie jestem w domu czy
przez to że wyjechałam z Polski z podpisanymi papierami.
Moje
nogi zaniosły mnie do parku, usiadłam na ławce i zaczęłam rozmyślać, nad tym co
się wydarzyło.
-Miałam
nikomu nie mówić że mam prawo jazdy, a tym razem dzięki Marcinowi wszyscy już
wiedzą...
Wypad
z Tomkiem na lody... Spędzenie trzech dni w moim ukochanym miasteczku a resztę
w Białymstoku...
Z
moich przemyśleń wyrwał mnie telefon, na wyświetlaczu pojawił się Harold.
-Hej
Janeta gdzie jesteś?
-W
parku, a dlaczego pytasz?
-Bo
cię szukam od jakiś 5 minut, chcę porozmawiać -odpowiedział swoim zachrypłym
głosem.
-Ok,
siedzę na ławce, o widzę cię. Odwróć się -nakazałam po czym Harry zauważył mnie
i zaczął iść w moją stronę. Zmierzał szybko w moją stronę, aż taka pilna
musiała być ta rozmowa.
Kiedy
wreszcie był znacznie blisko wstałam i przytuliliśmy się do siebie na
przywitanie, kiedy objął mnie swoimi rękami pragnęłam aby czas się zatrzymał,
ugięły mi się nogi kiedy zaciągnęła się jego perfumami.
-Tęskniłem
-szepnął mi do ucha. -Jak minęła podróż? -zapytał odklejając się ode mnie.
-Dobrze,
miałam dość czasu aby pomyśleć -odpowiedziałam sepleniąc, natychmiast się
zarumieniłam. -Sorry, byłam u dentysty.
-Oh...
rozumiem, to jest... słodkie -odpowiedział uśmiechając się szeroko. A ja
spojrzałam na niego spod byka.
-Może
usiądziemy? -zaproponowałam.
-Jasne.
-No
to o czym chciałeś porozmawiać ze mną? -zapytałam.
-Ah...
No tak... Bo to chodzi o to... Ah... o to co ja czuję do ciebie... Na początku
nie zdawałem sobie sprawy z tego co tak na prawdę czuję, ale dzięki Taylor wiem
że zależy mi na tobie i to bardzo, a ta rozłąka która trwała chyba wieczność,
proszę nie rób tak więcej, bo zwariuję -mówił a ja wsłuchiwałam się w jego
słowa, czyżby Harry próbował wyznać mi miłość? -Wiem że zawaliłem sprawę,
przepraszam cię za to i za to że tak łatwo uwierzyłem Taylor... Nie mogę sobie
tego darować, cały czas mam do siebie żal że tak potraktowałem dziewczynę
która jest dla mnie ważna a więc przejdę już do rzeczy... Boże jeszcze nigdy
się tak nie stresowałem... Janeta kocham cię -Harry z trudem wypowiedział te
dwa piękne słowa, zrobiło to na mnie duże wrażenie, nie wiedziałam co mam
powiedzieć. Moje policzki zaczerwieniły się.
-Harry
ja nie wiem czy to co ja czuję do ciebie można nazwać miłością, ale zapewniam
cię że to co czuję do ciebie jest mocne i bardzo dziwne, nie rozumiem tego
uczucia, które mnie wypełnia jak mnie przytulasz czy siedzisz obok mnie, nie
rozumiem go. Bardzo się boję że nie podołasz zadaniu...I czy starczy ci cierpliwości
na mnie.
-Pozwól
a udowodnię Ci musisz tylko mi pozwolić zbliżyć się do siebie.
-Nie
wiem czy potrafię... Odpycham ludzi od siebie, żeby mniej bolało kiedy
odchodzą-wyznałam łamiącym głosem.
-Nauczę
cię tylko pozwól m się zbliżyć. Nie odejdę, obiecuję -odpowiedział Harry
przytajając mnie.
-Harry
tak bardzo się boję-wyznałam rozklejając się, wtuliłam się w Harrego a on mnie
ucałował w głowę.
Z
Harrym pojechałam do domu, gdzie przywitano mnie tortem i szampanem, myślałam
że nikt nie będzie ze mną rozmawiał że tak postąpiłam ale jak widać pomyliłam
się z czego bardzo się ucieszyłam, aż mi łezka w oku się zakręciła.
-Kto
robił tort? -zapytałam konsumując tort.
Wszystkich
wzrok powędrował w stronę Dominiki.
-To
nie ja, ja tylko kupiłam -wytłumaczyła się.
-No
tak, to by było zbyt piękne aby Dominic zrobiła tort -odpowiedziałam
żartobliwie, po czym Dominika uderzyła mnie poduszką.
Po
zjedzeniu czekoladowego toru, trzeba było posprzątać, pozbierałam talerzyki i
zaniosłam do kuchni za mną podreptała Dominika.
-I
jak?
-Co
jak? -zapytałam odstawiając kruche rzeczy na blat.
-No
jak tak z Harrym? -drążyła, wskoczyła na blat kuchenny.
-Dobrze
porozmawialiśmy, wyjaśniliśmy sobie wszystko i jest dobrze -odpowiedziałam
podchodząc do zmywarki.
-Cieszę
się, a o czym rozmawialiście? -zapytała biorąc pomarańcz i podrzucając ją.
-O
uczuciach -grzecznie odpowiedziałam wkładając naczynia do zmywarki.
-A
całowaliście się?
-Nie
-Jak
to?
-No
tak, nie całowaliśmy się, Harry był zbyt zawstydzony bo ledwo wyznał mi miłość -odpowiedziałam
zamykając zmywarkę.
-Serio?
-Co
mnie odgadujecie? -zapytał Harry wchodząc niespodziewanie do kuchni.
-Nic,
tak se gadamy. Opowiadam dla Dominic jak mnie szukałeś.
-Szukałem,
szukałem, dobre 10 minut.
-Słyszałam
że 5 -odpowiedziałam składając ręce na klatce piersiowej.
Do
kuchni przyszedł Louis z Liamem.
-Skłamałem
-uśmiechnął się zadziornie.
-Biegał
po peronie jak poparzony -powiedział Louis i rzucił w Hazze pomarańczą.
-Omal
się nie popłakał -powiedział Liam śmiejąc się.
-Wcale
tak nie było -powiedział Harry i cisnął w Liama pomarańczą.
-Wiecie
co chłopaki ja muszę jechać.
-Gdzie
jedziesz? Bez nas? -zapytał Liam robiąc minę psiaczka.
-Do
wolontariatu, dawno tam nie byłam -odpowiedziałam znikając zza ścianą.
Pobiegłam
na górę do pokoju Hazzy.
W
pokoju pachniało jego perfumami, uwielbiałam ten zapach, mogłabym go wąchać
cały czas.
Otworzyłam
walizki i zaczęłam szukać jakiś ubrań, następnie się przebrałam i wróciłam na
dół.
-Pa-krzyknęłam
i wyszłam z domu.
Wsiadłam
do samochodu, w którym było czuć męskimi perfumami, ale nie zważałam na to
tylko odpaliłam silnik i pojechałam w stronę wolontariatu.
Zaparkowałam
na parkingu przed budynkiem, wysiadłam i szłam w stronę drzwi, tuż przed
drzwiami wzięłam głęboki oddech po czym weszłam do środka. Na korytarzu
spotkałam panią dyrektor.
-Witaj
Janeta, boisz się mnie? -zapytała z uśmiechem.
-Dzień
dobry, nie dlaczego pani pyta? -zdziwiła się Janet.
-Przez
dłuższy czas nie widziałam Cię, więc myślałam że się mnie przestraszyłaś.
-Uh
nie mogłam, byłam za granicą dlatego nie przychodziłam, przepraszam. Lubię
panią i to nie przez panią nie przychodziłam -odpowiedziałam zakłopotana.
-Przepraszam ale dlaczego miałaby mnie pani przestraszyć? -zapytałam nie
pewnie.
-Cóż
wiele osób mi mówiło że jestem straszna hahaha -zaśmiała się kobieta.
-Nie
prawda, Pani nie jest straszna -pocieszyłam ją.
-Dziękuję,
wiem że chcesz być miła ale to prawda jestem straszna -odpowiedziała z
serdecznym uśmiecham. -Przyznaj że jestem straszna -zaśmiała się.
-No
może troszeczkę -odpowiedziałam po czym obie się zaśmiałyśmy. -Przepraszam ale
pani nie zawsze jest straszna, czasem się pani uśmiecha.
-Janeta
skarbie przestań cały czas mnie przepraszać -uśmiechnęła się łagodnie pani
dyrektor.
-Przepraszam
-odpowiedziałam po czym obie się zaśmiałyśmy.
-Życie
mnie tego nauczyło, nigdy mi nic łatwo nie przychodziło... Nie chcę abyś
pomyślała o mnie że jestem zadufana w sobie czy samolubna dlatego zabiorę Cię
na wycieczkę, chodź -odpowiedziała po czym skinęła ręką abym podążyła za nią,
oczywiście wykonałam to.
Wyszłyśmy
z budynku, po czym podążyłyśmy na parking do samochodu pani Alice.
Pani
dyrektor zabrała mnie w uboga dzielnicę, jechałyśmy wąską ulicą aż w pewnym
momencie się zatrzymałyśmy.
-Widzisz
ten ogromny budynek?-zapytałam pokazując palcem.
-Tak-odpowiedziałam
kulturalnie.
-Tu
była kiedyś fabryka samochodów... Teraz tutaj jest stołówka dla bezdomnych...
Eh...
Tyle wspomnień jest zwianych z tym miejscem, cała moja przeszłość znajduje się
właśnie tu, w tym miejscu.
-Wiesz?
Tu znajdował się mój dom, kiedy... Kiedy uciekałam z domu, który w żaden sposób
nie przypominał domu, moi rodzice byli przeciwnością innych rodziców... W moim
domu na pierwszym miejscu był alkohol, później imprezy, a dzieci na samym
końcu... Nigdy nie było pieniędzy, ale kiedy przyszedł kryzys w którym wyjątkowo
brakowało nam funduszy, siostra wypchnęła mnie za drzwi... Przyszłam właśnie
tu, to był mój dom... Pomagałam takim jak ja, czyli bezdomnym, najpierw
pomogłam psu który wpadł pod samochód i miał łapę złamaną, później znalazłam
pracę i mogłam wynieść się z fabryki i wynająć pokój w jakimś tanim motelu...
Zaczęłam pomagać bezdomnym, pomagałam im stanąć na nogi... Aż pewnego dnia
założyłam malutka działalność "Promyk Nadziei" Znalazło się
więcej takich szaleńców jak ja... Założyłam stronę internetową gdzie wszystko
dokładnie opisałam... Kiedy miałam wystarczająco pieniędzy wykupiłam tą fabrykę
i zrobiłam w niej stołówkę Po pewnym czasie przychodziły wiadomości od ludzi z
miasta, następnie z całego kraju, a później już z całego świata. Ludzie
podziwiali mnie, wpłacali mi pieniądze na Patronita. Mała działalność
ewoluowała w ogromną spółkę... Taka jest moja historia... Jak widzisz dzięki
ciężkiej pracy można dojść na sam szczyt, ale trzeba mieć ogromne samo
zaparcie, motywację, determinację i cierpliwość, niewiele ludzi ma te cechy
dlatego poddają się tuż po starcie... Nasz budynek gdzie mamy biuro Promyka
Nadziei dostałam od władz miasta, znajdowała się tam niegdyś kamienica, nie
było tam nic, ale udało się. Dzięki ludziom o dobrym sercu dziś mamy taki
piękny budynek... Nie wiem co w tobie jest, ale to sprawia że człowiek otwiera
się przed tobą. Nigdy nikomu ze swoich wolontariuszy nie opowiedziałam swojej
historii tylko tobie. To jest dziwne ale za razem przyjemne. Widocznie masz
dobre serduszko a to jest najważniejsze -uśmiechnęła się dyrektorka.
-Miło
mi to słyszeć -odpowiedziałam z serdecznym uśmiechem.
-To
co wracamy? -zapytała pani Alice z lekkim uśmiechem. Kiwnęłam głową na
"tak", pani Alice odpaliła swój samochód po czym zaczęłyśmy wracać.
Jej
historia wstrząsnęła mną, spotkała na swojej drodze tyle przeszkód a ona je
wszystkie pokonała, była bardzo dzielną i silną osobą, za co zaczynałam ją
podziwiać.
Ta
kobieta już była moim wzorem do naśladowania, a dzięki tej historii tylko mnie
utwierdziła w przekonaniu, że dokonałam właściwego wyboru.
Super jak zwykle ^.~ Czekam na kolejny <33
OdpowiedzUsuń