piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 88

Perspektywa Harrego


Siedzieliśmy i patrzyliśmy na padający deszcz. Zayn wpadł na świetny pomysł, aby iść do lasu na wyprawę, ten pomysł był genialny. Wszyscy poszliśmy się przebrać w odpowiednie ubrania, wygodne buty, kurtkę nieprzemakalną. Po 10 minutach byliśmy gotowi, Zayn poczuł zew natury i szedł pierwszy, po nim szedłem ja, za mną kroczyła Eleonor z Louisem, tyły obstawiał Niall. Szliśmy gdzieś około 5 minut, Zayn nagle zauważył rzekę, która płynęła, był bardzo podekscytowany tym odkryciem.
-Jak myślicie, do kąt ta rzeka płynie? -zapytał podekscytowany, podeszliśmy bliżej, Zayn zauważył jeszcze lepsze znalezisko.
-Patrzcie, lina -odpowiedział podekscytowany Malik.
Po chwili Zayn znalazł patyk, dzięki któremu przyciągnął linę bliżej, była gruba i mocna, wisiała na gałęzi dębu. Malik sprawdził wytrzymałość liny swoim ciężarem, gałąź nawet sie nie ugięła, ale nie miała pod czym się ugiąć, Zayn wygląda jak szkielet a waży jak piórko, powinien zdecydowanie więcej jeść.
Nim się zorientowaliśmy Malik był na drugiej stronie, a raczej w krzakach które się tam znajdowały.
-Zayn! Żyjesz? -zapytał się Louis.
-Zayn!!! -Krzyknąłem zdenerwowany.
-Wszystko jest Ok. Było zajebiście, chodźcie -odpowiedział zadowolony.
Wziąłem linę owinąłem ją sobie wokoło nogi i szybko dołączyłem kolejną, po chwili byłem na drugiej stronie.
Po chwili stał za mną Niall, niestety Eleonor chciała wracać, natomiast Louis chciał z nami kontynuować naszą wyprawę.
-Ej chłopaki ja odprowadzę El i zaraz wracam -odpowiedział Louis.
-Ok, będziemy czekać -odpowiedział Zayn.
Kiedy tylko Louis z El zniknęli z naszego pola widzenia poszliśmy poznawać nowe tereny, szliśmy zachwycając się naturą, drzewa wyglądały na bardzo stare a dalej rosły, to było niesamowite.
W końcu ujrzeliśmy stary domek na drzewie, był zaniedbany, spróchniały, ale miał coś w sobie magicznego. Nasze zachwycanie się spróchniałym domkiem przerwały krzyki Lou, który nas wołał.
Niall wpadł na pomysł aby zaatakować Lou, nazbieraliśmy szyszek i się schowaliśmy za drzewami, porozumiewaliśmy się wzrokiem i gestami, które nie zawsze były jasne do zrozumienia.
Louis był na tyle blisko aby go zaatakować szyszkami, wyskoczyliśmy zza drzew i zaczęliśmy rzucać w Louisa szyszkami, wystraszyliśmy go i zaskoczyliśmy. Po krótkiej obronie Louisa sam zaczął rzucać w nas szyszkami a potem zaczęliśmy rzucać w siebie nawzajem. Po krótkiej rozgrywce usiedliśmy pod drzewem z domkiem.
-A właśnie miałem wam powiedzieć że Janeta dzwoniła i powiedziała że kocha Harrego -odpowiedział.
-Lou przestań -odpowiedziałem lekko podirytowany.
-Nie no dobra żartuję, Janeta dzwoniła i powiedziała że już wracają i mają dla nas niespodziankę -odpowiedział Lou.
-To co chłopaki zbieramy się? -zapytałem.
-No -odpowiedział Zayn i wstał.
-Nie wiem jak wy ale ja jestem cały mokry -odpowiedziałem podnosząc się z ziemi. Niall się tylko uśmiechnął, po jego minie wnioskuję że miał zboczone skojarzenie. Ruszyliśmy w drogę powrotną, ja z Zaynem tym razem szliśmy na tyle gadaliśmy o różnych rzeczach. Niall podczas powrotu musiał się zatrzymać na pilną sprawę, staliśmy i czekaliśmy na niego a Louis poszedł do El.
Wykorzystaliśmy tą sytuację i zaczęliśmy gadać o naszym zakładzie, niestety nie skończyliśmy bo Niall wrócił, Wszyscy w trójkę żwawym krokiem wróciliśmy do naszego obozowiska.

Perspektywa Dominiki


Dojechaliśmy do obozowiska cali i zdrowi, podczas powrotu Żaneta miała ochotę zaszaleć, wciskała pedał od gazu do samej podłogi samochodu, jechaliśmy 200 km/h. Nie powiem, bardzo mi się to podobało, chętnie pojechałabym jeszcze raz na taka przejażdżkę. Strach był bo Żaneta jest bardzo młodym kierowcą, ale jechała jakby prawo jazdy miała od 20 lat. Liam na początku był trochę przerażony ale potem widać było że się rozluźnił i śmiał się razem z nami. Po dojechaniu na miejsce chłopaki pomogli nam wypakować zakupy. Wszyscy poszliśmy się przebrać w luźniejsze ubrania i cieplejsze, ponieważ zerwał się wiatr. Żaneta z Harrym poszli od razu coś pichcić na obiad. Chłopaki byli tak pochłonięci surwiwalem że na obiad powiedzieli że złowią rybę, po czy wzięli wędki i pobiegli nad jezioro, ja natomiast poszłam z pomocą dla Żanety bo już zaczynała krzyczeć na Hazze że coś źle robi. Żaneta dała nam pokrojenie warzyw, a sama zabrała się za krojenie piersi kurczaka, Żaneta wymyśliła idealne danie, które wszyscy na pewno zjedzą. Po 30 min. danie było gotowe, to coś w rodzaju zupy bo było zrobione w garnku no i zawierało warzywa oraz przyprawy ale było gęstsze, konsystencją przypominało sos. Harry poszedł zawołać chłopaków, ale byli za bardzo pochłonięci wędkarstwem że Harry sam powrócił.
Kiedy skończyliśmy Żaneta postanowiła sama zaprosić resztę grupy na obiad, przyglądałam się temu z daleka, w pewnej chwili zauważyłam jak Żaneta ląduje w wodzie z wielkim pluskiem. Wystraszyłam się, wzięłam koc z namiotu i pobiegłam nad jezioro, Żaneta sama jakoś wyszła z wody, cała ociekała wodą.
-Szybko zrzuć te przemoknięte ubrania -powiedziałam a reszta tylko się przyglądała.
-Jeszcze ten pierdolony deszcz i wiatr -odpowiedziała oburzona po Polsku.
Żaneta zdjęła kurtkę, bluzę. Została tylko w koszulce na ramiączkach, z dolnej części garderoby zdjęła tylko dresy i została w leginsach.
Niestety musiała dojść jakoś do obozowiska. Wzięłam jej mokre ubrania i szłam tuż za nią. Żaneta odeszła kilka metry i odwróciła się w stronę chłopaków.
-A wy chodźcie na obiad -odpowiedziała poważnym tonem.
-Zaraz -odpowiedział Niall zarzucając wędkę.
-Już!!! -krzyknęła, na co wszyscy wzdrygnęli ze strachu, szybko zwinęli wędki spakowali resztę rzeczy i wędrowali na za nami. Żaneta poszła do namiotu się przebrać, pożyczyłam jej ciepłe dresy bo nie zabrała aż tylu par spodni, bo nie przewidziała że wyląduje w jeziorze.
Na zewnątrz wciąż padało a ona nie miała kurtki, miała tylko jedną, która została zamoczona. Do namiotu przyszedł Harry sprawdzić czy Żaneta już się przebrała.
-Możesz wejść, Janeta już jest ubrana -odpowiedziałam.
-Jak tam? -zapytał.
-Nic, zostaję w namiocie -odpowiedziała Żaneta.
-Dlaczego? -zapytał.
-Nie mam kurtki a w bluzie nie wyjdę, bo zaraz będę cała mokra.
-Poczekaj -odpowiedział po chwili zastanowienia, tak samo jak szybko wyszedł tak szybko powrócił, miał w ręce kurtkę.
-Załóż, będzie za duża ale zawsze to cieplej, niż w bluzie -odpowiedział z szerokim uśmiechem.
-Dziękuję, skąd ją masz? -zapytała Żaneta.
-Zawsze mam na zapas -odpowiedział z równie szerokim i szczerym uśmiechem jak przedtem.
Wyszliśmy na zewnątrz, dołączyliśmy do przyjaciół, gdzie Niall opowiadał o wyprawie jaką przeżyli.
-Szliśmy lasem, który był na prawdę stary, gdy nagle zza drzewa wyłonił się ogromny domek na drzewie... -opowiadał zafascynowany Niall.
-Nie był duży, był normalny -skarcił go Zayn.
-No dobra, był dość przeciętnej wielkości ale widać że był on wcześniej zamieszkany... -kontynuował Niall.
-Chyba przez wiewiórki -zaśmiał się przerywając tym samym opowieść Nialla Harry.
-Nie bo przez ludzi -odpowiedział poważnym tonem Niall. -Dało się zauważyć że dość dawno ktoś go zbudował bo wszystko było porośnięte mchem i do tego pożarte przez korniki. Te miejsce może nie tętniło życiem, ale miało coś w sobie, coś... -przerwał tę bardzo przejmującą opowieść szukając odpowiedniego określenia które, dobrze opisze to miejsce. -Magiczne, tak te miejsce tętniło magią, sprawiało, że od razu stajesz się spokojniejszy, radosny, wszystko staje się inne... Lepsze. No ale przerwał nam ten odpoczynek Louis, który nas wołał przeraźliwie -odpowiedział Niall po czym rzucił w Louisa ścierką. -Chłopaki, chłopaki ... -powiedział naśladując głos Louisa i zmieniając swoją mimikę twarzy na przerażoną.
-Wcale tak nie było -odpowiedział lekko zirytowany Louis rzucając w Nialla ścierką.
-Hahahaha... No dobra może tak nie było, ale prawdą jest że wołałeś nas -odpowiedział Niall przypatrując się Louisowi.
-Tak to jest prawda -potwierdził Lou.
-Erhem... A więc kiedy go usłyszeliśmy wpadłem na świetny pomysł aby go napaść, a raczej w niego rzucać szyszkami. W końcu kiedy go napadliśmy wszyscy zaczęliśmy się nimi rzucać. Później wróciliśmy bo El została sama, a kiedy wyszliśmy z lasu wy przyjechaliście, oto i cala historia. Jest coś do jedzenia, bo zgłodniałem -odpowiedział Niall schodząc ze stołu.
-Wiem co będziemy jutro robić -odpowiedziała Żaneta i uśmiechem, który wiedziałam co oznaczał.
-Co? -zapytał Liam.
-Idziemy na wyprawę -odpowiedziała Żaneta.
-Chcecie zobaczyć domek? –zapytałem.
-No raczej, miałabym to przegapić? –odpowiedziała Żaneta.
Wieczorem deszcz przestał padać więc rozpaliliśmy ognisko, przenieśliśmy kłody drzewa wokoło ogniska, wszyscy siedzieliśmy okryci kocami, Niall przyniósł gitarę i oczywiście kto znał to śpiewał. W pewnej chwili odeszłam od znajomych ponieważ zachciało mi się siku, poszłam gdzieś za namiot, na tyle daleko że nikt mnie nie zobaczył ani nie usłyszał, kiedy wracałam natknęłam się na Zayna. Nie zdążyłam nic powiedzieć bo Zayn mnie pocałował, co mnie bardzo zaskoczyło. Kiedy przestał mnie całować i się ode mnie trochę oddalił, nic nie mogłam powiedzieć. Popatrzył się na mnie i wyszeptał słowa "Jesteś piękna". Nie wiedziałam co powiedzieć, więc uśmiechnęłam się i wzięłam Zayna za rękę. Wróciliśmy do przyjaciół którzy siedzieli i dalej świetnie się bawiliśmy. Około 00.00 poszłam spać z Żanetą, zasnęłyśmy dość szybko dzisiejszy dzień można zaliczyć do udanych.

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 87

Perspektywa Janet


Była gdzieś 19.00 mała Lucy powinna już iść spać, Dominika zajęła się usypianiem jej ale nie dawała rady z powodu hałasu powodowanego przez rozmowy, poradziłam aby kawałek odeszła z małą. Odeszła a po chwili powróciła, mała była bardzo zmęczona więc usnęła natychmiast. Poprosiłam Zayna aby pomógł Dominice, sama nie da rady wyjąć leżaka z samochodu i trzymać dziecko na rękach. Małą zanieśli do mojego namiotu, od tamtego momentu ich nie widziałam. Po 21.00 niebo przykryły ciemne chmury, Lena z Marcelem zaczęli się zbierać, wzięłam Liama i poszliśmy po Lucy, otworzyłam namiot, nie mogłam to było takie słodkie. Zayn leżał po lewej stronie, po środku mała Lucy a po prawej Dominika, Wszyscy spali, no nie mogłam musiałam wyjąć ze swojej torby aparat i zrobić zdjęcie, razem wyglądali tak rodzinnie i tak ślicznie.
Delikatnie weszłam do namiotu podniosłam małą i podałam delikatnie i ostrożnie ją dla Liama, pożegnaliśmy gości, posprzątaliśmy i... No właśnie gdzie ja miałam spać, Harry powiedział że mogę spać w ich namiocie, zgodziłam się. Poszłam jeszcze tylko do swojego namiotu aby się przebrać a raczej tylko założyć dresy i ciepłe skarpetki, zabrałam jeszcze bluzę dresową. Położyłam się i w mgnieniu oka zasnęłam. Nad ranem obudził mnie dźwięk zapinanego namiotu kiedy podniosłam głowę nikogo nie było, rozglądnęłam się dookoła, obok mnie ktoś spał, chciałam zobaczyć kto to, więc delikatnie odkryłam śpiwór, ale on odwrócił się twarzą do mnie, to był Harry.
Uśmiechnęłam się, tak słodko wyglądał. Obróciłam się plecami do Hazzy i zasnęłam.
Przebudziłam się ponownie, było dość ciemno jak na ranek, chciałam zobaczyć godzinę ale nie miałam telefonu.
-Fuck, żeby zapomnieć telefonu z namiotu -powiedziałam wrogo w swojej głowie.
Przypomniało mi się że Harry ma zegarek na nadgarstku, teraz był problem bo jak ja zobaczę godzinę jak on ma rękę schowaną pod śpiworem. Wpadłam na pomysł, zaczęłam go "macać" albo po prostu szukać gdzie ma rękę, nawet delikatnie uniosłam jego śpiwór aby dokładnie zobaczyć, wiedziałam gdzie znajduje sie jego ręka, teraz wystarczyło ją wyciągnąć zobaczyć która jest godzina. Włożyłam swoją rękę pod jego śpiwór, byłam już blisko celu. Harry nie zamierzał mi tego ułatwić, poruszył się a ja nie wiedziałam czy zostać w takiej pozycji czy może wycofać się. Ostatecznie pozostałam w takiej pozycji nic nie robiłam, się nie ruszałam. Harry poruszył się delikatnie, kiedy przestał chwyciłam jego nadgarstek, jego ręka była cięższa niż przewidywałam. Powoli i delikatnie zaczęłam wysuwać jego rękę, kiedy byłam już blisko Harry zaczął chyba się przebudzać, puściłam jego rękę i rzuciłam się na materac. Okazało się że Harry obrócił się na plecy, a nie przebudzał się.
-Ale ze mnie idiotka -pomyślałam, znowu trzeba było wymacać rękę i ją wysunąć tak abym mogła zobaczyć która jest godzina. Tym razem poszło mi o wiele szybciej i sprawniej. Zobaczyłam że jest 9.43, odłożyłam jego rękę na miejsce a w tym czasie deszcz zaczął padać. Wyglądnęłam zza namiotu, deszcz padał i zapowiadało się że szybko to on nie skończy padać, niebo było bardzo zachmurzone.
Założyłam trampki.
-Gdzie idziesz? -zapytał się zaspany Harry.
-Po kurtkę, deszcz pada -oznajmiłam.
Harry podniósł się i raczkując dosiadł się do mnie.
-Mogę coś ci powiedzieć?-zapytał Harry.
-Aham...
-Zbliż się -odpowiedział po czym wykonałam jego polecenie, Harry cmoknął mnie w usta.
-Cześć -odpowiedział i wyszedł na zewnątrz.
-Jeszcze cię dorwę -zagroziłam się i pobiegłam do swojego samochodu, założyłam kurtkę, korektorem zamazałam swoje zaspane oczy, pociągnęłam tuszem rzęsy, usta posmarowałam truskawkowym balsamem do ust, założyłam kaptur na głowę i wyszłam.
Harry stał pod drzewem. Podeszłam do niego.
-Trzeba rozłożyć pawilon-oznajmiłam.
-Teraz?-zapytał.
-Tak, puki deszcz mocniej nie pada-powiedziałam.
-No dobra, oboje poszliśmy do mojego samochodu, wyciągnęliśmy spakowany pawilon.
W ciągu 10 minut rozłożyliśmy pawilon, ustawiliśmy go nad ławkami które były już mokre od deszczu.
Harry przyniósł butlę biwakową, natomiast ja przyniosłam jedzenie z samochodu.
-No nic na śniadanie płatki a na obiad jeszcze się zobaczy ale trzeba wykorzystać te mięso które wczoraj zostało upieczone -powiedziałam.
Na butli w garnuszku zagrzałam mleko i zrobiłam sobie płatki, zaraz obudziła się Dominika, Eleonor z Louisem, później dołączyła cała reszta.
Nie wszyscy zjedli śniadanie, ale nie każdy je śniadanie. Po porze śniadaniowej, siedzieliśmy w ciszy i patrzyliśmy jak deszcz pada.
-Przydałoby się jechać na zakupy -oznajmiłam.
-Nie mamy już nic do jedzenia? -zapytał z przerażeniem Niall.
-Mamy ale to nie wystarczy -oznajmiłam. -Kto chce jechać ze mną i Dominic? -zapytałam.
-Ja pojadę -oznajmił Liam.
-No to ok, za 10 min. Jedziemy -odpowiedziałam. Obie z Dominiką poszłyśmy do namiotu się przebrać. Obie wyszłyśmy z namiotu i czekałyśmy w samochodzie na Liama, dołączył do nas po kilku sekundach, jego fala perfum dała nam odczuć że Liam jest, odruchowo odwróciłyśmy się, wyglądał niby zwyczajnie ale te perfumy sprawiały że od razu wyglądał zupełnie inaczej.
-Co? -zapytał z niczego nie zdający sobie sprawę Liam.
-Nic -odpowiedziałam i spojrzałam na Dominic, a ona na mnie obie się zaśmiałyśmy się. Zapaliłam samochód i wyjechaliśmy z naszego obozowiska.

Perspektywa Liama


Dlaczego musiałem to akurat ja spać z Niallem? No oczywiście, bo Harry chciał spać z Janet, ale że ja jestem dobrym Dady i zarazem przyjacielem, więc ustąpiłem. Ale gdybym to ja spał z Janet to oboje byśmy się wyspali. Może na reszcie się coś się miedzy nimi wydarzy i będą parą, co prawda chcę aby oboje byli szczęśliwi, życzę im szczęścia z całego serca. Zarazem również współczuję Janet, bo Harry niby się zmienił zaczął szanować kobiety, zaczął spostrzegać inaczej je, nie jako zdobycz na jedną noc ale to, że to jednak jest istota co posiada uczucia, cieszyłem się z tego i to bardzo, ale to dalej ten sam Harry Styles babiarz.
Harry wyznał mi że poszukuje miłości, nie chce już bawić się uczuciami kobiet a jednak zakochać się tak na zawsze, tak do końca swojego życia. Kochać jedną kobietę i być z nią i być jej wierny, przez ten cały czas był sam i szukał tej kobiety z którą chciałby się zestarzeć. Byłem z niego dumny, to jest ten mały krok ku normalności, obawiam się że jeszcze jest za wcześnie na związek z kobietą, a szczególnie z dziewczyną, która wiele przeszła...
Wstałem z rana, Nialler coś mamrotał, przewróciłem oczami i wyjrzałem z namiotu, padał deszcz, cofnąłem się ubrałem bluzę, adidasy i wyszedłem nakładając na głowę kaptur. Dołączyłem się do przyjaciół, siedzieli przy stole i się śmieli, po zjedzeniu płatek Janeta oznajmiła że jedzie na zakupy, bo jedzenia prawie nie ma, się nie dziwię bo cały czas Niall chodzi i je. Oznajmiłem że mogę jechać, bo nie mam i tak nic do roboty. Poszedłem sie przebrać, kiedy wyszedłem Janeta z Dominic już czekały. W dobrym humorze opuściliśmy resztę przyjaciół.
-Wyspałyście sie? -zapytałem leżąc na tylnym siedzeniu.
-Tak -odpowiedziała Dominic.
-Tak, tylko jak się przebudziłam w nocy i Harry zaczął emm... ciężko oddychać -zaśmiała się Janeta.
-A ty się wyspałeś Dady? -zaśmiała się Dominic.
-Nie, spanie z Niallem boli -odpowiedziałem po czym zaczęliśmy się śmiać.
Droga do Bristol minęła szybko, poprosiłem Janet żeby podrzuciła mnie do siedziby 1D, oczywiście wykonała to polecenie i pojechała do Andyiego, zobaczyć co z Hope. Podlałem kwiaty, posprawdzałem wszystkie okna, drzwi czy są pozamykane, dziś w nocy miałem jakieś przeczucie, że ktoś wszedł do naszego domu, koniecznie musiałem to sprawdzić. Zacząłem od góry, posprawdzałem wszystko dokładnie w każdym pokoju, wszystko było w porządku, więc poszedłem na dół, na dole również, została mi piwnica, zszedłem ostrożnie zacząłem wszystko sprawdzać, wszystko było na swoim miejscu, wszedłem do siłowni tam również. Wyszedłem z piwnicy no i podjechała Janeta, włączyłem alarm i wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi wejściowe, pociągnąłem za klamkę by się upewnić że są zamknięte, wyszedłem z posesji zamykając bramkę na klucz. Wsiadłem do samochodu, pojechaliśmy na zakupy, tam przestałem już się przejmować o dom.