czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 85

Perspektywa Żanety


To był zły pomysł abym próbowała każdego drinka, przeszłam swoją granicę wytrzymałości i noc zapowiedziała się kolorowo. Harry miał całe łóżko dla siebie. Calutką noc spędziłam w łazience. Na początku siedziałam w łazience Hazzy ale on potrzebował do łazienki, więc przeniosłam się na dół i tam spędziłam resztę nocy. Przebudziłam się dopiero ok 7.00 wzięłam prysznic umyłam zęby, myślałam że zwymiotuję ale nie miałam czym, więc tego nie zrobiłam.
Owinięta ręcznikiem z mokrą głową poszłam na górę, gdy weszłam do pokoju Hazzy od razu się cofnęłam, ten zapach mnie odrzucał. Na bezdechu doszłam do okna i je otworzyłam.
-Co ty robisz? -zapytał nie ruszając się.
-Nic, śpij -odpowiedziałam i zaczęłam szukać ubrań w szafie. Po chwili wyciągnęłam przypadkowe ubrania i poszłam do łazienki. Umalowałam się, pomimo że nie miałam ochoty i siły na to, ale wyglądałam okropnie jakby coś mnie przejechało, na przykład walec. Nogi bardzo mnie bolały także nie zakładałam butów, chodziłam z gołymi stopami, czułam się jak w niebie chodząc po zimnej terakocie.
Zeszłam na dół, Hope od razu do mnie podbiegła, wzięłam ją na ręce i przytuliłam ją. Zabrałam do kuchni, nakarmiłam swojego głodomora. Sama nie miałam ochoty jeść, wręcz przeciwnie, gdy patrzyłam na jedzenie od razu mnie mdliło.
Zobaczyłam czy czegoś nie trzeba kupić do domu, posprawdzałam wszystko i sporządziłam listę, nawet napisałam do Leny czy ma czas. Po kilku minutach odpisała że chętnie się ze mną zobaczy. Weszłam na górę po torebkę i trampki. Zbiegłam na dół zabrałam ze sobą Hope, ale wcześniej założyłam jej szelki i wsadziłam ją do transportera. Pojechałam najpierw do sklepu, kupiłam małej Lucy sok a dla dorosłych ciasto. Pojechałam do Leny, zakupy do domu postanowiłam zrobić kiedy będę wracać.
Kiedy mnie Lena zobaczyła uściskała mnie na powitanie, mówiąc uściskała mam na myśli prawie mnie udusiła.
-Lena ja też się stęskniłam -odpowiedziałam ostatkiem tchu.
-Przepraszam, ale tak się stęskniłam, nawet sobie nie wyobrażasz.
-Oj chyba wiem o czym mówisz-zaśmiałam się. -A gdzie Lucy?
-Emm... Poszła z tatą na spacerek -odpowiedziała lekko zmieszana.
-Co się dzieje? -zapytałam
-Chcesz herbatę?
-Nie wolę wodę. Ale powiedz mi co się dzieje? Nie układa się między wami?
-Nic wszystko jest Ok.
-Jak bym ciebie nie znała, takie kity to sobie wciskaj dla kogoś innego ale nie mi-odpowiedziałam siadając na krześle przy stole.
-Ojej, no dobrze niech ci będzie -Lena usiadła z kubkiem gorącej kawy i opowiedziała mi o wszystkim.
-Myślisz że Marcel mógłby cię zdradzić? I na dodatek z jakąś instruktorką fitnessu?
-Nie mam pojęcia, cały czas mówi o niej, chwali ją. Ja rozumiem nie wyglądam tak jak przedtem i już nawet chyba nie powrócę do tej figury i wagi sprzed ciąży, no ale jesteśmy małżeństwem, mieliśmy być na dobre i na złe.Nie wiem co mam zrobić, brakuje mi sił, jestem zmęczona, niewyspana bo śpię na kanapie lub na cienkim materacu na podłodze -odpowiedziała łamiącym się głosem.
-Lena musisz odpocząć, zrób sobie dzień w SPA. A co chodzi o Marcela to powiedziałaś mu o swoich wątpliwościach?
-A jak myślisz, powiedziałam i przez to nie gadamy prawie ze sobą.
-Daj mu powód aby też był zazdrosny, zapisz się do tego samego klubu co on.
-Nie no nie jestem taka.
-Ale na siłownię możesz się zapisać to ci wyjdzie na zdrowie.
-A z kim ja małą zostawię?
-Ze mną ale dopiero za tydzień bo jutro jadę na biwak z 1D.
-Dobrze że chodź tobie się układa.
-No powiedzmy, jest ok ale nie wiem sama. Po tym wyjeździe miejmy nadzieję że się wszystko wyjaśni.
-Na pewno-Lena wzięła mnie za dłoń. W tej chwili wszedł Marcel z Łucją. Wstałam od stołu i podeszłam do Marcela. Przywitałam się z nim i wzięłam małą.
Zaczęłam ruszać ustami, układałam je w słowa kierowane do Leny.
-Pogadaj z nim
-Nie -odpowiedziała mi tak samo jak ja.
-Już! -zrobiłam groźną minę i oznajmiłam że zabiorę małą na jeszcze jeden spacer tym razem z Hopey bo Hope musi zrobić siku.
Wyszłam z małą i Hope z domu, kicia zrobiła siku i wskoczyła do koszyka pod wózkiem, tam się położyła i usnęła. Po drodze zadzwoniłam do Andyiego czy by nie chciał się spotkać w parku, dodałam że porwałam Lucy.
Po 10 minutach bezczynnego czekania pojawił się Andy, przywitał się ze mną i z Lucy która się ucieszyła na jego widok, widocznie jeszcze go pamiętała. Andy ostrożnie wziął Lucy na ręce i zaczął się z nią bawić, malutkiej poleciała z ust ślina, więc wzięłam pieluszkę i wytarłam, akurat szła jakaś starsza pani.
-Jak to miło popatrzeć na szczęśliwą, kochającą się rodzinę -odpowiedziała splatając dłonie i uśmiechając się.
-Dziękujemy -odpowiedział Andy.
-Długo już jesteście małżeństwem? -zapytała.
-Yyy... -podrapał się po głowie Andy.
Spojrzałam na małą Lucy a po chwili na starszą panią.
-Dwa miesiące -odpowiedziałam.
Staruszka spojrzała się na mnie ze zdziwieniem.
-Nie chciałam iść do ślubu z brzuchem -wyjaśniłam.
-Rozumiem, ja wzięłam ślub kiedy byłam już w ciąży, ale to były inne czasy ... Teraz nie często się widuje tak zakochanych ludzi, nie często. Ahh... -odpowiedziała staruszka i odeszła powolnym krokiem, jeszcze trochę przyglądaliśmy się odchodzącej pani a po chwili wybuchliśmy śmiechem, nawet Lucy się zaśmiała co było urocze.
Siedzieliśmy dość długo w parku, w końcu Andy musiał iść. Zabrał ze sobą Hopey, uzgodniłam z nim że resztę rzeczy dostarczę mu później. My również poszłyśmy z parku do domu.
Kiedy weszłyśmy do domu, przypominał pole bitwy, krzyknęłam że już jesteśmy Lena przyszła, wyglądała nieco inaczej, koszula którą miała na sobie była krzywo pozapinana i była cała rozczochrana.
-I jak poszła rozmowa? -zaśmiałam się.
-Yyy... Dobrze -odpowiedziała zakłopotana.
-Dobra mała śpi a ja zmykam do domu, pa -pożegnałam się i wyszłam.
Wsiadłam do samochodu, pojechałam po zakupy.
W domu ujrzałam chaos każdy coś robił, chodził coś donosił, wynosił. Nie wiedziałam w co ręce włożyć. Poszłam na górę, spakowałam się.
-Pomóc w czymś?? -zapytałam.
-Możesz ogarnąć namioty.
Poszłam do piwnicy w której był Harry.
-Masz namioty?? -zapytałam.
-Tak -dopowiedział oschle.
-Potrzebujesz pomocy? -zapytałam.
-Nie.
-Pomogę Ci -odpowiedziałam biorąc dwa namioty. Zaniosłam te dwa namioty do swojego samochodu, za mną szedł Harry z resztą namiotów, było widać było że chyba się obraził, ale za co?
-Co się stało? -zapytałam.
-Nic -odpowiedział.
-Harry powiedz mi, co się stało? -zapytałam chwytając go za przedramię, miałam dość, obrażał się za wszystko.
-Podoba ci się Andy?
-Co? –zaśmiałam się. -To jest mój przyjaciel, mówiłam ci tyle razy -odwróciłam się i poszłam do domu. Weszłam wszyscy byli na dole pakowali ostatnie rzeczy, poszłam do kuchni wzięłam kartkę na której zapisałam różne rzeczy które trzeba wziąć na biwak. Weszłam z powrotem do salonu, zaczęłam pytać się czy te rzeczy zostały spakowane, po dokonaniu sprawdzenia zanieśliśmy wszystkie torby do mojego auta i Harrego. Ze mną jechała Dominika i Liam a z Harrym jechał Niall z Zaynem. Jechałam za Harrym, on był nawigatorem ale mimo wszystko miałam włączony GPS.
-Janeta wszystko w porządku? -zapytała Dominika spoglądając na Liama.
-Tak -odpowiedziałam patrząc przed siebie.
-Jesteś zdenerwowana -odpowiedział Liam.
-Zaraz mi przejdzie -odpowiedziałam i włączyłam muzykę. Chciałam się zrelaksować i odstresować.
Kiedy znajdowaliśmy się blisko stacji benzynowej Harry mrugnął światłami awaryjnymi, zawiadamiając mnie że skręca zatankować, ja nie miałam takiej potrzeby ale zjechałam razem z nim. Po wjechaniu na stację, Harry wjechał w miejsce do tankowania ja stałam równolegle do niego, wysiedliśmy z samochodu.
Dominika z Liamem poszli do sklepu, a ja stałam oparta o drzwi samochodowe, byłam skierowana wprost na Harrego. Harry spojrzał się na mnie, od razu moja złość powróciła, wyciągnęłam papierosa, założyłam okulary i zaczęłam palić, Harry w tym czasie karmił swoje auto.
Z samochodu Hazzy wysiadł Zayn, podszedł do mnie.
-Co ty robisz? -zapytał spokojnym, opanowanym głosem.
-Nic -odpowiedziałam i spuściłam wzrok.
-On jest zazdrosny -odpowiedział cichym głosem i wyciągną  papierosa z moich ust. Harry zmierzył w stronę sklepu.
-Po co od razu wyskakiwał "Podoba cię Andy?" -odpowiedziałam parodiując Hazze.
-Janet zrozum ... On cię bardzo lubi i jest o ciebie bardzo zazdrosny, to normalne.
-Raz już rozmawialiśmy na ten temat i mu mówiłam że Andy jest moim przyjacielem, lubię go, ale to tyle. Nie łączy mnie z nim nic. Denerwuje mnie to że Harry mi nie ufa -odpowiedziałam podnosząc swój głos, w tym momencie ze sklepu wyszła Domin, Liam i Harry.
-Jedziemy? -podszedł Liam z uśmiechem.
-Tak -odpowiedziałam.
-Janeta pamiętaj o tym co ci powiedziałem.
-Ty też pamiętaj o tym, co ja ci powiedziałam -odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu, ruszyłam z piskiem opon. Wysunęłam się na prowadzenie. Jechałam dość szybko, muzyka była bardzo głośno, wkurzyłam się, musiałam jakoś odreagować. Dominika z Liamem byli skołowani, nie wiedzieli co się dzieje.
Po chwili nieco zwolniłam.
-Powiedz co się stało -odpowiedział Liam.
-Najpierw dla Dominic, ok? -zapytałam Liama po dłuższej dyskusji w mojej głowie, powiedzieć czy nie powiedzieć, postanowiłam, że powiem.
Opowiedziałam dla Dominiki a potem dla Liama, oboje mieli takie samo zdanie.
-Harry przesadził i musicie pogadać -to są słowa damsko-męskie.
Po chwili dostałam smsa, kazałam Dominice go odczytać.
-To Harry. "Musimy pogadać" -odpowiedziała.
-Odpisz "na miejscu"
-Ja nie umiem -odpowiedziała po Polsku.
-Pomogę ci -odpowiedziałam po angielsku. -Pisz! -powiedziałam z uśmiechem. Dominika odpisała.
-Harry odpisał "Jedź albo giń" -przeczytała Dominka. -On Ci rzuca wyzwanie? -zapytała.
-Aham -przytaknęłam. Harry wyprzedził mnie.
-Napisał "Ścigamy się do znaku sygnalizującego ostre zakręty”.
Po długim wymijaniu się wreszcie ujrzałam znak, mówiący że meta się zbliża, byłam na prowadzeniu, Harry zaczynał mnie wyprzedzać ale nie dałam się i docisnęłam pedał gazu do podłogi, w ten sposób wygrałam. Resztę drogi jechałam spokojnie z dużym uśmiechem i dumą.

wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 84

Perspektywa Harryego


To był dobry pomysł aby pojechać na biwak. Nigdy nie byłem na takim biwaku, dlatego od razu zgodziłem się i zacząłem namawiać resztę. Włączyłem się w organizacje, nawet zaproponowałem żeby zaprosić Louisa z Eleonor, chodź szczerze w to wątpiłem. Eleonor, jakby to powiedzieć, jest miastowa. Kontakt z naturą to nie jej konik. Naturę widziała jedynie na ekranie telewizora, no i jeszcze w parku. Pomimo moich wątpliwości jednak zaproponowałem żeby ich zaprosić. Po dojściu do porozumienia Janeta zabrała Liama i Nialla na zakupy w związku z wyjazdem, który odbędzie się za dwa dni. Ja pojechałem do Louisa i Eleonor aby ich osobiście zaprosić. Tak jak przewidziałem Elonor grymasiła, ale Louis ją przekonał i zgodzili się. Powiedziałem co mają przygotować, kiedy wspomniałem o środku na komary, to się zaczęło.
-Tam będą komary?- zdziwiła się Eleonor.
-Tak, będziemy blisko lasu -odpowiedziałem stanowczo.
-O nie, to ja nie jadę -oznajmiła.
-Dlaczego?- spytał Louis.
-Przecież wiesz że ja nienawidzę komarów, będę cała pogryziona. Jeszcze nabiorę się boreliozy. O nie! -odpowiedziała podniesionym głosem El.
-Kochanie, popryskasz się sprejem i nie pogryzą cię, a po za tym  będziemy siedzieć przy ognisku, zobaczysz będzie fajnie.
-A nie możemy zostać w domu?
-Cały czas w nim siedzimy, nie możemy trochę zaszaleć? El proszę, zrób to dla mnie. Te cztery ściany mnie dobijają -odpowiedział Louis patrząc błagalnym wzrokiem na El.
-No dobrze, zrobię to dla ciebie -odpowiedziała El.
-No to mamy załatwione, tak? -zapytałem by się upewnić.
-Tak, jedziemy.
-No to wyjazd za dwa dni o godzinie 10.00 -poinformowałem wstając z kanapy.
-Ok. -przytakną Louis, również wstając z kanapy.
-Nie mogę mam kosmetyczkę o tej godzinie -odpowiedziała Eleonor. Spojrzałem na Louisa błagalnym wzrokiem.
-Dobra ja to załatwię, spotykamy się za dwa dni o 10.00 u was -odpowiedział Louis.
-Dzięki stary -odpowiedziałem i podałem rękę na pożegnanie.
Wyszedłem z jego mieszkania, wsiadłem do samochodu. Spojrzałem na zegarek, siedziałem u nich 1.5 godziny. Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę domu.
Po powrocie do domu, wszedłem do środka. Wszedłem do salonu gdzie siedzieli chłopaki opowiedziałem im co się wydarzyło. Między nami nastała cisza, z kuchni dobiegała rozmowa Janet z Dominic ale nic nie rozumiałem, tak one rozmawiały po polsku.
Tą ciszę przerwał nam Niall, wyskoczył z propozycją aby iść na podwórko bo rozpogodziło się. Wszyscy poparliśmy tę decyzję. Wszyscy poszliśmy do ogrodu, zabrałem Hope, zacząłem się z nią bawić. Po chwili pojawiły się dziewczyny. Po dłuższej zabawie, Hope miała dość mnie i sobie poszła. położyła się na trawie i zasnęła, zaczęło mi się nudzić poszedłem do środka. Napiłem się zimnego piwa z lodówki. Wraz z napojem w dłoni wróciłam do ogrodu, podszedłem do dziewczyn, Janeta spojrzała na mnie, kiedy zobaczyła że mam piwo w dłoni zabrała mi je i upiła łyk. Pogoda zaczęła się zmieniać z chwili na chwilę, po sekundzie niebo zaszło deszczowymi chmurami a co najgorsze deszcz luną z nieba jakby ziemia przyciągała go z ogromną siłą. Wszyscy zerwali się na równe nogi, zaczęliśmy biegać w popłochu. Po minucie byliśmy wszyscy w salonie. Niestety każdy z nas zapomniał o Hopey, Janeta przypomniała sobie po 10 minutach. Janeta nie zastanawiając się wybiegła na taras, Hopey siedziała pod leżakiem była zmarznięta i przerażona. Janeta przytuliła ją i wzięła do domu, usiadła z nią na kanapie, okryła siebie i ją kocem. Hope była w jej objęciach. Po paru minutach zaczęła radośnie mruczeć.
Siedzieliśmy w salonie i graliśmy w karty albo na PS. Janeta wygrała z Niallem, ale z Liamem już jej się nie udało, pomimo to nie chciała poddać się tak łatwo. Za drugim razem również przegrała ale za trzecim wreszcie wygrała. Jej szczęście było nie do opisania, cieszyła się jak małe dziecko. Ale w końcu dotarło do niej że Liam dał jej wygrać, wtedy zaczęli się bić.
Zaczął dzwonić telefon, Niall wstał i wyszedł do innego pomieszczenia. Za kilkanaście minut wrócił.
-Ej chcecie jechać na imprezę do klubu? -zapytał przysłaniając mikrofon w telefonie dłonią.
Każdy spojrzał na każdego wszyscy skinęliśmy głowami na "tak". Po skończonej rozmowie Niall oznajmił że Josh ze swoją koleżanką przyjadą po nas o 20.00, była dopiero 15.00, mieliśmy trochę czasu, każdy zajął się tym co robił przed sekundą. Janeta z Dominic wstały.
-Gdzie idziecie?
-Rozwiesić pranie -odpowiedziała Janeta.
-Tylko wróćcie -zaśmiałem się.
-Dobrze wrócimy -odpowiedziała i znikły.
Po 2 godzinach odpoczynku czas był na kolację, Janeta dalej była w pralni więc ja musiałem zrobić kolację. Pomyślałem nad taką przekąską, ale postanowiłem podać jako kolację. Podczas mojej pracy, odwiedzało mnie dość dużo osób, nie bardzo lubiłem jak ktoś się kręci po kuchni kiedy ja coś robię, to mnie bardzo irytowało. Pod sam koniec mojej pracy przyszła Janeta. Wystraszyła mnie. Zaszła mnie od tyłu, omal nie upuściłem blachy z plackami. Po 15 minutach, wszyscy zasiedliśmy do uczty a po niej każdy poszedł na górę się przyszykować na imprezę. Poszedłem pierwszy a kiedy wyszedłem Janeta była już w pokoju i przewalała ubrania w szafie.
-Posprzątałam po kolacji -oznajmiła.
-Nie musiałaś, bym posprzątał -oznajmiłem.
-Ale ja chciałam -odpowiedziała patrząc mi w oczy. -O co o tym sądzisz? -zapytała Janeta pokazując sukienkę.
-No, no -odpowiedziałem machając głową. -Jest świetna. A teraz idź pod prysznic, bo zostało mało czasu.
-Ok. -odpowiedziała i wstała z podłogi, zamknęła szafę, podeszła do półki wzięła bieliznę i poszła do łazienki po 30 minutach wyszła. Była umalowana, założyła szpilki, wzięła torebkę, spakowała do niej kilka rzeczy.
-Gotowa? -zapytałem z uśmiechem.
-Prawie -odpowiedziała.
-Co? jak to? -zapytałem z powagą.
-Muszę iść po coś do Dominic -odpowiedziała i wyszła. Po kilkunastu minutach czekania na dziewczyny na dole wreszcie przyszły.

Perspektywa Dominiki


Musiałam pogadać z Żanetą, poprosiłam ją aby udać się do pralni bo muszę z nią pogadać. Opowiedziałam wszystko ze szczegółami, Żaneta pocieszyła mnie.
-Dominiś, czemu obwiniasz się? -zapytała przytulając mnie.
-To jest moja wina.
-Nie to nie jest twoja wina, nic na siłę. Poczułaś że nie jesteś gotowa i przerwałaś to zrozumiałe -odpowiedziała i mocnej mnie przytuliła.
-Miałam taką okazję, każda inna bez zastanowienia zrobiła to.
-Ale ty nie jesteś każda inna. Jesteś inna i Zayn dobrze to wie. A po za tym przecież powiedziałaś Zaynowi że jeszcze tego nie robiłaś, on to zrozumiał. Nie musisz się tym tak przejmować.
-A jak nigdy nie będę gotowa? -odpowiedziałam załamanym głosem.
-Będziesz, poczujesz to. 
-Kiedy?
-W odpowiednim momencie. 
-W jakim momencie? Co poczuję? Żaneta ja nie wiem. Z jednej strony chciałabym i to bardzo a z drugiej mam obawy -odpowiedziałam i usiadłam przy ścianie, Żaneta usiadła obok mnie.
-Będziesz wiedzieć -odpowiedziała i się zaśmiałyśmy. -Dominika potrzebujesz czasu aby się tych wątpliwości pozbyć. Jeśli będziesz chciała spędzić z Zaynem noc, to zrób kolację, kup dobre wino a potem to już sama zobaczysz. Tylko idź do sypialni bo kiedy wrócimy to nie chcę zobaczyć was na kanapie czy na podłodze -doradziła mi Żaneta.
-Kocham Cię, wiesz? -odpowiedziałam i położyłam głowę na ramie Żanety.
-Tak wiem -zaśmiała się Żaneta. -Ja ciebie też kocham -dodała.
Po długiej wyczerpującej rozmowie wyszłyśmy z pralni, wzięłam od Żanety kosz z praniem, postanowiłam ją wyręczyć, zaniosłam ubrania na górę. Kiedy zeszłam kolacja była gotowa.
Po kolacji pomogłam Żanecie posprzątać, a następnie obie poszłyśmy pod prysznic, trzeba było się przygotować do imprezy. Weszłam do pokoju ujrzałam, Zayna bez koszulki, zatkało mnie. Nie wiedziałam co mam zrobić, podeszłam do szafy wzięłam jakąś bluzkę, spodnie, bieliznę i poszłam do łazienki. Wykąpałam się, pomalowałam, zrobiłam fryzurę. Wyszłam z łazienki ubrana, Zayn komplementował mój wygląd, zarumieniłam się. Zayn podszedł do mnie, jego perfumy powędrowały za nim z lekkim opóźnieniem  ale wybaczyłam kiedy poczułam ich woń. Zayn podszedł bardzo blisko, podniósł mój podbródek, spojrzałam dla Zayna w oczy. Było mi nadal wstyd za tą nieudaną noc.
-Zayn prze... -chciałam go przeprosić ale nie dał mi dojść do słowa.
-Cii... -położył mi palec na ustach. -Zapomnijmy o tym -dodał i pocałował mnie namiętnie. Nasz pocałunek przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę -odpowiedział Zayn.
-Hej przeszkodziłam? -odpowiedziała Żaneta.
-Nie -odpowiedziałam przecierając kontur moich ust.
-Potrzebuję twojej pomocy -odpowiedziała.
- Co się stało? –zapytałam.
-Pożyczysz mi tą srebrną bransoletkę?
-Pewnie.
Żaneta jeszcze poszła do swojego pokoju po kurtkę. Obie zeszłyśmy, tak jak to zazwyczaj bywa wszyscy czekali na nas.
Weszłyśmy do salonu była dopiero 19.40 musieliśmy poczekać na Josha kiedy wpadną do nas i razem pojedziemy taxi do klubu. Minęło 10 minut i Josh przyjechał, przywitałyśmy się z nim i z jego "Koleżanką". Wszyscy jako zgrana grupa pojechaliśmy na imprezę. Weszliśmy do klubu i zaczęliśmy od wypicia kilku kolorowych drinków a potem na parkiet. Pomimo że nie bardzo lubię tańczyć, bo nie umiem ale nawet ja się skusiłam na tanieć z Zaynem, a potem z Liamem, Harrym nawet z nieznajomym, ale po tym tańcu z jakimś chłopakiem Zayn był trochę zazdrosny, siedział przy barze i cały czas mnie obserwował.
Po powrocie do domu spędziłam noc w toalecie. Bardzo było mi niedobrze, za dużo wypiłam. Na szczęście nie wymiotowałam, ale dla bezpieczeństwa zostałam . Dopiero nad ranem, kiedy wytrzeźwiałam położyłam się do łóżka.

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 83

Perspektywa Dominiki


Wstałam gdzieś po 10.00, byłam sama w pokoju, zaspana wstałam z łóżka, wzięłam ubrania i poszłam do łazienki, wzięłam zimny prysznic, żeby się obudzić. Przypomniało mi się co wydarzyło się wczesnym rankiem, nie mogłam tego zrozumieć, jak ja mogłam odmówić Zaynowi?? Miałam taką okazję, na pewno każda laska chciałaby być z nim w łóżku. Jeszcze przez kilka minut kłóciłam się sama ze sobą. Wyszłam z łazienki i zrobiłam sobie luźnego koka. Wyszłam z pokoju, po korytarzu chodziła bestia Żanety, a jakby tego było mało to przybłąkała się do mnie, ale ja nie okazałam jej zainteresowania więc sobie poszła. Szybkim krokiem zeszłam na dół. Na dole nikogo nie było, zdziwiłam się.
-A gdzie to wszystkich wywiało? -zapytałam sama siebie.
-O hej, już wstałaś? -zapytała mnie osoba stojąca za mną.
-Tak -odpowiedziałam z uśmiechem i odwróciłam się, to był Zayn. Zarumieniłam się. Chciał coś powiedzieć ale mu przerwałam, bałam się że nawiąże do tej sytuacji, która zaistniała dziś rano.
-Jestem głodna, jest śniadanie? -zapytałam patrząc mu w oczy.
-Ach... tak jest w kuchni na blacie, Janeta zrobiła pyszną jajecznicę -odpowiedział z uśmiechem.
-A gdzie jest Janeta i reszta członków 1D? -zapytałam.
-Janeta z Liamem, Niallem pojechali po namioty, a Harry pojechał do Lou.
-Namioty, po co?
-Na biwak -odpowiedział z uśmiechem. -Sama zobacz -odpowiedział i wskazał na Janet laptopa.
-Podeszłam do niego i zobaczyłam stronę, przeglądnęłam ją, okazało się że tak jest dostęp do jeziora i to jest gdzieś za Brystol.
-Tam jest jezioro -odpowiedziałam.
-Tak, wiem. Nie chcę tam jechać -odpowiedział.
-Dlaczego, bo jest jezioro?? Weź będzie fajnie, zobaczysz -powiedziałam zachęcająco, Zayn się zaśmiał bo mój angielski nie był za dobry, ale starałam się. -Nie musisz się kąpać w jeziorze -dodałam.
-Ok-zaśmiał się. -Pojadę, jeśli dotrzymasz mi towarzystwa na brzegu -odpowiedział zbliżając się do mnie.
-Na prawdę, chcesz tego abym była z tobą na brzegu? -zapytałam z pewnością w głosie.
-Tak na prawdę tego chcę -odpowiedział z pewnością w głosie.
Dzieliła nas odległość 10 cm.
-Dotrzymasz mi towarzystwa? -zapytał ponownie, muskając dłonią mój policzek.
-Tak, dotrzymam -odpowiedziałam zahipnotyzowana.
Zayn zbliżał się coraz bliżej, odruchowo zamknęłam oczy. Tą namiętną chwilę przerwało nam burczenie w brzuchu, byłam na prawdę głodna. Oboje się zaśmialiśmy, poszłam do kuchni aby zjeść "tą pyszną jajecznicę".
Po moim śniadaniu, ujrzałam że Janeta właśnie przyjechała z chłopkami, Żaneta wyciągnęła dwie duże torby z bagażnika.
Żaneta weszła do domu, weszła do kuchni, ja dopijałam swoja kawę. Postawiła torby na podłodze i przywitała się ze mną buziakiem, po chwili zaczęła rozpakowywać zakupy do lodówki.
-Wykupiliście cały market, czy co? -zapytałam.
-Nie no co ty, tylko pół -zaśmiała się.
-Kiedy jedziemy na biwak?
-Za dwa dni, wszystko zaklepane -odpowiedziała z chytrym uśmieszkiem.
-A co z namiotami? Nie za mało? -zapytałam.
-Mamy tylko 4 bo nie było więcej -odpowiedziała.
-No to dobrze, Ty z Hazzą, Ja sama, a Liam z Niallem -odpowiedziała.
-Nie bo jeszcze Jadą Louis z Eleonor. No i nie śpisz sama. A to jest blisko lasu więc wiesz, jakieś wilki, niedźwiedzie, dziki itd.
-No to wezmę misia albo twoją bestię -zaśmiałam się.
-Nie, Hope pojedzie do Andyiego, już jest załatwione. Tak więc nie śpisz sama, wybieraj, masz tyle osób do wyboru.
-Żanetaaa? -zapytałam delikatnie. -Będziesz ze mną spać? -zapytałam z miną psiaczka.
-Czekałam kiedy mnie zapytasz –zaśmiała się.
-Kocham cię -rzuciłam się na nią.
-Co jest dziewczyny? -zza ściany wyskoczył Niall.
-Nic, wszytko jest ok. -odpowiedziała Żaneta
-Zapraszamy do ogrodu, Hope też tam jest.
-Już idziemy -odpowiedziałam.
Dopiłam kawę i obie poszłyśmy w stronę tarasu. W salonie zza ściany wyskoczył wprost na nas Zayn, obie krzyknęłyśmy, a następnie zaczęłyśmy się śmiać.
-Co za idiota -odpowiedziała Żaneta.

Perspektywa Żaneta


Pojechałam z chłopakami do sklepu, kupiliśmy namioty, 2 lodówki turystyczne, śpiwory, preparaty przed komarami, wędki, materace do pływania. Liam kupował przynęty, haczyki i robaki. W sumie zebrało się tego cały samochód. Wracając zrobiliśmy zakupy spożywcze, po powrocie do domu, wzięłam zakupy a chłopaki zanieśli kupione przez nas rzeczy. Przed wyjazdem zadzwoniłam pod wskazany numer, po ustaleniu wszystkiego, zadzwoniłam do Andyiego z prośbą o opiekę nad Hope pod czas nieobecności, zgodził się. Cieszyłam się niezmiernie.
Poszłyśmy z Dominiką na taras, po drodze Zayn nas wystraszył. Kiedy tam dotarłyśmy, Harry bawił się z Hope, Niall brzdąkał sobie na gitarze, a Liam siedział na leżaku z okularami na nosie i słuchawkami w uszach. Spojrzałam na Dominikę a ona na mnie, obie skierowałyśmy spojrzenie na hamak.
-Mój! –krzyknęłam i zaczęłam biec.
-Nie bo mój! -odpowiedziała i ruszyła za mną.
Szybko nie mogłam biec bo kolano było jeszcze nie w pełni sprawne, a dodatkowo dziś potknęłam się i wykręciłam kostkę, nie wiem jak to zrobiłam, ale u mnie to wszystko możliwe.
Walka była wyrównana, obie rzuciłyśmy się na niego i obie wygrałyśmy. Weszłyśmy na niego. Po dłuższym czasie Dominika poszła po coś do picia dla mnie i siebie. A ja leżałam na hamaku, nagle ktoś mnie zawołał. Podniosłam wzrok, ale nikogo nie zauważyłam kto by potrzebował mnie, więc się położyłam. Znowu ktoś mnie zawołał tyle że głośniej, podniosłam się do pozycji siedzącej i obejrzałam się dookoła, zauważyłam że za ogrodzeniem stoi Matt. Podniosłam się z hamaka i podeszłam do ogrodzenia, stałam od odgrodzenia w bezpiecznej odległości.
-Czego chcesz? -zapytałam ze złością.
-Chciałem tylko zapytać co u ciebie słychać.
-Nie twój interes. A teraz wynoś się stąd bo będziesz miał przejebane.
-Żaneta, dlaczego jesteś taka nie miła? Pomogłem Ci przecież dzisiaj -odpowiedział ze skruchą.
-Gdybym wiedziała że to ty, to bym jej nie przyjęła. W dupie mam twoją pomoc i twoje dobrze serce -odpowiedziałam ostro.
-Żaneta kocham cię.
-Wiesz co nie rozśmieszaj mnie, miałeś swoje 5 min. i widać jak je wykorzystałeś. Teraz jest za późno na takie wyznania… Mi już przeszło radzę i tobie tak zrobić -odpowiedziałam wkurzona, Matt spuścił głowę. -Odejdź i daj mi spokój, dobrze ci radzę.
-Żaneta wszystko ok? -krzyknęła Dominika stojąc przy hamaku.
-Tak wszystko jest ok. -odkrzyknęłam. -Odejdź i nie wracaj. Zapomnij o mnie, dobrze ci radzę -odpowiedziałam i wróciłam do Dominiki, kiedy Matt odszedł opowiedziałam jej co się wydarzyło.
Wieczorem wszyscy siedzieli w salonie, natomiast ja siedziałam na górze i gadałam z braciszkiem. Bardzo się za nim stęskniłam. Po wyczerpującej rozmowie, wzięłam prysznic i zeszłam na dół, posiedziałam trochę i poszłam na górę, ubrałam się w piżamę, usiadłam na parapecie z laptopem. Weszłam na facebook, Lena napisała do mnie. Zaczęłyśmy rozmawiać, kiedy przyszedł Harry, spojrzałam na zegarek w laptopie, było po 00.00, Harry rozebrał się i walną się na łóżko, na moje miejsce.
-Ej Harry, masz swoją stronę łóżka.
-Yhy
-No to przewracaj się na swoją stronę -odpowiedziałam stanowczo.
-A ty nie idziesz spać??
-Zaraz, ale nie czekaj na mnie -odpowiedziałam i odpisałam na wiadomość dla Leny.
Po godzinie siedzenia przed komputerem, poszłam do łazienki, kiedy wróciłam do pokoju Harry się popatrzył na mnie i dalej poszedł spać.
-Czemu nie śpisz? -zapytał po kilku minutach.
-Już idę -odpowiedziałam wychodząc z facebook.
-No to chodź bo cię przyniosę.
-Tak jasne – odpowiedziałam niewierząco.
Harry wstał z łóżka i podszedł do mnie, przyglądałam się mu uważnie i wziął mnie na ręce.
-Harry, weź przestań. Nie zamknęłam laptopa. Harry się obrócił do parapetu gdzie znajdował się mój laptop, jedną ręką wyłączyłam komputer, drugą ręką trzymałam się szyi Harrego. Harry zaniósł mnie do łóżka, położył mnie delikatnie i sam się położył spać, już po swojej stronie. Okryłam się swoja kołdrą, położyłam się na czarodziejskim boku i szybciutko zasnęłam.