Perspektywa Janet
Nawet
nie pamiętam kiedy usnęłam, ale obudziłam się wtulona w Harrego co było bardzo
miłe. Poranek zapowiadał się uroczo. Odkleiłam się od Harrego, bardzo
ostrożnie, bo nie chciałam go obudzić, usiadłam na krawędzi łóżka i wzięłam do
ręki swój telefon z angielską kartą, był wyłączony kiedy wyjechałam do Polski
no i zapomniałam go włączyć, natychmiast to zrobiłam, przestraszyłam się kiedy
usłyszałam muzyczkę która towarzyszyła przy włączaniu telefonu, była dość
głośna. Szybko zakryłam głośnik i spojrzałam na Harrego, ale on dalej spał jak
zabity. Spojrzałam na wyświetlacz na którym pojawiły się powiadomienia o
nieodebranych połączeniach, kliknęłam i moim oczom ukazało się mnóstwo
nieodebranych połączeń od chłopków no i od Daniell. Chciałam jak najszybciej do
niej oddzwonić odruchowo spojrzałam na zegarek, wskazywał 10.00. Mogłam
spokojnie do niej zadzwonić, wyszłam z pokoju i kliknęłam zieloną słuchawkę na
ekranie mojego telefonu.
-Tak?
-odezwał mi się bardzo znany lecz nieco zachrypnięty głos Daniell.
-Hej
Daniell, tu Janeta. Dzwoniłaś do mnie ale ja byłam w Polsce. Co u ciebie
słychać? Jak się czujesz? Obudziłam cię? -zasypałam ją pytaniami jak
nienormalna.
-Nie,
już nie spałam. Czuję się bardzo dobrze, a u mnie jest dużo zmian ale to na
dłuższe pogaduchy i nie przez telefon.
-Eh...
No to dobrze bo już się bałam że cię obudziłam. Musimy się spotkać, może jakoś
na mieście? Małe zakupy? Co ty na to? -mówiłam jak nakręcona. Bałam się że
Daniell pomyśli sobie że coś brałam.
-Bardzo
chętne no to może o 13.00 w kawiarni... Tam co są bardzo dobre lody
truskawkowe... Emm...
Nazywa
się.... "Ice Cow".
-Ok,
to do zobaczenia -pożegnałam się i rozłączyłam.
Rozpromieniona
weszłam do pokoju, oczywiście na paluszkach żeby nie obudzić Hazzy, kiedy
powoli i delikatnie zamknęłam drzwi spojrzałam na łóżko... Harry już wstał bo
go nie było na łóżku.
Szybko
wygrzebałam jakąś koszulkę z śmiesznym nadrukiem kota i do tego jeansy
niebieskie, oczywiście założyłam skarpetki a kiedy Harry zwolnił łazienkę się
pomalowałam, zrobiłam sobie kreski eyelinerem.
Ah...
ten widok kiedy Harry wyszedł pół nagi a na dodatek jeszcze mokry bo wyszedł
spod prysznica, miałam ochotę się na niego rzucić ale tylko się wyszczerzyłam
jak głupia.
Umiem
wyczuć moment kiedy wejść do kuchni. Dominika zaczynała smażyć jajecznicę na
bekonie.
-Oo...
Robisz jajecznicę, zrób mi -mówiłam błagalnym głosem. -Zrobisz? -pytałam
błagalnym głosem. -No weź zrób -wciąż mówiłam błagalnym głosem.
Dominika
spojrzała się na mnie i się zaśmiała prawdopodobnie z mojej miny która, sądząc
po śmiechu Dominiki była dość... Interesująca.
-Jesteś
powalona, zrobię -odpowiedziała pół śmiechem Dominika.
-Dziękuję
-przytuliłam ją bardzo mocno. -Kiedy wstałaś? -zapytałam już normalnym głosem.
-Nie
mam pojęcia jakieś 2 godziny temu?
-Jej...
Wiesz co? Jak wstałam dziś, włączyłam telefon swój z angielską kartą i
zobaczyłam że Daniell dzwoniła więc wyszłam po cichu z pokoju i do niej
oddzwoniłam, pogadałam z nią i kiedy skończyłam chciałam wejść do pokoju więc
po ciuchu otworzyłam drzwi i na palcach, rozumiesz? Na PALCACH... -mówiłam z
przejęciem.
-No
-burknęła Dominic.
-Ale
czy ty rozumiesz? Szłam na PALCACH!!! No i kiedy zamknęłam po cichu drzwi
spojrzałam na łóżko... Patrzę a tam Harrego nie ma a ja tak się starałam by go
nie obudzić -powiedziałam i uderzyłam z udawanym oburzeniem dłonią w blat, po
czym chwyciłam się drugą dłonią bo potłukłam sobie dłoń.
Na
co Dominika wybuchła śmiechem, po chwili ja również się śmiałam sama z siebie.
Po
śniadaniu zaczęłam się przygotowywać na spotkanie z Daniell, przebrałam się i
poprawiłam swój make up.
Miałam
zejść na dół ale jeszcze zahaczyłam o Dominiki pokój.
-Chcesz
ze mną pójść na mały shoping? -zaglądnęłam przez uchylone drzwi.
-Jezu,
wystraszyłaś mnie.
-Wybacz
-uśmiechnęła się do niej.
-Nie,
muszę się spakować -odpowiedziała z niesmakiem.
-Ok,
za godzinkę będę to sobie coś porobimy, do zobaczenie później -odpowiedziałam
po czym wyszłam zamykając drzwi.
Siedziałam
w umówionym miejscu, jadłam lody truskawkowe, były na prawdę dobre. Po 10
minutach przyszła Daniell, byłam w ciężkim szoku bo nie miała brzucha,
-Hej-przywitałam
się z nią buziakiem w policzek.
-Zamawiałaś
coś? -zapytała siadając na przeciwko mnie.
-Nie…
Daniell gdzie…
-Pytasz
o brzuch? Tydzień temu urodziłam przez cesarskie cięcie.
-Jak
to się stało?
-Sama
nie wiem, po prostu byłam na mieście i odeszły mi wody.
-Z
dzieckiem jest wszystko w porządku?
-Ta...
Emily jest stabilna, ale leży w inkubatorze -odpowiedziała. –Musi nabrać sił i
sama zacząć oddychać.
Podeszła
do nas kelnerka która nie wyglądała jakby lubiła tą pracę... Wyglądała jakby
dostała patelnią z zaskoczenia w twarz.
Zamówiłyśmy
lody truskawkowe. Kontynuowałyśmy naszą rozmowę. Do kawiarni wszedł mężczyzna
który był przystojny, miał ciemne oczy które w cale mnie nie kręciły a wręcz
odrzucały, brązowe włosy, przez koszulkę było widać że jest umięśniony co mnie
jarało.
Podszedł
do naszego stolika a Daniell wstała i go pocałowała na co się zdziwiłam.
-Janeta
poznaj Johna -przedstawiła mi widać, szczęśliwa Daniell.
-Hej
-uśmiechnęłam się –Janeta -dodałam pośpiesznie.
-John,
chłopak Daniell -podał mi z uśmiechem dłoń.
-Usiądziemy?
-zaproponowała Daniell.
-Tak,
jasne -otrząsnęłam się po czym usiadłam.
Zaczęliśmy
rozmawiać, ale rozmowa się nie kleiła, nie wiedziałam o czym mam rozmawiać z
Johnem.
Tak
mogę z nim rozmawiać o tańcu ale ja nie znam się na tym, więc tylko bym się
wygłupiła.
Znalazłam
idealne wyjście z tej całej sytuacji, kiedy tylko zjadłam lody, przeprosiłam
Daniell że nie pójdę z nią na zakupy, ale Dominika wyjeżdża itd. Zabrałam
rzeczy, torebkę, pożegnałam się z Daniell i Johnem i szybko wyszłam.
-Jestem
geniuszem -powiedziałam sobie w myślach z ogromną satysfakcją, po czym wsiadłam
do samochodu i odjechałam.
Jadąc
samochodem wpadłam na idiotyczny pomysł i postanowiłam pojeździć sobie po
mieście, skręcałam to w lewo to w prawo aż się zgubiłam.
W
oddali zauważyłam jakiś budynek i wysokie ogrodzenie więc pojechałam w tamtą
stronę, kiedy byłam na miejscu wysiadłam z samochodu i weszłam przez wejście,
moim oczom ukazał się tor wyścigowy dla samochodów, akurat ktoś sobie jeździł i
oczywiście robił drifting, usiadłam sobie na ławeczce, która była dość
zniszczona i bałam się że się połamie kiedy usiądę ale na szczęście nic się nie
stało.
Siedziałam
wpatrzona w jeżdżący samochód nawet nie zorientowałam się kiedy koło mnie
ktoś usiadł.
-Zajebisty
widok.
-Ja
pierdole!!! -krzyknęłam przestraszona.
-Przepraszam,
nie chciałem cię wystraszyć.
-Am...
Żyję więc wszytko jest Ok.
-Ja
też lubię czasem tu przyjść i popatrzeć na samochody, to mnie relaksuje. A tak
w ogóle to jestem Fred -oznajmił z wielkim uśmiechem.
Fred
był ubrany w koszulkę z nadrukiem jakiegoś dziwactwa, była dość przerażająca a
do tego umazana gdzie nie gdzie w smarach, miał też na sobie spodnie, które
były równie umazane w smarach, tylko że bardziej. Na jego nadgarstku była
różowa gumowa bransoletka.
-Jestem
Janeta, miło cię poznać FRED -Położyłam nacisk na jego imię po czym
uśmiechnęłam się do niego. -Hm... Musze przyznać że to miejsce jest cudowne -pochwaliłam,
chodź miałam tak na prawdę inne zdanie. Było okropne, brudno, te trybuny były
zaniedbane i stare, siatka która ogradzała cały teren posiadłości była
podziurawiona i zardzewiała. A budynek był obskurny.
-Nie
wcale nie jest cudownie tyle tu trzeba wyremontować, ale nie mamy pieniędzy,
nasz warsztat jest mało znany więc i zarobek jest mały. Czasem po prostu
przychodzę tu aby przemyśleć pewne sprawy... A ty co tu robisz? -zapytał
zerkając na mnie.
-Jestem
tu aby pomyśleć... Mam sporo problemów... A najgorsze jest to że nie mam pracy.
-Eh...
Praca to podstawa.
-Tak
-odpowiedziałam spuszczając głowę.
-Janeta
mam genialny pomysł -powiedział wstając na równe nogi, spojrzałam na niego z
zapytaniem. -Szukasz pracy a ja szukam kogoś kto by rozsławił mój warsztat -mówił
podekscytowany.
-Więc?
-Mam
dla ciebie pracę, zostaniesz twarzą mojego warsztatu -wydusił z siebie cały
podekscytowany.
-Żartujesz
chyba sobie ze mnie.
-Nie
jestem poważny.
-Nie,
nie będę twoją twarzą.
-Ale
dlaczego nie? Chcesz pracę, chcesz zarabiać pieniądze...
-Nie
jestem co do tego przekonana -wreszcie uległam.
-Chodź
pokażę ci swój raj.
Fred
zaprowadził mnie do warsztatu, pokazał co gdzie jest i przedstawił swoim
kolegom i partnerowi Gilowi.
Po
dłuższej rozmowie doszliśmy do porozumienia, oficjalnie byłam twarzą.
Odeszliśmy
kawałek od grupy kolegów Freda, staliśmy na samym końcu warsztatu obok czegoś
przykrytego białą płachtą. Kiedy temat się skończył zapytałam o te coś co stoi
przykryte białą płachtą.
-To
jest mój stary wóz -odpowiedział po czym odkrył kawałek maski samochodu.
-Jej
to jest cudo -odpowiedziałam. -Co się stało?
-Ścigałem
się w wyścigu ulicznym kiedy miałem wypadek. Wpadłem na barierkę i teraz mam w
nogach druty... Nie ścigam się od tamtego czasu a moja kochana Baxi stoi tutaj -mówił
ze smutnym wyrazem twarzy głaszcząc kant maski samochodu.
-Tak
mi przykro, przepraszam.
-Nic
się nie stało -posłał mi uśmiech. -To tak dawno było, że wydaje się jakby to
był sen.
Porozmawialiśmy
troszeczkę ale w końcu musiałam mu powiedzieć prawdę, że tak na serio to
zabłądziłam i nie mam pojęcia jak wrócić, Fred zaśmiał się tylko i poprosił
kumpla aby mnie poprowadził do centrum, za co podziękowałam. Umówiłam się z
Fredem na następny dzień aby podpisać papiery, jak zauważyłam Fred jest bardzo
dokładny i wszystko musi się u niego zgadzać.
Wróciłam
do domu, no tak miała być godzinka a wyszło co najmniej 2. Wiedziałam że
Dominika nie będzie zadowolona, ale mimo to szybko pobiegłam do jej pokoju.
Weszłam bez pukania.
Przed
łóżkiem stała Dominika z Zaynem i się całowali, gdy to ujrzałam znieruchomiałam
na sekundę, po czym DOSŁOWNIE odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju.
Podreptałam do swojego pokoju, przebrałam się w luźniejsze ciuchy, czyli
właściwie to zmieniłam tylko bluzkę na bardziej luźniejszą i wygodniejszą. Po
chwili do mojego pokoju weszła Dominika z uśmiechem na twarzy, chyba wiedziała
że byłam w ich pokoju i widziałam jak się obściskiwali.
-Hej
-odpowiedziała z delikatnym uśmiechem.
-Hej
-odwzajemniłam uśmiech. -Kiedy jedziesz?
-Za
40 min. Mam autobus do Londynu, a później prom do Belgi.
-Autobus?
Przecież miała cię odebrać Olka z Martą.
-Zmiana
planów, odbierają mnie z Belgi.
-Musisz
wracać? -mówiłam przygnębiona.
-Niestety
muszę.
-Zostań
ze mną... Nie wytrzymam bez ciebie -odpowiedziałam ze smutną miną.
-Ok
kochanie dasz radę, będziemy rozmawiać przez skype -pocieszyła mnie.
-No
dobra -westchnęłam jak małe dziecko a Dominika objęła mnie ramieniem.
-Ej,
nawet mi nie powiedziałaś jak było w Polsce -upomniała się spoglądając w moje
kocie oczy.
-Nawet
dobrze, wydało się że mam prawko i to przez Marcina, który wywalił na ziemię
mój portfel i się wysypały kartki i musiał akurat zobaczyć moje prawko... No i
musiałam jechać z nim do niego do domu na "chwilkę" ale ta chwilka
trwała 1.30 godzin. Bo musiał pomóc bratu przy maszynie a ja pomagałam jego
bratowej w objedzie. Z Leną odwiedziłyśmy Tomka i Kasię, mają kryzys więc
zabrałam Tomka ze sobą to jak wróciliśmy po kilku dniach do Białego to nie
mogli się sobą nacieszyć, co było bardzo słodkie.
Eh...
Biedna Kasia nie może mieć dzieci...
-Kasia
jest bezpłodna? -powtórzyła z niedowierzaniem Dominika.
-Niestety
tak, oboje są załamani. Planowali dwójkę urwisów.
-To
jest takie smutne, że są ludzie którzy są porządnymi ludźmi i chcą mieć dziecko
i nie mogą a są ludzie którzy w domu mają patologię i mają ich dużo, aż za
dużo. To jest takie przykre.
-I
smutne -dodałam. -Dobra koniec tych pierdoł, a co ty wyprawiałaś z Malikiem w
pokoju? -zaśmiałam się.
-Em...
Żegnałam -odpowiedziała lekko zakłopotana. -A wiesz że to nie ładnie tak
podglądać?
-No
wiem przepraszam, obiecuję to się więcej nie powtórzy -wygłupiałam się.
-Dominica,
jedziemy! -doszły nas krzyki Zayna.
-Dominika
-odpowiedziałam wstając na równe nogi.
-Żaneta
-wykonała taki sam ruch.
Po
czym obie się przytuliłyśmy się do siebie.
-Jestem
silna, nie będę płakać -mówiłam w myślach, lecz kiedy tylko ujrzałam zapłakaną
Dominikę nie wytrzymałam i również się popłakałam. To było takie trudne i
ciężkie.
-Pisz,
dzwoń -odpowiedziałam.
-Będę
-zapewniła Dominika biorąc do ręki torebkę.
-Obiecaj
-powiedziałam cała zapłakana.
-Obiecuję
-odpowiedziała łamiącym się głosem po czym wyszła z pokoju.
Nasze
pożegnanie nie wyglądało jak pożegnanie, wszystko to co chciałam do niej
powiedzieć ona już wiedziała.
Pożegnania
są na prawdę bardzo trudne i bolesne, dlatego żeby oszczędzić nam bólu nie
mówiłyśmy sobie "Do widzenia" czy "Żegnaj", ponieważ te
słowa ranią jak żyletka.
"Do
widzenia" i "Żegnaj" mówi się na pożegnanie na pogrzebach, kiedy
żegna się ze zmarła osobą tak na zawsze.
Zostałam
na górze w swoim pokoju, jedynie to podeszłam do okna i spoglądałam jak
Dominika pakuje swoje walizki do Land Rovera Harrego.
Dominika
przed tym jak wsiadła do samochodu i odjechała odwróciła się i spojrzała w moją
stronę i posła buziaka.
Tego
samego wieczoru wszystko zmieniło się, każdy siedział na kanapie i patrzył
bezmyślnie w telewizor. Nie chciałam zmarnować całego wieczoru, dlatego
postanowiłam coś zmienić, zmienić oczywiście na lepsze.
Szybko
zaczęłam to realizować. Wstałam i pobiegłam na górę.
cudny kotku :*
OdpowiedzUsuńwiesz że cie kocham :* <33