sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 90

Perspektywa Nialla


Ten pomysł aby dać dziewczynom nauczkę był dobry każdy się w niego zaangażował. A na pomysł wpadł Louis, który miał ochotę komuś wyciąć numer, a więc padło na dziewczyny które wcześniej nam wycięły numer. Od tego pomysłu próbowała odwieźć El, ale jej się nie udało za bardzo każdemu spodobał się ten pomysł. Louis wyjął od siebie materac, ja zrobiłem to samo z naszym (Moim i Harrego) materacem. Zayn z Harrym poszli po jakieś deski bądź belki, po chwili przynieśli wystarczająco długie. Wzięliśmy się do pracy, najpierw powyjmowaliśmy śledzie z ziemi, a tuż po tym mieliśmy wielką akcję podnoszenia namiotu i wkładania pod niego belek. Harry, Liam, Zayn i ja podnieśliśmy namiot a Louis umieścił pod nim belki. Ostrożnie umieściliśmy namiot na belkach, kolejną rzeczą było przeniesienie namiotu z dziewczynami nad jezioro umieszczenie go na dwóch materacach i odepchnięcie.
Szliśmy pomału, ostrożnie i cicho aby nie obudzić naszych ofiar. Louis szedł z materacami, umieścił je na powierzchni wody, a my mieliśmy za zadanie położyć namiot na nich. Ostrożnie i pod przewodnictwem Louisa umieściliśmy namiot na materacach i ostrożnie wyjęliśmy belki, kolejnym krokiem było odepchnięcie tratwy od brzegu.
Byliśmy bardzo ciekawi jak dziewczyny zareagują kiedy zobaczą gdzie się znajdują, nie przejmowaliśmy się tym akurat wtedy, ale kiedy dziewczyny były już na lądzie, a właściwie dołączyły do nas nie odezwały się do nas ani słowem. Rozmawiały między sobą po Polsku ani jednego słowa po angielsku to z czasem stało się denerwujące i uciążliwe. A kiedy któryś z nas zadał pytanie ignorowały to i nadal rozmawiały między sobą, to było irytujące.
Janet i Dominic zjadły śniadanie poszły do namiotu, po jakimś czasie zauważyłem  jak pakowały rzeczy do plecaka.
-Co one wyprawiają? -zapytał Harry.
-Nie wiem, idź się ich zapytaj. Może Ci odpowiedzą -odpowiedziałem obojętnie.
-Ej dziewczyny gdzie idziecie? -krzyknął Liam,  ale dziewczyny nie odpowiedziały. Ignorowały wszystko i wszystkich.
Dziewczyny po chwili, zmierzały w stronę lasu. A no tak przecież Janet coś wspominała o wyprawie do lasu.
-Ej chłopaki, one idą do lasu, może do domku na drzewie -odpowiedziałem.
-Poradzą sobie, nie są małymi dziewczynkami -dodał Louis obojętnie, popijając colę.
-A skąd wiesz? Każda wyprawa jest niebezpieczna a szczególnie wtedy kiedy las jest nieznajomy, nie wiesz co spotkasz, niedźwiedzia, lisa, wiewiórkę czy nawet wilka. Nas była wtedy piątka a one poszły we dwie, to jest chyba różnica NIE PRAWDA?! -odpowiedziałem oburzony postawą Louisa.
Nastała cisza, każdy myślał nad słowami, które wypowiedziałem.
-Niall ma racje, nie wiadomo co się tam żyje i jak jest niebezpieczne. Trzeba za nimi iść dla ich bezpieczeństwa, nawet jeśli są na nas złe i się do nas nie odzywają -odpowiedział Zayn przerywając tą niezręczną ciszę, która narastała.
-Tak dokładnie -potwierdził Harry.
-A ja nadal uważam że nie powinniśmy iść za nimi, to one obraziły się na nas i się do nas nie odzywają, a na dodatek ignorują, po co mamy iść? Jak cię tam nie chcą... To był żart a one traktują to jakby to było coś poważnego -rzucił obojętnie Louis.
-No chyba sobie kurwa żartujesz... Tak to był żart ale jakiś kiepski, dziewczyny mają za co się do was nie odzywać, ignorować ale ja na miejscu Janet i Dominic podeszłabym i każdemu z osobna spoliczkowała... Więc cieszcie się że tak postąpiły... Przesadziliście chłopaki i to bardzo, one tylko was budziły a wy je wysłaliście na środek jeziora, to było w chuj gówniarskie... Nie mam ochoty gadać z gówniarzami, którymi jesteście wy... Nie one... A teraz wypierdalać mi stąd ubierać się i iść za dziewczynami... Nie wiem na co wy kurwa czekacie... -Krzyczała Eleonor, bardzo zdenerwowana.
Każdy z nas był w wielkim szoku, bo Eleonor nigdy nie przeklinała a głos podnosiła bardzo rzadko, to nas bardzo zadziwiło tak jak przeraziło, byłem pewien że jeszcze chwilka a rzuci się na nas.. Kiedy się otrząsnęliśmy Zayn przejął głos.
-Kto idzie ze mną? -zapytałem.
-Na mnie nie patrz-odrzekł Louis, Eleonor na te słowa spojrzała się na Louisa i odeszła w stronę jeziora, widać było że bardzo ją to zraniło.
-Ja zostanę -odrzekł Liam-chętnie bym poszedł ale potrzebny będę tutaj -dodał.
-Ja idę -odpowiedziałem.
-Ja też -odpowiedział Harry.
-No to dobra mamy grupę, przebieramy się i idziemy -odpowiedział Zayn po czym poszedł do namiotu się przebrać.
Po kilku minutach byliśmy gotowi i wyruszyliśmy w poszukiwaniu Janet i Dominic.
Cały czas szliśmy i co jakiś czas wołaliśmy, ale w odpowiedzi dostawaliśmy odgłosy wiewiórek, lub stukanie dzięcioła. Przeprawiliśmy się przez rzekę, miałem nadzieję że dziewczyny są właśnie tam i nie poszły nigdzie dalej.
Każdy z nas był zamyślony i nieobecny, kiedy byliśmy już blisko domku usłyszeliśmy śmiech, to nas sprowadziło z powrotem na ziemie, spojrzeliśmy na siebie i z nadzieją w oczach zmierzyliśmy w stronę odgłosów, które z każdym krokiem narastały.
Zza drzew wyłonił się domek a na nim dziewczyny, całe i zdrowe, były bardzo roześmiane, ale kiedy ujrzały nas to miny im zrzedły.
-No nareszcie znaleźliśmy was -oznajmił z wielkim uśmiechem Zayn.
-Martwiliśmy się o was -oznajmił Harry.
-Super -odrzekła bez uczuć Janeta. -Po co nas śledziliście? Po chuj wy tutaj jesteście? -krzyknęła oburzona Janeta.
-Bo nam na was zależy, martwiliśmy się bo nie wiadomo co w tym lesie się czai -odpowiedział Zayn.
-Ojej -powiedziała sarkastycznie Janeta wstając na nogi.
Janeta zeszła z domku Dominic zrobiła podobnie.
-Przestańcie, jakoś was to nie obchodziło jak się znalazłyśmy na środku jeziora i o własnych siłach dopłynęłyśmy do brzegu, musiałyśmy wskoczyć do wody której nie znamy, nie wiemy co w niej żyje... Gówno was to obchodziło gdyby coś nas zjadło, no ale to był żart, tylko wiesz co... Jakiś nie śmieszny... Był obrzydliwy... -mówiła Janeta ze łzami w oczach.
-Ale co miałoby was zjeść? Płotka? Czy może Okoń? -zaśmiał się Zayn.
-Jesteś żałosny... Te ryby nie mają co jeść, bo to jezioro jest sztuczne, więc jedzą co popadnie, atakują wszystko co żyje... Nie wiesz jakie ryby tam pływają... Może szczupak, może pirania, a może sum lub rekin, nie wiesz tego... Więc się nie wymądrzaj bo jesteście żałośni, wy wszyscy... Robicie kawały tak obrzydliwe jak wy sami... Bardzo się na was zawiodłyśmy... -odpowiedziała Janeta, a łza spływała jej po policzku, jej ból w oczach był nie do zniesienia, było mi tak bardzo wstyd, czułem się okropnie. Janeta miała racje jestem dorosłym człowiekiem tylko z wyglądu bo wewnątrz mnie siedzi gnojek.
-Kogo chcecie oszukać, w cale was to nie interesuje co się z nami stanie, liczy się tylko zabawa -odpowiedziała z bólem w głosie odwróciła się i odeszła.
Dominic wraz z Janet się odwróciły i ruszyły naprzód. W mojej kieszeni zaczęło coś wibrować, wyjąłem telefon i zobaczyłem że Liam do mnie dzwoni.
-Ej stary wracaj bo nie daję rady, nie ogarniam tej całej sytuacji, wracajcie -odpowiedział.
-Ok już wracam -odpowiedziałem pośpiesznie po czym rozłączyłem się. -Muszę iść, Liam mnie potrzebuje a wy ruszcie dupy i coś do chuja zróbcie -powiedziałem zirytowany postawą Zayna i Harrego, który stali i patrzyli się w trawę.
Harry ruszył się z miejsca i pobiegł do dziewczyn, Zayn po chwili podszedł do reszty. Odszedłem w głąb lasu, musiałem szybko powrócić do obozu, bo przyjaciel mnie potrzebował.

Perspektywa Dominic


Było wszystko w porządku siedziałyśmy w domku śmiałyśmy się, gadałyśmy, znów się śmiałyśmy a to wszystko przez wspomnienia. Było wesoło póki się nie pojawili chłopaki, uśmiechy nam znikły z twarzy. Powróciła złość i obojętność.
Po tej całej zaistniałej sytuacji jak Żaneta kłóciła się, a raczej mówiła to co jej leżało na sercu, rozpłakałam się, nerwy mi puściły tak jak Żanecie. Ta cała sytuacja kosztowała mnie tyle samo co Żanetę, z taką różnicą że Żaneta wygarnęła wszystko chłopakom a ja stałam i tylko patrzyłam na tą sytuację.
Żaneta poszła odreagować a ja skuliłam się pod drzewem i zaczęłam płakać, po chwili usiadł koło mnie Zayn.
-Dominic... -zaczął niepewnie.
-Odejdź -rzuciłam.
-Nie, nie odejdę, chcę to wszystko wyjaśnić -odpowiedział. -Chcę cię przeprosić -dodał.
-Nie obchodzi mnie to, jesteś dupkiem... -odpowiedziałam spoglądając mu w oczy, które były pełne żalu.
-Ja... Tak masz rację jestem dupkiem, frajerem, gówniarzem, szczeniakiem...
-Tak
-Co tak? -zapytał zdziwiony.
-Tak jesteś gówniarzem, dupkiem, frajerem... Jak mogliście coś takiego nam zrobić? -zapytałam.
-Nie mam pojęcia... Wstyd mi za nas, żałuję tego... Przepraszam
-Ehe -odpowiedziałam, po czym wstałam i zmierzyłam w lewą stronę.
-Na prawdę przepraszam, żałuję tego i to bardzo, Eleonor dopiero nam uświadomiła co zrobiliśmy i jak ten pomysł był głupi i szczeniacki -odpowiedział rozżalony, podchodząc do mnie. -Co mam zrobić abyś mi uwierzyła? Przepraszam cię bardzo mocno, to się nigdy nie powtórzy, obiecuję.
-Tak masz rację, to się już nigdy nie powtórzy -odpowiedziałam po czym ruszyłam przed siebie.
-Jak to? Chyba nie mówisz tego serio... Nie wyjeżdżasz... Powiedz że żartujesz...
-Nie, nie żartuję, mówię serio... Nie mam ochoty już tu mieszkać.
-Dominic proszę nie rób mi tego -odpowiedział wyprzedzając mnie i padając na kolana. -Nie wyjeżdżaj, przepraszam cię -dodał całując moje dłonie.
-Haha jesteś niemożliwy -zaśmiałam się, jego desperacja doprowadzała mnie do śmiechu.
-Widzisz moja desperacja jest bardzo potężna, jeśli mnie zostawisz zrobię coś głupiego -odpowiedział patrząc mi prosto w oczy.
-Mam się bać?
-Tak... I to bardzo... A więc nie wyjedziesz? -zapytał z nadzieją w oczach.
-Może... -odpowiedziałam z chytrym uśmiechem. -Przekonaj mnie abym została.
-Dobrze... -zgodził się wstając na nogi. -A więc czas na plan B -odpowiedział po czym ujął moją twarz w swoje dłonie i wbił swoje usta w moje. To było zaskoczenie, ale bardzo miłe i przyjemne. Zayn przestał mnie całować, spoglądał głęboko w moje oczy.
-Możesz powtórzyć? Twoje argumenty nie są jasne -odpowiedziałam po czym zaśmiałam się, Zayn uśmiechnął się i znów mnie pocałował, włożył w to na prawdę wiele uczuć, czułam jak się stara przekazać jak najwięcej emocji i uczuć w ten pocałunek, który trwał wieczność.
-A teraz moje argumenty były wystarczająco jasne? -zapytał Zayn z uśmiechem.
-Tak -odpowiedziałam.
-Wracajmy, może Harry z Janet doszli do porozumienia -odpowiedział Zayn.
W drodze powrotnej do domku na drzewie Zayn chwycił mnie za rękę, nie zabrałam ręki ani nie puściłam bo... chciałam być miła i kulturalna... A tak na prawdę to mi się bardzo to podobało i nie chciałam przerywać tej chwili.
Kiedy wróciliśmy Harrego i Janet nie było, a więc trzeba było na nich poczekać, oboje weszliśmy do domku i rozmawialiśmy  o różnych rzeczach, puki Janet z Harrym nie wrócili.

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 89

Perspektywa Dominiki


Przebudziłam się bo poczułam się dość dziwnie, miałam wrażenie jakby materac falował i kołysał. Otworzyłam oczy i szybkim ruchem usiadłam, przetarłam oczy, zauważyłam jak Żaneta słodko śpi, nie chciałam jej budzić. Ledwo promienie słońca wychylały się zza horyzontu, mimo to słabo widziałam. Moja wada jest duża a szkła kontaktowe wyjęłam przed snem i nie wiem gdzie włożyłam pudełeczko.
Te uczucie falowania i kołysania wciąż mi towarzyszyło, gdybym wczoraj upiła się to bym miała jakieś wytłumaczenie ale nic nie piłam, to było bardzo dziwne. Wzięłam telefon zobaczyłam że jest 10.32.
-No to pospałyśmy sobie -pomyślałam z uśmiechem.
Wygramoliłam się ze śpiwora na czworaka powędrowałam w stronę wejścia namiotu gdzie w kącie były moje rzeczy.
Miałam wrażenie jakby podłoga się ugięła pode mną.
-WTF? Co jest, jestem głupia czy ziemia się ugina? -pomyślałam marszcząc czoło.
Byłam bardzo zaniepokojona więc natychmiast chciałam to sprawdzić, zaczęłam powoli rozpinać najpierw moskitierę a następnie tropik. To co ujrzałam zaparło mi dech w piersi, siedziałam i patrzyłam na otaczającą nas wodę z otwartą szczęką, byłam zdezorientowana, wkurzona, zdruzgotana i miałam ochotę się rozpłakać. Kiedy się otrząsnęłam szybko obudziłam Żanetę.
-Żaneta, obudź się -mówiłam po polsku, energicznie potrząsając nią.
-Co? -zapytała, leniwie otwierając oczy, po czym je zamknęła.
-Jesteśmy na jeziorze -odpowiedziałam wystraszona.
-Yhy
-Nie rozumiesz, wszędzie jest woda, pływamy po jeziorze -powtórzyłam, powstrzymując łzy.
-Co?! -zapytała lekko podirytowana, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Sama zobacz -odpowiedziałam wskazując ręką na otwarte wejście w namiocie.
Żaneta podniosła się i na czworaka doszła do wejścia, rozglądnęła się bardzo uważnie.
-Co za frajerzy... Ja pierdolę, kurwa mać, no fuck, jakie gnojki... Co za dupki jak oni mogli to zrobić? -zapytała Żaneta po polsku kompletnie zdruzgotana.
-Nie mam pojęcia... Jestem taka na nich zła, niech mi się lepiej na oczy nie pokazują frajerzy-odpowiedziałam zła. -Jak my dopłyniemy na brzeg?
-Będzie ciężko bo jesteśmy na środku jeziora... Któraś z nas musi wskoczyć i popchnąć lub ciągnąć -odpowiedziała.
-Mój strój kąpielowy jest na drzewie -odpowiedziałam.
-Ja chyba mam -odpowiedziała nerwowo szperając w torbie. -Pomyłka nie mam-odpowiedziała smutnym tonem głosu. –Musimy w ubraniach -dodała. -Któraś z nas musi wskoczyć i ciągnąć do brzegu namiot. Dupki niech lepiej uciekają, bo nie ręczę za siebie jak już dopłyniemy na brzeg -mówiła bardzo zdenerwowana Żaneta.
-Żaneta ja nie dam rady, jest za głęboko, nie znam tego jeziora a jak tam coś pływa? -odpowiedziałam nerwowo patrząc w powierzchnię wody.
-Rozumiem ja też się boję, nienawidzę pływać w nieznanym jeziorze, ale spokojnie, nie wiem czy dam radę ale warto spróbować -odpowiedziała biorąc stanik i idą na sam koniec namiotu. –Jesteśmy zdane na siebie.
-Po co zakładasz stanik? Skoro i tak nikt nie będzie widział.
-Nie zamierzam być miss mokrego podkoszulka -odpowiedziała kuzynka wkładając t-shirt.
-To znaczy że, ty holujesz nas do brzegu? -zapytałam z nadzieją.
-Tak -odpowiedziała.
-O Boże Żaneta jesteś kochana, najlepsza na świecie. Kocham cię -mówiłam wisząc jej na szyi.
-Tak wiem -odpowiedziała z lekkim uśmiechem, wkładając szorty.
Żaneta wskoczyła do jeziora, popłynęła za namiot i zaczęła pchać w stronę brzegu. Wiedziałam że mam teraz okazję aby się przebrać, więc wyjęłam ubrana z mojej torby i się ubrałam, a włosy związałam w kucyk a następnie uformowałam kok. Znalazłam szukając czegoś do ubrania pudełko z soczewkami. Włożyłam soczewki do oczu
-Dominika nie daję rady, wysiadam -odrzekła Żaneta.
-Jeszcze troszeczkę Żaneta, dasz radę -mówiłam dopingująco.
-Dominika nie dam rady, jest za ciężko -odpowiedziała znużona. –Zmęczyłam się.
Po chwili namysłu, musiałam się przełamać i pomóc największej przyjaciółce. Musiałam to zrobić, musiałam w końcu przełamać strach, zdjęłam buty, skarpetki. Przez chwilę siedziałam przy krawędzi i patrzyłam w wodę, w końcu wskoczyłam i podpłynęłam do Żanety, była na prawdę wyczerpana, się nie dziwię jednak namiot ze mną trochę ważył.
-Wszystko ok? -zapytałam zmartwiona.
-Tak jest Ok. –odpowiedziała zdyszana.
-Jeśli nie dajesz rady idź do namiotu -odpowiedziałam.
-No co ty, jest ok a po za tym nie dam rady wejść, namiot stoi na dwóch materacach, jest za wysoko -odpowiedziała.
-No to ok, ja płynę na przód, będę ciągnąć -odpowiedziałam, płynęłam patrząc przed siebie, nie patrzyłam pod siebie bo bym spanikowała, było ciężko i nie wygodnie, jedną ręką trzymałam za materac a drugą się odpychałam.
Przez cały dystans jaki miałyśmy do przepłynięcia rozmawiałyśmy o wszystkim aby ten czas szybciej zleciał. Kiedy poczułam dno pod swoimi stopami, od razu mi ulżyło, z trudem wyszłyśmy na brzeg i to z namiotem, którego nie dałyśmy rady podnieść.
Wyszłyśmy na brzeg i padłyśmy wyczerpane i zdyszane na trawę.

Perspektywa Janet


Byłam ostro wkurzona, kiedy zobaczyłam że jesteśmy na środku jeziora... Gdyby któryś z nich był blisko to bym go zabiła.
Byłam bardzo zmęczona kiedy wyszłam, ledwo trzymając się na nogach z jeziora. Wydawało mi się że grawitacja przyciągała bardziej niż zwykle. Ostatkiem sił pomogłam wyciągnąć dla Dominiki namiot z jeziora, a kiedy to zrobiłam padłam na trawę. Poleżałam chwilkę z Dominiką po czym się podniosłyśmy i poszłam się przebrać. A tuż po mnie Dominika poszła się przebrać.  Kiedy byłyśmy gotowe trzeba było pójść coś zjeść, ale oni tam siedzieli.
-Ale jestem głodna -wyznałam Dominice.
-Ja tak samo, ale nie mam ochoty patrzeć na ich mordy parszywe, frajerzy, dupki ...-zaczęła nawijać.
-Jak ich zobaczę to nie wytrzymam. Zjemy śniadanie, zbierzemy rzeczy na wycieczkę i pójdziemy szukać tego domku na drzewie o którym opowiadał Niall.
-Ale same pójdziemy? -zapytała.
-A dlaczego nie? Damy radę -powiedziałam dodając otuchy. –No kurwa, my nie damy? -zaśmiałam aby rozluźnić atmosferę i zdenerwowanie które po woli się przeistaczało w agresję.
Szłyśmy powolnym krokiem, cały czas rozmawiając po Polsku, miałyśmy wyjebane na chłopaków, ich problem jeśli nas nie zrozumieją.
Za każdym razem kiedy byłyśmy co raz bliżej wzrastała we mnie agresja. Cały czas starałam się żartować i się rozluźnić ale nie udawało mi się to.
Obie podeszłyśmy do mojego samochodu, otworzyłyśmy bagażnik i wzięłyśmy rzeczy na śniadanie czyli mleko, płatki czekoladowe i miski no i łyżki. Wszyscy siedzieli przy stole kiedy podeszłyśmy do stołu cały czas rozmawiając o poprzednich wakacjach. Usiadłyśmy na przeciwko siebie byłyśmy bardzo szczęśliwe, uśmiech nie schodziły nam z twarzy. Reszta zadawali nam jakieś pytania ale ignorowałyśmy je i zajmowałyśmy się swoją fascynującą rozmową. W końcu zaczęłyśmy obgadywać przyjaciół to nam dało satysfakcję.
-Ja pierdolę zaraz zajebie mu -powiedziała pół śmiechem Dominika.
-Hahaha... Blondas przegina, niech się odwali i zamknie ten swój ryj z krzesłem -odpowiedziałam po czym wybuchłyśmy jeszcze większym śmiechem.
-Ciekawe kto jest tak inteligentny i wpadł na ten zajebisty pomysł aby nas tak urządzić?
-To musi być frajer -zaśmiała się Dominika.
-Frajerzy, dupki pierdolone -nakręcałam się co raz bardziej.
-Ej Żaneta wyluzuj, bo zaraz na serio komuś zajebiesz.
-I mam taka ochotę od kąt mnie obudziłaś i powiedziałaś że jesteśmy na środku jeziora -odpowiedziałam.
-Hahaha już to sobie wyobrażam, Żaneta podchodzi do Loczka bez słowa, uderza go z pięści Hahahaha -śmiała się Dominika.
Kiedy skończyłyśmy śniadanie, naczynia włożyłyśmy do miski z innymi brudnymi naczyniami, poszłyśmy do mojego samochodu ubrałyśmy dresy do plecaka włożyłyśmy trochę jedzenia, bluzy i kilka innych rzeczy, spakowałyśmy się i ruszyłyśmy w stronę lasu. Szłyśmy dość długo, kiedy ujrzałyśmy rzekę, wiedziałam że jesteśmy blisko. Dominika gałęzią przyciągnęła linę. Wzięłam do ręki, koniec obwinęłam wokoło nogi, chwyciłam mocno linę i po chwili dyndałam na linie, kiedy znalazłam się na drugim brzegu puściłam się i wylądowałam na tyłku. Dominika po minucie była już koło mnie. Kontynuowałyśmy naszą wycieczkę, szłyśmy pomiędzy starymi drzewami, Niall miał racje te miejsce było magiczne, pomimo że życia nie było. Te miejsce, to powietrze, które było lekkie, ciepłe, delikatne. W powietrzu unosiła się woń świeżej trawy przełamane stęchlizną i spróchniałym drzewem. Po kilku minutach zobaczyłyśmy ten domek o którym opowiadał Niall. Był prawie taki sam jak go opisał, podeszłam bliżej i mu się bardzo uważnie przyjrzałam. Miałam ochotę wejść na ten domek, więc sprawdziłam drewniane deseczki, które były przybite do pnia potężnego drzewa. Wydawały się mocne. Weszłam na pierwsze dwa schodki.
-Ej złaź jeszcze sobie coś zrobisz.
-Chcę tam wejść -odpowiedziałam zadowolona.
Zaczęłam wchodzić wyżej i wyżej w pewnej chwili szczebelek nie wytrzymał mojego ciężaru i się złamał, przytrzymałam się rękoma kolejnej szczebelki i wchodziłam dalej. Nawet Dominika po dłuższej namowie weszła.
Widok z tego domku był niesamowity, nigdy nie czułam się taka szczęśliwa, wszelka złość i agresja odeszły w niepamięć, pierwszy raz w życiu czułam się szczęśliwa, nie miałam żadnych zmartwień, wszystkie kłopoty odłożyłam na bok. Pierwszy raz w życiu poczułam prawdziwe szczęście a co najważniejsze wiedziałam czego chcę, a mianowicie aby ten stan trwał jak najdłużej.