piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 99

Perspektywa Janet


Nawet nie pamiętam kiedy usnęłam, ale obudziłam się wtulona w Harrego co było bardzo miłe. Poranek zapowiadał się uroczo. Odkleiłam się od Harrego, bardzo ostrożnie, bo nie chciałam go obudzić, usiadłam na krawędzi łóżka i wzięłam do ręki swój telefon z angielską kartą, był wyłączony kiedy wyjechałam do Polski no i zapomniałam go włączyć, natychmiast to zrobiłam, przestraszyłam się kiedy usłyszałam muzyczkę która towarzyszyła przy włączaniu telefonu, była dość głośna. Szybko zakryłam głośnik i spojrzałam na Harrego, ale on dalej spał jak zabity. Spojrzałam na wyświetlacz na którym pojawiły się powiadomienia o nieodebranych połączeniach, kliknęłam i moim oczom ukazało się mnóstwo nieodebranych połączeń od chłopków no i od Daniell. Chciałam jak najszybciej do niej oddzwonić odruchowo spojrzałam na zegarek, wskazywał 10.00. Mogłam spokojnie do niej zadzwonić, wyszłam z pokoju i kliknęłam zieloną słuchawkę na ekranie mojego telefonu.
-Tak? -odezwał mi się bardzo znany lecz nieco zachrypnięty głos Daniell.
-Hej Daniell, tu Janeta. Dzwoniłaś do mnie ale ja byłam w Polsce. Co u ciebie słychać? Jak się czujesz? Obudziłam cię? -zasypałam ją pytaniami jak nienormalna.
-Nie, już nie spałam. Czuję się bardzo dobrze, a u mnie jest dużo zmian ale to na dłuższe pogaduchy i nie przez telefon.
-Eh... No to dobrze bo już się bałam że cię obudziłam. Musimy się spotkać, może jakoś na mieście? Małe zakupy? Co ty na to? -mówiłam jak nakręcona. Bałam się że Daniell pomyśli sobie że coś brałam.
-Bardzo chętne no to może o 13.00 w kawiarni... Tam co są bardzo dobre lody truskawkowe... Emm...
Nazywa się.... "Ice Cow".
-Ok, to do zobaczenia -pożegnałam się i rozłączyłam.
Rozpromieniona weszłam do pokoju, oczywiście na paluszkach żeby nie obudzić Hazzy, kiedy powoli i delikatnie zamknęłam drzwi spojrzałam na łóżko... Harry już wstał bo go nie było na łóżku.
Szybko wygrzebałam jakąś koszulkę z śmiesznym nadrukiem kota i do tego jeansy niebieskie, oczywiście założyłam skarpetki a kiedy Harry zwolnił łazienkę się pomalowałam, zrobiłam sobie kreski eyelinerem.
Ah... ten widok kiedy Harry wyszedł pół nagi a na dodatek jeszcze mokry bo wyszedł spod prysznica, miałam ochotę się na niego rzucić ale tylko się wyszczerzyłam jak głupia.
Umiem wyczuć moment kiedy wejść do kuchni. Dominika zaczynała smażyć jajecznicę na bekonie.
-Oo... Robisz jajecznicę, zrób mi -mówiłam błagalnym głosem. -Zrobisz? -pytałam błagalnym głosem. -No weź zrób -wciąż mówiłam błagalnym głosem.
Dominika spojrzała się na mnie i się zaśmiała prawdopodobnie z mojej miny która, sądząc po śmiechu Dominiki była dość... Interesująca.
-Jesteś powalona, zrobię -odpowiedziała pół śmiechem Dominika.
-Dziękuję -przytuliłam ją bardzo mocno. -Kiedy wstałaś? -zapytałam już normalnym głosem.
-Nie mam pojęcia jakieś 2 godziny temu?
-Jej... Wiesz co? Jak wstałam dziś, włączyłam telefon swój z angielską kartą i zobaczyłam że Daniell dzwoniła więc wyszłam po cichu z pokoju i do niej oddzwoniłam, pogadałam z nią i kiedy skończyłam chciałam wejść do pokoju więc po ciuchu otworzyłam drzwi i na palcach, rozumiesz? Na PALCACH... -mówiłam z przejęciem.
-No -burknęła Dominic.
-Ale czy ty rozumiesz? Szłam na PALCACH!!! No i kiedy zamknęłam po cichu drzwi spojrzałam na łóżko... Patrzę a tam Harrego nie ma a ja tak się starałam by go nie obudzić -powiedziałam i uderzyłam z udawanym oburzeniem dłonią w blat, po czym chwyciłam się drugą dłonią bo potłukłam sobie dłoń.
Na co Dominika wybuchła śmiechem, po chwili ja również się śmiałam sama z siebie.
Po śniadaniu zaczęłam się przygotowywać na spotkanie z Daniell, przebrałam się i poprawiłam swój make up.
Miałam zejść na dół ale jeszcze zahaczyłam o Dominiki pokój.
-Chcesz ze mną pójść na mały shoping? -zaglądnęłam przez uchylone drzwi.
-Jezu, wystraszyłaś mnie.
-Wybacz -uśmiechnęła się do niej.
-Nie, muszę się spakować -odpowiedziała z niesmakiem.
-Ok, za godzinkę będę to sobie coś porobimy, do zobaczenie później -odpowiedziałam po czym wyszłam zamykając drzwi.
Siedziałam w umówionym miejscu, jadłam lody truskawkowe, były na prawdę dobre. Po 10 minutach przyszła Daniell, byłam w ciężkim szoku bo nie miała brzucha,
-Hej-przywitałam się z nią buziakiem w policzek.
-Zamawiałaś coś? -zapytała siadając na przeciwko mnie.
-Nie… Daniell gdzie…
-Pytasz o brzuch? Tydzień temu urodziłam przez cesarskie cięcie.
-Jak to się stało?
-Sama nie wiem, po prostu byłam na mieście i odeszły mi wody.
-Z dzieckiem jest wszystko w porządku?
-Ta... Emily jest stabilna, ale leży w inkubatorze -odpowiedziała. –Musi nabrać sił i sama zacząć oddychać.
Podeszła do nas kelnerka która nie wyglądała jakby lubiła tą pracę... Wyglądała jakby dostała patelnią z zaskoczenia w twarz.
Zamówiłyśmy lody truskawkowe. Kontynuowałyśmy naszą rozmowę. Do kawiarni wszedł mężczyzna który był przystojny, miał ciemne oczy które w cale mnie nie kręciły a wręcz odrzucały, brązowe włosy, przez koszulkę było widać że jest umięśniony co mnie jarało.
Podszedł do naszego stolika a Daniell wstała i go pocałowała na co się zdziwiłam.
-Janeta poznaj Johna -przedstawiła mi widać, szczęśliwa Daniell.
-Hej -uśmiechnęłam się –Janeta -dodałam pośpiesznie.
-John, chłopak Daniell -podał mi z uśmiechem dłoń.
-Usiądziemy? -zaproponowała Daniell.
-Tak, jasne -otrząsnęłam się po czym usiadłam.
Zaczęliśmy rozmawiać, ale rozmowa się nie kleiła, nie wiedziałam o czym mam rozmawiać z Johnem.
Tak mogę z nim rozmawiać o tańcu ale ja nie znam się na tym, więc tylko bym się wygłupiła.
Znalazłam idealne wyjście z tej całej sytuacji, kiedy tylko zjadłam lody, przeprosiłam Daniell że nie pójdę z nią na zakupy, ale Dominika wyjeżdża itd. Zabrałam rzeczy, torebkę, pożegnałam się z Daniell i Johnem i szybko wyszłam.
-Jestem geniuszem -powiedziałam sobie w myślach z ogromną satysfakcją, po czym wsiadłam do samochodu i odjechałam.
Jadąc samochodem wpadłam na idiotyczny pomysł i postanowiłam pojeździć sobie po mieście, skręcałam to w lewo to w prawo aż się zgubiłam.
W oddali zauważyłam jakiś budynek i wysokie ogrodzenie więc pojechałam w tamtą stronę, kiedy byłam na miejscu wysiadłam z samochodu i weszłam przez wejście, moim oczom ukazał się tor wyścigowy dla samochodów, akurat ktoś sobie jeździł i oczywiście robił drifting, usiadłam sobie na ławeczce, która była dość zniszczona i bałam się że się połamie kiedy usiądę ale na szczęście nic się nie stało.
Siedziałam wpatrzona w jeżdżący samochód nawet nie zorientowałam się  kiedy koło mnie ktoś usiadł.
-Zajebisty widok.
-Ja pierdole!!! -krzyknęłam przestraszona.
-Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.
-Am... Żyję więc wszytko jest Ok.
-Ja też lubię czasem tu przyjść i popatrzeć na samochody, to mnie relaksuje. A tak w ogóle to jestem Fred -oznajmił z wielkim uśmiechem.
Fred był ubrany w koszulkę z nadrukiem jakiegoś dziwactwa, była dość przerażająca a do tego umazana gdzie nie gdzie w smarach, miał też na sobie spodnie, które były równie umazane w smarach, tylko że bardziej. Na jego nadgarstku była różowa gumowa bransoletka.
-Jestem Janeta, miło cię poznać FRED -Położyłam nacisk na jego imię po czym uśmiechnęłam się do niego. -Hm... Musze przyznać że to miejsce jest cudowne -pochwaliłam, chodź miałam tak na prawdę inne zdanie. Było okropne, brudno, te trybuny były zaniedbane i stare, siatka która ogradzała cały teren posiadłości była podziurawiona i zardzewiała. A budynek był obskurny.
-Nie wcale nie jest cudownie tyle tu trzeba wyremontować, ale nie mamy pieniędzy, nasz warsztat jest mało znany więc i zarobek jest mały. Czasem po prostu przychodzę tu aby przemyśleć pewne sprawy... A ty co tu robisz? -zapytał zerkając na mnie.
-Jestem tu aby pomyśleć... Mam sporo problemów... A najgorsze jest to że nie mam pracy.
-Eh... Praca to podstawa.
-Tak -odpowiedziałam spuszczając głowę.
-Janeta mam genialny pomysł -powiedział wstając na równe nogi, spojrzałam na niego z zapytaniem. -Szukasz pracy a ja szukam kogoś kto by rozsławił mój warsztat -mówił podekscytowany.
-Więc?
-Mam dla ciebie pracę, zostaniesz twarzą mojego warsztatu -wydusił z siebie cały podekscytowany.
-Żartujesz chyba sobie ze mnie.
-Nie jestem poważny.
-Nie, nie będę twoją twarzą.
-Ale dlaczego nie? Chcesz pracę, chcesz zarabiać pieniądze...
-Nie jestem co do tego przekonana -wreszcie uległam.
-Chodź pokażę ci swój raj.
Fred zaprowadził mnie do warsztatu, pokazał co gdzie jest i przedstawił swoim kolegom i partnerowi Gilowi.
Po dłuższej rozmowie doszliśmy do porozumienia, oficjalnie byłam twarzą.
Odeszliśmy kawałek od grupy kolegów Freda, staliśmy na samym końcu warsztatu obok czegoś przykrytego białą płachtą. Kiedy temat się skończył zapytałam o te coś co stoi przykryte białą płachtą.
-To jest mój stary wóz -odpowiedział po czym odkrył kawałek maski samochodu.
-Jej to jest cudo -odpowiedziałam. -Co się stało?
-Ścigałem się w wyścigu ulicznym kiedy miałem wypadek. Wpadłem na barierkę i teraz mam w nogach druty... Nie ścigam się od tamtego czasu a moja kochana Baxi stoi tutaj -mówił ze smutnym wyrazem twarzy głaszcząc kant maski samochodu.
-Tak mi przykro, przepraszam.
-Nic się nie stało -posłał mi uśmiech. -To tak dawno było, że wydaje się jakby to był sen.
Porozmawialiśmy troszeczkę ale w końcu musiałam mu powiedzieć prawdę, że tak na serio to zabłądziłam i nie mam pojęcia jak wrócić, Fred zaśmiał się tylko i poprosił kumpla aby mnie poprowadził do centrum, za co podziękowałam. Umówiłam się z Fredem na następny dzień aby podpisać papiery, jak zauważyłam Fred jest bardzo dokładny i wszystko musi się u niego zgadzać.
Wróciłam do domu, no tak miała być godzinka a wyszło co najmniej 2. Wiedziałam że Dominika nie będzie zadowolona, ale mimo to szybko pobiegłam do jej pokoju. Weszłam bez pukania.
Przed łóżkiem stała Dominika z Zaynem i się całowali, gdy to ujrzałam znieruchomiałam na sekundę, po czym DOSŁOWNIE odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju. Podreptałam do swojego pokoju, przebrałam się w luźniejsze ciuchy, czyli właściwie to zmieniłam tylko bluzkę na bardziej luźniejszą i wygodniejszą. Po chwili do mojego pokoju weszła Dominika z uśmiechem na twarzy, chyba wiedziała że byłam w ich pokoju i widziałam jak się obściskiwali.
-Hej -odpowiedziała z delikatnym uśmiechem.
-Hej -odwzajemniłam uśmiech. -Kiedy jedziesz?
-Za 40 min. Mam autobus do Londynu, a później prom do Belgi.
-Autobus? Przecież miała cię odebrać Olka z Martą.
-Zmiana planów, odbierają mnie z Belgi.
-Musisz wracać? -mówiłam przygnębiona.
-Niestety muszę.
-Zostań ze mną... Nie wytrzymam bez ciebie -odpowiedziałam ze smutną miną.
-Ok kochanie dasz radę, będziemy rozmawiać przez skype -pocieszyła mnie.
-No dobra -westchnęłam jak małe dziecko a Dominika objęła mnie ramieniem.
-Ej, nawet mi nie powiedziałaś jak było w Polsce -upomniała się spoglądając w moje kocie oczy.
-Nawet dobrze, wydało się że mam prawko i to przez Marcina, który wywalił na ziemię mój portfel i się wysypały kartki i musiał akurat zobaczyć moje prawko... No i musiałam jechać z nim do niego do domu na "chwilkę" ale ta chwilka trwała 1.30 godzin. Bo musiał pomóc bratu przy maszynie a ja pomagałam jego bratowej w objedzie. Z Leną odwiedziłyśmy Tomka i Kasię, mają kryzys więc zabrałam Tomka ze sobą to jak wróciliśmy po kilku dniach do Białego to nie mogli się sobą nacieszyć, co było bardzo słodkie.
Eh...  Biedna Kasia nie może mieć dzieci...
-Kasia jest bezpłodna? -powtórzyła z niedowierzaniem Dominika.
-Niestety tak, oboje są załamani. Planowali dwójkę urwisów.
-To jest takie smutne, że są ludzie którzy są porządnymi ludźmi i chcą mieć dziecko i nie mogą a są ludzie którzy w domu mają patologię i mają ich dużo, aż za dużo. To jest takie przykre.
-I smutne -dodałam. -Dobra koniec tych pierdoł, a co ty wyprawiałaś z Malikiem w pokoju? -zaśmiałam się.
-Em... Żegnałam -odpowiedziała lekko zakłopotana. -A wiesz że to nie ładnie tak podglądać?
-No wiem przepraszam, obiecuję to się więcej nie powtórzy -wygłupiałam się.
-Dominica, jedziemy! -doszły nas krzyki Zayna.
-Dominika -odpowiedziałam wstając na równe nogi.
-Żaneta -wykonała taki sam ruch.
Po czym obie się przytuliłyśmy się do siebie.
-Jestem silna, nie będę płakać -mówiłam w myślach, lecz kiedy tylko ujrzałam zapłakaną Dominikę nie wytrzymałam i również się popłakałam. To było takie trudne i ciężkie.
-Pisz, dzwoń -odpowiedziałam.
-Będę -zapewniła Dominika biorąc do ręki torebkę.
-Obiecaj -powiedziałam cała zapłakana.
-Obiecuję -odpowiedziała łamiącym się głosem po czym wyszła z pokoju.
Nasze pożegnanie nie wyglądało jak pożegnanie, wszystko to co chciałam do niej powiedzieć ona już wiedziała.
Pożegnania są na prawdę bardzo trudne i bolesne, dlatego żeby oszczędzić nam bólu nie mówiłyśmy sobie "Do widzenia" czy "Żegnaj", ponieważ te słowa ranią jak żyletka.
"Do widzenia" i "Żegnaj" mówi się na pożegnanie na pogrzebach, kiedy żegna się ze zmarła osobą tak na zawsze.
Zostałam na górze w swoim pokoju, jedynie to podeszłam do okna i spoglądałam jak Dominika pakuje swoje walizki do Land Rovera Harrego.
Dominika przed tym jak wsiadła do samochodu i odjechała odwróciła się i spojrzała w moją stronę i posła buziaka.
Tego samego wieczoru wszystko zmieniło się, każdy siedział na kanapie i patrzył bezmyślnie w telewizor. Nie chciałam zmarnować całego wieczoru, dlatego postanowiłam coś zmienić, zmienić oczywiście na lepsze.
Szybko zaczęłam to realizować. Wstałam i pobiegłam na górę.