piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 89

Perspektywa Dominiki


Przebudziłam się bo poczułam się dość dziwnie, miałam wrażenie jakby materac falował i kołysał. Otworzyłam oczy i szybkim ruchem usiadłam, przetarłam oczy, zauważyłam jak Żaneta słodko śpi, nie chciałam jej budzić. Ledwo promienie słońca wychylały się zza horyzontu, mimo to słabo widziałam. Moja wada jest duża a szkła kontaktowe wyjęłam przed snem i nie wiem gdzie włożyłam pudełeczko.
Te uczucie falowania i kołysania wciąż mi towarzyszyło, gdybym wczoraj upiła się to bym miała jakieś wytłumaczenie ale nic nie piłam, to było bardzo dziwne. Wzięłam telefon zobaczyłam że jest 10.32.
-No to pospałyśmy sobie -pomyślałam z uśmiechem.
Wygramoliłam się ze śpiwora na czworaka powędrowałam w stronę wejścia namiotu gdzie w kącie były moje rzeczy.
Miałam wrażenie jakby podłoga się ugięła pode mną.
-WTF? Co jest, jestem głupia czy ziemia się ugina? -pomyślałam marszcząc czoło.
Byłam bardzo zaniepokojona więc natychmiast chciałam to sprawdzić, zaczęłam powoli rozpinać najpierw moskitierę a następnie tropik. To co ujrzałam zaparło mi dech w piersi, siedziałam i patrzyłam na otaczającą nas wodę z otwartą szczęką, byłam zdezorientowana, wkurzona, zdruzgotana i miałam ochotę się rozpłakać. Kiedy się otrząsnęłam szybko obudziłam Żanetę.
-Żaneta, obudź się -mówiłam po polsku, energicznie potrząsając nią.
-Co? -zapytała, leniwie otwierając oczy, po czym je zamknęła.
-Jesteśmy na jeziorze -odpowiedziałam wystraszona.
-Yhy
-Nie rozumiesz, wszędzie jest woda, pływamy po jeziorze -powtórzyłam, powstrzymując łzy.
-Co?! -zapytała lekko podirytowana, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Sama zobacz -odpowiedziałam wskazując ręką na otwarte wejście w namiocie.
Żaneta podniosła się i na czworaka doszła do wejścia, rozglądnęła się bardzo uważnie.
-Co za frajerzy... Ja pierdolę, kurwa mać, no fuck, jakie gnojki... Co za dupki jak oni mogli to zrobić? -zapytała Żaneta po polsku kompletnie zdruzgotana.
-Nie mam pojęcia... Jestem taka na nich zła, niech mi się lepiej na oczy nie pokazują frajerzy-odpowiedziałam zła. -Jak my dopłyniemy na brzeg?
-Będzie ciężko bo jesteśmy na środku jeziora... Któraś z nas musi wskoczyć i popchnąć lub ciągnąć -odpowiedziała.
-Mój strój kąpielowy jest na drzewie -odpowiedziałam.
-Ja chyba mam -odpowiedziała nerwowo szperając w torbie. -Pomyłka nie mam-odpowiedziała smutnym tonem głosu. –Musimy w ubraniach -dodała. -Któraś z nas musi wskoczyć i ciągnąć do brzegu namiot. Dupki niech lepiej uciekają, bo nie ręczę za siebie jak już dopłyniemy na brzeg -mówiła bardzo zdenerwowana Żaneta.
-Żaneta ja nie dam rady, jest za głęboko, nie znam tego jeziora a jak tam coś pływa? -odpowiedziałam nerwowo patrząc w powierzchnię wody.
-Rozumiem ja też się boję, nienawidzę pływać w nieznanym jeziorze, ale spokojnie, nie wiem czy dam radę ale warto spróbować -odpowiedziała biorąc stanik i idą na sam koniec namiotu. –Jesteśmy zdane na siebie.
-Po co zakładasz stanik? Skoro i tak nikt nie będzie widział.
-Nie zamierzam być miss mokrego podkoszulka -odpowiedziała kuzynka wkładając t-shirt.
-To znaczy że, ty holujesz nas do brzegu? -zapytałam z nadzieją.
-Tak -odpowiedziała.
-O Boże Żaneta jesteś kochana, najlepsza na świecie. Kocham cię -mówiłam wisząc jej na szyi.
-Tak wiem -odpowiedziała z lekkim uśmiechem, wkładając szorty.
Żaneta wskoczyła do jeziora, popłynęła za namiot i zaczęła pchać w stronę brzegu. Wiedziałam że mam teraz okazję aby się przebrać, więc wyjęłam ubrana z mojej torby i się ubrałam, a włosy związałam w kucyk a następnie uformowałam kok. Znalazłam szukając czegoś do ubrania pudełko z soczewkami. Włożyłam soczewki do oczu
-Dominika nie daję rady, wysiadam -odrzekła Żaneta.
-Jeszcze troszeczkę Żaneta, dasz radę -mówiłam dopingująco.
-Dominika nie dam rady, jest za ciężko -odpowiedziała znużona. –Zmęczyłam się.
Po chwili namysłu, musiałam się przełamać i pomóc największej przyjaciółce. Musiałam to zrobić, musiałam w końcu przełamać strach, zdjęłam buty, skarpetki. Przez chwilę siedziałam przy krawędzi i patrzyłam w wodę, w końcu wskoczyłam i podpłynęłam do Żanety, była na prawdę wyczerpana, się nie dziwię jednak namiot ze mną trochę ważył.
-Wszystko ok? -zapytałam zmartwiona.
-Tak jest Ok. –odpowiedziała zdyszana.
-Jeśli nie dajesz rady idź do namiotu -odpowiedziałam.
-No co ty, jest ok a po za tym nie dam rady wejść, namiot stoi na dwóch materacach, jest za wysoko -odpowiedziała.
-No to ok, ja płynę na przód, będę ciągnąć -odpowiedziałam, płynęłam patrząc przed siebie, nie patrzyłam pod siebie bo bym spanikowała, było ciężko i nie wygodnie, jedną ręką trzymałam za materac a drugą się odpychałam.
Przez cały dystans jaki miałyśmy do przepłynięcia rozmawiałyśmy o wszystkim aby ten czas szybciej zleciał. Kiedy poczułam dno pod swoimi stopami, od razu mi ulżyło, z trudem wyszłyśmy na brzeg i to z namiotem, którego nie dałyśmy rady podnieść.
Wyszłyśmy na brzeg i padłyśmy wyczerpane i zdyszane na trawę.

Perspektywa Janet


Byłam ostro wkurzona, kiedy zobaczyłam że jesteśmy na środku jeziora... Gdyby któryś z nich był blisko to bym go zabiła.
Byłam bardzo zmęczona kiedy wyszłam, ledwo trzymając się na nogach z jeziora. Wydawało mi się że grawitacja przyciągała bardziej niż zwykle. Ostatkiem sił pomogłam wyciągnąć dla Dominiki namiot z jeziora, a kiedy to zrobiłam padłam na trawę. Poleżałam chwilkę z Dominiką po czym się podniosłyśmy i poszłam się przebrać. A tuż po mnie Dominika poszła się przebrać.  Kiedy byłyśmy gotowe trzeba było pójść coś zjeść, ale oni tam siedzieli.
-Ale jestem głodna -wyznałam Dominice.
-Ja tak samo, ale nie mam ochoty patrzeć na ich mordy parszywe, frajerzy, dupki ...-zaczęła nawijać.
-Jak ich zobaczę to nie wytrzymam. Zjemy śniadanie, zbierzemy rzeczy na wycieczkę i pójdziemy szukać tego domku na drzewie o którym opowiadał Niall.
-Ale same pójdziemy? -zapytała.
-A dlaczego nie? Damy radę -powiedziałam dodając otuchy. –No kurwa, my nie damy? -zaśmiałam aby rozluźnić atmosferę i zdenerwowanie które po woli się przeistaczało w agresję.
Szłyśmy powolnym krokiem, cały czas rozmawiając po Polsku, miałyśmy wyjebane na chłopaków, ich problem jeśli nas nie zrozumieją.
Za każdym razem kiedy byłyśmy co raz bliżej wzrastała we mnie agresja. Cały czas starałam się żartować i się rozluźnić ale nie udawało mi się to.
Obie podeszłyśmy do mojego samochodu, otworzyłyśmy bagażnik i wzięłyśmy rzeczy na śniadanie czyli mleko, płatki czekoladowe i miski no i łyżki. Wszyscy siedzieli przy stole kiedy podeszłyśmy do stołu cały czas rozmawiając o poprzednich wakacjach. Usiadłyśmy na przeciwko siebie byłyśmy bardzo szczęśliwe, uśmiech nie schodziły nam z twarzy. Reszta zadawali nam jakieś pytania ale ignorowałyśmy je i zajmowałyśmy się swoją fascynującą rozmową. W końcu zaczęłyśmy obgadywać przyjaciół to nam dało satysfakcję.
-Ja pierdolę zaraz zajebie mu -powiedziała pół śmiechem Dominika.
-Hahaha... Blondas przegina, niech się odwali i zamknie ten swój ryj z krzesłem -odpowiedziałam po czym wybuchłyśmy jeszcze większym śmiechem.
-Ciekawe kto jest tak inteligentny i wpadł na ten zajebisty pomysł aby nas tak urządzić?
-To musi być frajer -zaśmiała się Dominika.
-Frajerzy, dupki pierdolone -nakręcałam się co raz bardziej.
-Ej Żaneta wyluzuj, bo zaraz na serio komuś zajebiesz.
-I mam taka ochotę od kąt mnie obudziłaś i powiedziałaś że jesteśmy na środku jeziora -odpowiedziałam.
-Hahaha już to sobie wyobrażam, Żaneta podchodzi do Loczka bez słowa, uderza go z pięści Hahahaha -śmiała się Dominika.
Kiedy skończyłyśmy śniadanie, naczynia włożyłyśmy do miski z innymi brudnymi naczyniami, poszłyśmy do mojego samochodu ubrałyśmy dresy do plecaka włożyłyśmy trochę jedzenia, bluzy i kilka innych rzeczy, spakowałyśmy się i ruszyłyśmy w stronę lasu. Szłyśmy dość długo, kiedy ujrzałyśmy rzekę, wiedziałam że jesteśmy blisko. Dominika gałęzią przyciągnęła linę. Wzięłam do ręki, koniec obwinęłam wokoło nogi, chwyciłam mocno linę i po chwili dyndałam na linie, kiedy znalazłam się na drugim brzegu puściłam się i wylądowałam na tyłku. Dominika po minucie była już koło mnie. Kontynuowałyśmy naszą wycieczkę, szłyśmy pomiędzy starymi drzewami, Niall miał racje te miejsce było magiczne, pomimo że życia nie było. Te miejsce, to powietrze, które było lekkie, ciepłe, delikatne. W powietrzu unosiła się woń świeżej trawy przełamane stęchlizną i spróchniałym drzewem. Po kilku minutach zobaczyłyśmy ten domek o którym opowiadał Niall. Był prawie taki sam jak go opisał, podeszłam bliżej i mu się bardzo uważnie przyjrzałam. Miałam ochotę wejść na ten domek, więc sprawdziłam drewniane deseczki, które były przybite do pnia potężnego drzewa. Wydawały się mocne. Weszłam na pierwsze dwa schodki.
-Ej złaź jeszcze sobie coś zrobisz.
-Chcę tam wejść -odpowiedziałam zadowolona.
Zaczęłam wchodzić wyżej i wyżej w pewnej chwili szczebelek nie wytrzymał mojego ciężaru i się złamał, przytrzymałam się rękoma kolejnej szczebelki i wchodziłam dalej. Nawet Dominika po dłuższej namowie weszła.
Widok z tego domku był niesamowity, nigdy nie czułam się taka szczęśliwa, wszelka złość i agresja odeszły w niepamięć, pierwszy raz w życiu czułam się szczęśliwa, nie miałam żadnych zmartwień, wszystkie kłopoty odłożyłam na bok. Pierwszy raz w życiu poczułam prawdziwe szczęście a co najważniejsze wiedziałam czego chcę, a mianowicie aby ten stan trwał jak najdłużej.

1 komentarz:

  1. Ooo Bożeee Ooo Bożeee Ooo Bożeee <333

    Cudownyyyy :***

    czekam na kolejny :>

    Boskii :D jezu zajebałabym im za takie coś :D

    OdpowiedzUsuń