piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdzial 112

Perspektywa Janet


Po szkole pojechałam do domu Leny.
-Witam cię moja droga szwagierko -Marcel przywitał mnie takimi słowami. Zdziwiłam się ale później doszłam do wniosku, że się za mną stęsknił. Co jest prawdopodobne bo ostatnio bardzo rzadko ich odwiedzałam, a to wszystko za sprawą moich "problemów".
Wraz z Leną przed pojechaniem do szpitala, pojechałyśmy po jakiś prezent, kompletnie nie wiedziałyśmy co im kupić. Po dłuższych rozmyśleniach kupiłyśmy bawełniane pieluszki dla Emily z tancerkami a dla Daniell kwiaty, zapłaciłyśmy i z zakupami pojechałyśmy do Dan.
Dan przywitała nas entuzjastycznie, była na prawdę szczęśliwa.
Mała Emily spała słodko ssąc kciuka, była taka urocza i śliczna, schrupała bym ją.
W szpitalu spędziłyśmy coś około 2 godzin, później odwiozłam Lenę, w drodze do domu zadzwoniła do mnie Alice z przypomnieniem, że moja grupa czeka na mnie.
Na miejscu usprawiedliwiłam się swoim dzieciom swoje spóźnienie, na szczęście wybaczyły mi.
Na zajęcia zaprosiłam Panią psycholog, aby przyglądała się naszym zajęciom.
Plan na zajęcia był taki, żeby to co dzieci napisały przeczytały cicho a później spaliły, to miało za zadanie symboliczne zamknięcie tamtego złego rozdziału i zaczęcie nowego.
Dzieciaki coraz bardziej mi ufały, zaproponowałam abyśmy mieli jakiś symbol, który będzie tylko nasz i będą go miały osoby z naszej grupy, w ten sposób będziemy tworzyć elitę.
Wszyscy się zgodzili, każdy z nich miał mi powysyłać pomysły na adres e-mail.
Nasze zajęcia miały trwać dwie godziny ale już w połowie nam przeszkodzono, Jerremy który zajmował się akcją "Stop przemocy nad zwierzętami" przyszedł prosić nas o pomoc w rozdawaniu ulotek nawołujących do tego, zapytałam grupy o to czy chcą, zgodzili się. Z racji tego że miałam samochód 5 osobowy a nas było nieco więcej poszliśmy pieszo.
Na początku rozdawaliśmy ulotki na ulicy, a później poszliśmy do centrum handlowego.
Dzieciaki rozdały ulotki w ekspresowym tempie, więc żeby im to jakoś wynagrodzić kupiłam im lody.
Siedzieliśmy przy dwóch złączonych stołach, wszyscy w spokoju jedli lody, a mi przypomniała się pewna sytuacja w głównej roli ze mną i lodami, na wspomnienie tego zaczęłam się śmiać, na co wszyscy się popatrzyli na mnie z wielkim znakiem zapytania na twarzach.
Szybko pośpieszyłam z wyjaśnieniami.
-Będąc z przyjaciółmi na wagarach w średniej klasie, poszliśmy na lody do centrum handlowego, siedzieliśmy i jedliśmy, gdy nagle zauważyliśmy jak idzie korytarzem nauczycielka z fizyki (stara jędza). Żeby uniknąć nieprzyjemnej konfrontacji i późniejszych problemów związanych z wagarami, zaczęliśmy z przyjaciółmi uciekać. Niestety fart chciał że akurat byłam na obcasach, biec szybko nie mogłam, a na domiar szczęścia poślizgnęłam się na frytce i poleciałam jak długa na twarz, wbijając twarz w lody, które miałam w ręku, wszyscy którzy w centrum to widzieli zaczęli się śmiać, a mnie musieli zbierać z podłogi –opowiedziałam.
Tak jak sądziłam, dzieciaki wybuchły śmiechem a ja razem z nimi, to rozluźniło trochę sytuację, później każdy z nich opowiadał jakaś śmieszną sytuację, tak oto minęła kolejna godzina.
Z centrum handlowego każde z nas poszło w swoją stronę.
Wróciłam do domu padnięta, marzyłam tylko o ciepłej kąpieli i o łóżku.
Pamiętam że dosyć szybko zasnęłam w łóżku Liama z Alim i Hope.
Natomiast dzisiaj po powrocie ze szkoły wraz z Hope odwiedziłyśmy weterynarza, a towarzystwa nam dotrzymywał Ale.
Hope miała mieć zabieg, który ma sprawić że nie będzie miała dzieci.
-Pani Janet?
-Tak, to ja -siedziałam w poczekalni z przestraszoną Hope na rękach i Alim leżącym u moich stóp.
Ludzie patrzyli się na mnie z przerażeniem, wszyscy odsunęli się ode mnie na dwa siedzenia dalej, chyba się bali Alego.
-Zapraszam –wskazał mi drogę lekarz weterynarz.
-A mogę wejść z Ale?
-Tak, oczywiście -uśmiechnął się życzliwie.
Weszłam do gabinetu, niewiele się różnił od gabinetu lekarza dla ludzi, z tym że kozetka na której się kładziemy tu jest znacznie mniejsza i stoi na środku.
-Proszę położyć kotka tutaj -wskazał doktor na kozetkę, przy czym zaczął coś bazgrolić w dokumentach. -Ile kotek ma już?
-Rok -odpowiedziałam zestresowana
-Miała jakieś choroby? -zapytał dokładnie oglądając Hope
-Nie
-Była w ciąży?
-Nie –weterynarz podszedł do Hope.
-Dobrze widzę że dla kotki nic nie dolega, jest zdrowa, także możemy wykonać zabieg- odpowiedział po zbadaniu Hopey odwracając się do mnie plecami. Zaczął przygotowywać gaziki, igły, strzykawki.
Przerażał mnie ten widok, poczułam jak do oczu napływają mi łzy, stałam przy Hope i ją głaskałam. Lekarz podszedł wbił igłę a ja kurczowo trzymałam Hope, po zastrzyku wzięłam ją na ręce, a moje oczy zaszkliły się.
-Niech Pani się nie martwi, będzie wszystko dobrze -pocieszył mnie uśmiechem.
-Tak wiem, tylko jest mi jej bardzo szkoda -wytarłam łzę spływającą po moim policzku.
Po chwili zauważyłam jak moja kotka czka, wiedziałam że to oznacza, iż za chwilkę zwymiotuje, położyłam ją na kozetkę, a ona zwymiotowała.
-Przepraszam -zawstydziłam się.
-To nic, niektóre kotki tak reagują na narkozę -posłał mi uśmiech.
Wzięłam z powrotem kotkę na ręce, ucałowałam ją w główkę. Zaczęłam się bujać, by się uspokoiła, chodź tak na prawdę to ja potrzebowałam uspokojenia, bo byłam gorzej zestresowana niż ona.
Po chwili zauważyłam jak jej główka opada coraz bardziej, ucałowałam ją ostatni raz i powiedziałam:

"Nie bój się, będzie dobrze"

Lekarz zabrał ode mnie Hope.
-Niech Pani przyjedzie jutro po kotkę, bo po zabiegu musi zostać na noc u nas na obserwacji, w razie czegoś i tak będę do Pani dzwonił.
-Dobrze, a mógłby Pan zadzwonić do mnie jak zoperuje Hope? -zapytałam ze szklanymi oczami.
Pan doktor tylko pokiwał głową przytakująco z życzliwym uśmiechem.
-Dziękuję bardzo -uspokoiłam się chodź trochę. -Do widzenia -uśmiechnęłam się i opuściłam gabinet, a następnie budynek weterynarza.
Posadziłam Alego na przednim siedzeniu, wsiadłam do auta i pojechałyśmy do domu.
Odrobiłam lekcję, a później zrobiłam obiad, którego i tak nie zjadłam przez stres związany z zabiegiem Hope, zrobiłam porządki.
Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, w końcu wzięłam laptopa i zaczęłam przeglądach facebooka, wtedy zadzwonił na skype Tomek.
Nasza rozmowa przebiegała dość luźno, jak zawsze z resztą. Tomek opowiadał o tym, że wraz z Kasią planują zaadoptować dziecko, na co się ogromnie ucieszyłam i popierałam ich w tym w 100%.
Znałam Tomka i wiedziałam, że będzie wspaniałym tatą dla nowego dziecka.
Szczerze powiem, że byłam dumna z Tomka i Kasi, za taki krok.
-Boże mój kochany Tomuś będzie tatą, masakra –wzruszyłam się.
-Weź, bo mi się zaraz popłaczesz -zaśmiał się.
-A się dziwisz?... Boże, nawet nie wiesz jak bardzo jestem z ciebie dumna... Cieszę się z tego, że zostaniesz ojcem i z tego że ja będę ciocią -odpowiedziałam ze łzami w oczach.
-Ej skarbie jeżeli ja zostanę ojcem to ty zostaniesz chrzestną.
-Naprawdę? -zapytałam z niedowierzaniem.
-Nie ma innej opcji -uśmiechnął się.
-Uszczęśliwiłeś mnie podwójnie -odpowiedziałam przez co pojedyncza łza spłynęła po policzku.
-Żanet nie płacz, bo będę musiał przyjechać do ciebie
-To przyjedź, czekam tylko na to -wytarłam dłonią łzę.
-Tęsknisz?
-Bardzo -pociągnęłam nosem.
-Smacznego -zaśmiał się.
-Dzięki, to mój obiad -zaśmiałam się.
-Oj Żanet jak ja tęskniłem za naszymi żarcikami, za wypadami nocnymi na nasze spacery, za rozmowami, za przypałami w internacie.
-Ja też, wczoraj opowiadałam swojej grupie o naszym, a właściwie o moim wypadku w centrum handlowym, co uciekaliśmy przed babą od fizyki, a ja wyrżnęłam i uderzyłam głową w lód
-A tak, pamiętam -wybuchł śmiechem. -Później pomagałem ci się umyć pod centrum handlowym, działo się, nigdy się oboje nie nudziliśmy -na samo wspomnienie uśmiechnęłam się.
-Z nami zawsze było śmiesznie -rozweseliłam się. -To smutne, że większość z tych rzeczy więcej już się nie powtórzy -posmutniałam, tak samo jak Tomek.
-Teraz nawet nie zastąpimy tego nowymi sytuacjami, bo nie mieszkamy razem. Ja jestem w Białym a ty tysiące kilometrów w Bristol.
-To jest najbardziej przykre… Dziś zawiozłam swoją Hope dziś na zabieg
-Jaki?
-Poz... - przerwał rozmowę telefon. -Wybacz to weterynarz -odebrałam telefon i zaczęłam rozmowę z weterynarzem.
Oznajmił mi że Hope właśnie się obudziła z narkozy, że cały zabieg przebiegł pomyślnie, a teraz Hope dostaje leki przeciwbólowe i jest cały czas monitorowana, jeżeli nie będzie komplikacji to jutro po południu będę mogła ją zabrać do domu.
Miałam łzy gdy rozmawiałam z weterynarzem, kamień spadł mi z serca gdy usłyszałam że z Hopey wszystko w porządku.
-Z Hope wszystko w porządku -odpowiedziałam podekscytowana.
-To dobrze, cieszę się a co z nią było?
-Miała operację pozbawiającą płodności.
-Aaa, gdzie Ale? Pokarz mi tego bydlaka -zaśmiał się Tomek.
Zawołałam Alego, po dłuższej chwili przybiegł do mnie, wskoczył na kanapę i usiadł obok mnie, w tym momencie kamerę skierowałam na tygrysa, ukazując go Tomkowi
-Boże jaki wielkie bydle z niego wyrosło
-A będzie jeszcze większy -poczochrałam tygrysa po głowie a ten położył się na plecy i zaczął łapać moją ręką łapami, sądził że się będę z nim bawić.
-Jak ty go wykarmisz? Tosz to wsuwa na raz tonę mięsa.
-Nie jest aż tak drogi w utrzymaniu, a nawet jeśli to i tak go nie oddam bo on jest już mój -położyłam się na brzuch Alego a on zaczął lizać moje włosy.
-Tomek! -usłyszałam w tle.
-Oj chyba Kasia wróciła do domu.
-Od razu słychać co? -zaśmiał się.
-Dobra leć, do usłyszenia bracie.
-Bajo siostra -pożegnał się i rozłączył.
Właśnie po zakończonej rozmowie uświadomiłam sobie jak bardzo jestem samotna, jak bardzo zaczęłam tęsknić za chłopakami, chodź tak na prawdę to za Harrym najbardziej... Tęskniłam za Dominiką, Leną, Tomkiem...
-Dostałam to na co zasłużyłam -powiedziałam pod nosem.
Na samą myśl zrobiło mi się smutno.
Zaczęłam myśleć o powodach mojego postępowania wobec Harrego.
Chciałam się odegrać na Harrym za Brajana, bałam się że to Harry zabawi się mną, bałam się że będę kimś przelotnym, nie docierało do mnie to że Harry może zakochać się w takiej zwykłej szarej dziewczynie jak ja...
Jaka ja byłam głupia, dlaczego nie ogarnęłam się wcześniej? Dlaczego tak późno zdałam sobie sprawę z tego że go kocham, że pragnę z nim być, dlaczego tak późno zobaczyłam że go non stop raniłam...
Najgorsze jest to że Harry wybaczył mi wszystko, nie miał do mnie żalu ani pretensji, chciał ze mną być, a ja zostawiłam go bo jakaś tępa suka go pocałowała. Teraz jestem sama i kurewsko żałuję tego.
Do moich przemyśleń włączyło się wino, które pogłębiło moje smutki i żal do samej siebie.
Byłam załamana, rozpłakałam się jak mała dziewczynka, a moje serce krwawiło. Płonęłam z niewieści do samej siebie za całą tą sytuację. Rozpierały mnie emocje, nie wiedziałam jak je upuścić.
Pomimo złożonej sobie obietnicy, jednak nie wytrzymałam, poszłam do łazienki po maszynkę do golenia, położyłam ją na umywalkę po czym nachyliłam się nad nią, spojrzałam w swoje odbicie w lustrze, dostrzegłam rozmazany makijaż, wyglądałam jak upór.
-To twoja wina, to wszystko twoja wina! -plunęłam na lustro, wprost na swoje odbicie.
Wzięłam golarkę i przyłożyłam do skóry na lewej ręce, zawahałam się chwilkę, ale ostatecznie zaczęłam przyciskać ostrza do skóry i trzeć nią w boki. Poczułam jak ostrza przecinają moją delikatną skórę na ręce, zauważyłam nawet krew, ale zamiast przestać przycisnęłam golarkę mocniej i tarłam jeszcze szybciej, byłam pełna nienawiści do siebie.
Kropla krwi skapnęła do umywalki, wtedy odłożyłam zakrwawioną golarkę na nią i spojrzałam na swoją rękę, była cała we krwi a z rany sączyła się krew. Myślałam że ulżyłam sobie, ale niestety nie do końca, to było dla mnie za mało.
Otworzyłam szafkę w poszukiwaniu czegoś ostrego, po kilku minutowych poszukiwaniach znalazłam żyletkę, wzięłam ją.
Zdjęłam spodnie i usiadłam na zimnej terakocie z zakrwawioną ręką i żyletką w drugiej.
Patrzyłam na tą metalową blaszkę i rozmyślałam, w mojej głowie rozpoczęła się bitwa czy już dałam sobie wystarczającą karę, czy może powinnam jeszcze pocierpieć.
Wygrała kara.
Przycisnęłam żyletkę do skóry na prawym udzie tuż pod linią majtek.
-Nie jesteś jego wart, nigdy nie byłaś... Zraniłaś go... Jesteś żałosna -mówił głos w mojej głowie.
Złość, żal, nienawiść wypełniła ponownie mnie całą, co spowodowało mocniejsze przyciśnięcie żyletki do skóry i mocne przecięcie jej, następnie kilka krotnie szybkimi ruchami przeciągnęłam po powstałej ranie, zaczęłam płakać, a z bólu zaciskać zęby, ale nie przerywałam cięć. Gdy łzy zaczęły mi spływać po policzkach a ręka się zmęczyła wypuściłam żyletkę z ręki i zaczęłam krzyczeć na cały dom.
To pozwoliło mi się wyładować i uspokoić. Gdy doszłam do siebie i uspokoiłam się, podniosłam się z podłogi, wzięłam papier i przykryłam swoje rany, natychmiast papier stał się mokry od krwi.
Zmieniłam opatrunek, po czym umyłam golarkę i żyletkę oraz zlew i podłogę z krwi.
Wyszłam z łazienki, pod drzwiami czekał na mnie Ale, pogłaskałam go po czym skierowałam się do kuchni, wyjęłam z szafki bandaże po czym opatrzyłam swoje, wciąż krwawiące rany.
Ale cały czas mi się przyglądał jak bandażowałam rany, miał takie smutne oczka.
Byłam bardzo zmęczona, te ostatnie pół godziny zmęczyły mnie bardziej niż 2 godziny biegu.
Poszłam na górę a następnie poszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam a Ale obok mnie.

Rozdział 111

Perspektywa Zayna


Nawet trasa koncertowa mi nie pomogła zapomnieć o tęsknocie za moją księżniczką. Dominika mi wybaczyła chodź nie było łatwo, przepraszałem ją przez 4 dni, dzwoniłem pisałem ile mogłem, aż pewnego wieczoru przed koncertem zadzwoniła do mnie na skype, zaczęliśmy rozmawiać i wszystko jest OK.
Nasz związek został umocniony przez tą historię z zakładem, teraz jest cudownie.
Ustaliłem z Dominic że po trasie koncertowej przylecę do niej.
Już nie mogę się doczekać, kiedy to będzie.
Dawaliśmy koncert w Londynie, fanki krzyczały i śpiewały z nami nasze największe hity. Uwielbiam kiedy publiczność śpiewa razem z nami i przy tym świetnie się bawi, tworzymy przy tym całość która, jest nierozerwalna.
Wróciły krzyki dziewcząt, rzucanie na scenę staników, majtek, koszulek, miśków, kartek a nawet trafiło się że, ktoś rzucił prezerwatywy. To właśnie są nasi fani.
Cieszyłem się kiedy wróciłyśmy do hotelu, mieliśmy 30 min żeby się ogarnąć a później jedziemy na imprezę do domu Play Boya, nie chodzi o zabawę tylko o to żebyśmy się wszędzie pokazywali, jeżeli chcemy wrócić znów na szczyt.
Dom Play Boya to ogromna posiadłość gdzie na imprezach jest bardzo dużo zamożnych ludzi i wysoko postawionych. Uczestnicząc w takich imprezach można narobić sobie znajomości i taki był też cel.
Ja przez całą imprezę siedziałem i piłem drinki.
Miałem czas aby pomyśleć, zostało nam 4 dni trasy, szczerze powiem że, nie mogłem się doczekać końca no i dnia kiedy polecę do Dominic, oprócz tego miałem w planach odwiedzić rodzinę, za nimi też tęskniłem.
-Siema Zayn co u ciebie słychać? -przybił pionę Drack.
-Siema co ty tu robisz? Sądziłem że, taki koleś jak ty chodzi tylko na prywatki do Kardashianów -zaśmiałem się.
-Tam nic się nie dzieje, wszyscy są zbyt sztywni nie to co tutaj, sex, narkotyki, panienki do towarzystwa no i zadymy, tutaj to są dopiero są imprezy -wyszczerzył się murzyn.
-Widziałem przed wejściem do kibla jak facet robił palcówkę dla laski, ale to nie była placówka tylko dłoniówka, tak to rozegrał, jeszcze chwilka a cały tam wejdzie.
-O jebany -zaśmiał się czarno skóry. -Słyszałem że już nie jesteś z Perrie -zmienił diametralnie temat.
-To prawda, to była najlepsza decyzja na świecie -odpowiedziałem szczerze.
-Panny to zło, fajnie jest ale tylko żeby poruchać, nic więcej. Jeżeli chcesz mogę ci dać namiary na dobre dziwki, zobaczysz że nie pożałujesz -wypił sporego łyka swojego drinka.
-Nie dzięki, mi wystarcza to co mam -oparłem się o kanapę, a łokcie położyłem na oparcie.
-Ooo stary -szturchnął mnie łokciem. -Powiem ci że jestem zaskoczony ty i dziwka, no, no -upił łyka drinka, a ja się tylko zaśmiałem, żeby tylko wiedział, ale jeszcze nie czas aby mówić tu o nowym związku, szczególnie kiedy on jest ich przeciwnikiem.
Wraz z Drackiem zeszliśmy na inne tematy a mianowicie samochodów, gadaliśmy o silnikach, nic w zasadzie ciekawego ale czas przynajmniej leciał.
Nim się zorientowałem dochodziła 4.00 zacząłem szukać swoich imprezowiczów, po około godzinie się wszyscy zebraliśmy, wyszliśmy z domu PlayBoya i wyruszyłyśmy w stronę hotelu gdzie byliśmy zakwaterowani na jedną noc. Spanie w autokarze to dość ryzykowne.
Harry był zalany w trupa, musiałem go prowadzić bo jemu grawitacja szwankowała.
-Wiesz co jestem chujem -odpowiedział nagle.
-Dlaczego?
-Nie daruje sobie tego...
-Czego?
-Że Janeta się wyprowadziła, straciłem ją... Na zawsze... Nie mogę sobie tego wybaczyć, że pozwoliłem jej odejść... Codziennie o tym myślę i to mnie zabija, tylko w alkoholu i pokerze znajduję odskocznie... -Harry miał już czkawkę pijacką.
-To ją odzyskaj, spotkaj, pogadaj. To Taylor cię pocałowała ty nie byłeś świadomy.
-Już za późno, na pewno już kogoś ma... Taka cudowna osoba jak ona, szybko kogoś sobie znajdzie... Kogoś lepszego... Kogoś kto jej nie rani...
-Wy oboje siebie ranicie
-Ale to ja wszystko spieprzyłem... - Harry wyślizgnął się mi z rąk i upadł na chodnik tyłkiem.
-Wstawaj -próbowałem go podnieść ale nie dawałem rady, reszta chłopaków była daleko przed nami.
-Zostaw mnie, zostawcie mnie wszyscy... Zasługuje na to... Moje życie nie ma sensu... -w końcu zaczął współpracować i wstał z chodnika. -Zabij mn... -w tym momencie nie wytrzymałem i uderzyłem go w twarz.
-Przestań pierdolić, facet jesteś czy baba bo zachowujesz się jak dziewczynka... Weź się chłopie w garść i przestań się rozczulać nad sobą, bo to żałosne... Masz jaja? To zacznij w końcu tak się zachowywać... Dość kurwa tego... Co ty mi tu pierdolisz jakieś bzdety... Skąd do chuja wiesz że ma kogoś? Widziałeś ją z kimś? NIE, nawet nie wiesz co u niej słychać... Interesuje cię to w ogóle?! Tak zjebałeś bo utrzymujesz kontakt z Taylor… Nie widzisz że ona poróżnić cię z Janet?! Jesteś aż tak ślepy?
-Wybacz stary… Masz rację… Biorę się za siebie ale to od jutra - przytulił się, a ja poklepałem go po plecach.
Do hotelu wracaliśmy w ciszy. Harry wytrzeźwiał na tyle, że mógł samodzielnie iść.
Miałem pokój z Harrym. Kiedy Harry kładł się spać ja wziąłem prysznic, a następne sam się położyłem spać.

Perspektywa Janet


Obudziłam się zdezorientowana, nie wiedziałam gdzie jestem, przetarłam oczy by lepiej widzieć. Spałam w łóżku Harrego a do tego przytulałam jego ubrania, nawet je chyba zaśliniłam, lub znów płakałam przez sen.
Gdy się podniosłam dopiero zobaczyłam jaki panuje tu bałagan, musiałam tu dziś posprzątać, wszędzie leżały ubrania Harrego.
Wstałam z łóżka i poszłam do pokoju Liama, wzięłam kąpiel, przebrałam się, zrobiłam makijaż.
Zeszłam na dół, na parterze panowała grobowa cisza, sadziłam że Andy jeszcze śpi w salonie ale go tam nie było. Zdezorientowana weszłam do kuchni tam zobaczyłam śniadanie i karteczkę:

"Dziękuję za świetny wieczór, smacznego ;)"

Z ogromnym apetytem skonsumowałam śniadanie, które mi przygotował Andy. Posprzątałam po sobie po czym poszłam na górę posprzątać Harrego pokój.
Dochodziła 12.00, zaczęłam od zbierania jego ubrań i ściągania pościeli, pod poduszką znalazłam moje zdjęcie, zastanawiałam się skąd ono się tam znalazło, wzięłam to zdjęcie i włożyłam je w obramowanie lustra.
Zmieniłam pościel, pościerałam kurze, poskładałam ubrania w szafie, te półki i wieszaki które ja miałam wciąż były puste.
Zakończyłam sprzątanie odkurzaniem, następnie wzięłam brudną pościel oraz ubrania i zaniosłam do pralni, wstawiłam pralkę.
W między czasie kiedy pralka prała, zrobiłam jedzenie dla moich zwierząt a dla siebie kawę.
Słońce oświetliło cały salon, aż szkoda było siedzieć w domu, wyszłam na taras, założyłam okulary i rozkoszowałam się śliczną pogodą, miałam ochotę pogadać z Leną.
-Hej kochana
-Witaj cukierku, co tam? -zapytała.
-Rozkoszuje się słońcem na tarasie z kawką
-Przecież ty nie masz tarasu -parsknęła śmiechem.
-A no właśnie, bo ty nic nie wiesz. No to pozwól że ci wszystko opowiem.
-Tylko na to czekam -zaśmiała się.
-No to tak wczoraj rozmawiałam z Liamem, zaczęłam się żalić że mi jest chujowo bo nie czuje się dobrze w moim domku, na co Liam zaproponował mi abym zamieszkała u nich w domu, zgodziłam się. Od razu spakowałam rzeczy i koty no i przyjechałam do Bristol.
-Aham i teraz się wylegujesz na tarasie, a wiesz może co u Dan?
-Nie, ale możemy się przejechać do szpitala -zaproponowałam.
-To dobry pomysł, zobaczymy małą Emily. Tylko ja dopiero będę mogła o 15.00 bo wtedy Marcyś wraca i będzie mógł się zająć Lucy.
-No spoko to o 15.00 do ciebie przyjdę
-Dobra, a co u ciebie i Harrego? Dzwonił?
-Nie i raczej nie zadzwoni - posmutniałam.
-Skąd wiesz?
-Bo przeglądając neta natrafiłam na zdjęcie jak był w jakimś klubie i obściskiwał się z jakąś lafiryndą, a na kolejnym jak z nią wychodzi. Jak widać bardzo to przeżywa... Nie wiem co ja sobie myślałam, że on się zmieni… On inaczej myśli niż ja
-A jak u ciebie? Zapomniałaś?
-Nie, wczoraj wieczorem wpadła do domu Taylor, była zaskoczona moim widokiem. Weszła przepychając mnie i zaczęła drzeć ryja że Calvin z nią zerwał i że to moja wina, że zapłacę za to itd. Byłam na początku spokojna ale kiedy mnie zdenerwowała wyjebałam ją z domu.
-O ja, co ty jej zrobiłaś?
-To nie ja tylko Zayn, to on przesłał zdjęcia dla Harrisa gdzie Taylor kleiła się do niego.
-Hahahahaha nieźle ja bym na to nie wpadła, ale żeby Malik w to się włączył to ja nie wierzę.
-Dobra daj mi dokończyć!
-Sory, już nie przerywam
-No i potem wpadł Andy bo go zaprosiłam, przyniósł kebaby i alko. Najebałam się i to porządnie, w sumie to oboje zaszaleliśmy, oczywiście pijackie żale nam się włączyły i się żaliliśmy sobie nawzajem. Później zdecydowałam że koniec tego i poszłam na górę.... Uwaga punkt kulminacyjny... Obudziłam się w Harrego pokoju, w jego łóżku, przytulona do jego ubrań, nie wiem czy płakałam, czy zaśliniłam jego ubrania, ale były mokre.
-O ja, Żaneta –Lena ledwo powstrzymywała się od śmiechu. -Czyli kochasz go skoro zaśliniłaś jego ubrania.
-Hahaha zabawne, ale jestem bardziej przekonana, że jednak beczałam, coraz częściej mi się to zdarza, nie wiem o co chodzi, a gdy się budzę w chuj tęsknie za dotykiem Harrego.
-Po prostu tęsknisz za nim, wciąż go kochasz i tyle.
-Co ja mam zrobić?
-Nie wiem kochanie, to jest w chuj poplątane... Chyba nie ma na to rady, samo musi przejść.
-Jestem już w chuj zmęczona, nie wiedziałam że to jest takie męczące.
-Życie kochana, życie. Łucja odejdź od tej szafki, zostaw to... Cholera jasna... Przepraszam cię Żańcia ale Łucja szaleje, do później papa.
-Papa -pożegnałam się i rozłączyłam.
Czułam niedosyt, poszłam po laptopa. Odpaliłam go i szybko wbiłam na skype, zaczęłam patrzeć kto z moich znajomych jest dostępny i znalazłam Dominikę, szybko rozpoczęłam połączenie.
-Siema -pojawiła się na moim ekranie.
-Hej, jeny jaka ty opalona -zachwyciłam się, a w duchu zazdrościłam takiej opalenizny.
-Efekt jednego wyjścia nad ocean i proszę rak gotowy, jak mnie Malik zobaczy to mnie zje, on uwielbia owoce morza -zaśmiała się.
-Zanim wy się zobaczycie to zdąży ci ta opalenizna zejść
-No nie wiem, bo ma przylecieć po trasie koncertowej, bardzo się stęsknił, prawie tak jak ja- widziałam jej podekscytowanie i cieszyłam się z tego, chodź na mojej twarzy zagościł smutek.
-Ej Żaneta co się dzieje?- spoważniała.
No i kolejny raz opowiedziałam historię o moim "rozstaniu" o ile można to tak nazwać bo w związku nie byliśmy. Później dołączyłam historię z awanturą Taylor i spaniu w Harrego łóżku, tylko tym razem nie wytrzymałam i łzy poleciały mimowolnie.
Cierpiałam, moje serce bolało z każdym dniem coraz bardziej, a jedynym lekarstwem był Harry Styles.
Miałam dosyć wszystkiego, tych naszych kłótni, sporów, niedomówień, nieporozumień, sprzeczek, konfliktów, chcę tylko jego, jestem już gotowa.
Cierpię bez niego, za bardzo go potrzebuję by z niego zrezygnować.
Teraz jestem pewna na 100% że kocham go, ale czy nie jest już za późno?