niedziela, 6 września 2015

Rozdział 103

Perspektywa Harrego


Janeta jest bardzo trudną i specyficzną osobą, bardzo mnie intryguje i im bardziej ona mnie od siebie odsuwa tym bardziej chce się do niej zbliżyć pomimo że mnie to irytuje. Z Bardzo mi zależy na jej szczęściu, a póki co to unieszczęśliwiam ją z czego bardzo jest mi źle.
Widok Jan siedzącej na kanapie był dla mnie zaskoczeniem, sądziłem że wróci za kila dni. A to co się stało później było jeszcze większym zaskoczeniem, ale miłym. Janet zachowanie sprawiło że miałem na nią coraz większą ochotę, ale dzięki temu miałem również coraz większą blokadę przed zerwaniem ubrań z mojej wybranki.
Janeta jest wspaniałą kobietą i jestem pod wielkim wrażeniem bo żadna kobieta nie miała tak dobrego wpływu na mnie, to dzięki niej nie jestem jedną z tych "gwiazdeczek" którym palma odbiła od pieniędzy.  I jestem ogromnie wdzięczny za to.
Wieczorem Jan zrobiła malutkie zebranie podzieliła się z nami propozycją Pani Alice, związaną z wyjazdem do Azji w celu pomocy i poznaniu kultury tamtejszej ludności, a przede wszystkim zebrania potrzebnych notatek aby dobrać odpowiedni sposób pomocy.
Na początku byliśmy do tego sceptycznie nastawieni ale po wysłuchaniu wszystkiego spodobał nam się ten pomysł.
Liam zadzwonił do naszego managera i zaprosił aby Janeta wszystko z nim ustaliła. Przyjechał z godzinnym opóźnieniem ale lepsze to niż nic. Janeta opowiedziała mu wszystko to co nam. Mike słuchał z wielką powagą, sądziliśmy że się nie zgodzi ale tylko gdy Janeta przestała mówić odpowiedział że ten pomysł jest genialny bo dzięki takiej akcji możemy wrócić na tory i znów się wybić.
Wszyscy zaczęliśmy ustalać szczegóły wyjazdu, Janeta postanowiła zadzwonić do Pani Alice i zaprosić ją do ustalania, bo to ona zaproponowała ten wyjazd.
Janeta wyszła z salonu i poszła do kuchni, lecz po chwili wróciła ze łzami w oczach oznajmiając wszystkim, że Pani Alice jest w szpitalu jej stan jest zły. Nim zdążyliśmy się obejrzeć Janeta chwyciła za kluczyki od samochodu i wyszła z domu, pobiegłem za nią. W ostatniej chwili udało mi się wsiąść do samochodu. Janeta pędziła przez miasto jak oszalała.
-Jan a ty wiesz gdzie jechać?
-Nie... A mógłbyś mnie pokierować? Proszę cię -odpowiedziała załamana.
-Skręć tutaj w lewo -odpowiedziałem.
Przez resztę drogi kierowałem ją jak nawigator i GPS.
Gdy dojechaliśmy do szpitala wraz z Janet weszliśmy w pośpiechu do szpitala i poszliśmy do recepcji dowiedzieć się w której sali leży Pani Alice. Pomogłem swej ukochanej w uzyskaniu informacji ponieważ z tego wszystkiego ciężko jej było się wysłowić.
Janeta weszła do sali nr.23 gdzie leżała Pani Alice, usiadła na krześle chwytając dłoń Pani Alice, oczy Pani Alice lekko się otworzyły a gdy ujrzały Janet jej twarz rozpromieniła się. Widząc taki widok postanowiłem przestać podgadywać przez szybę i usiadłem na krześle pod salą.
Zadzwoniłem do chłopaków i uspokoiłem ich, bo byli trochę zdezorientowani, moją rozmowę przerwała Janet wychylająca się z sali.
-Harry, możemy wracać wszystko jest ok-odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.
Janeta chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do wyjścia.
Wróciliśmy do domu, gdzie wszyscy siedzieli jak na szpilkach. Janeta uspokoiła wszystkich i opowiedziała dokładnie o wyjeździe do Azji.
Mike zaproponował że zajmie się organizacją prawną i załatwieniu samolotu, oraz reklamą a Pani Alice w zorganizowaniu przewodników, tłumaczy, noclegów itd.. A my mieliśmy za zadanie się spakować.
Wyjazd już niebawem, Janeta już zaczęła dzwonić po znajomych z wolontariatu i ustalać różne rzeczy z akcją zbierania pluszaków dla dzieci ze szpitala.
Reszta chłopaków podłapała pomysł i wszyscy zaczęli gdzieś dzwonić, ja sam zadzwoniłem do mamy i poinformowałem ją o wyjeździe. Cieszyła się z mojego szczęścia a ja z jej bo jej związek z Filipem rozkwitał w najlepsze.
Późnym wieczorem siedziałem z Janet na kanapie i oglądaliśmy jakiś bkiepski film.
W przerwie reklamowej Janeta poszła po wino, przez co film nabrał lepszego smaku, objąłem Janet ramieniem a ona wtuliła się z mój tors.
Po pewnym czasie zorientowałem się że Jan zasnęła, Nie mogłem się napatrzeć na nią, ale w końcu postanowiłem zanieść ją na górę. Delikatnie podniosłem swoją księżniczkę, wnosząc ją po schodach moja księżniczka się przebudziła.
-Kochanie co ty robisz? Nie musisz mnie zanosić do łóżka, ja mam nogi
-Ale to dla mnie żaden problem, lubię cię nosić -odpowiedziałem dając całusa w głowę.
-Kocham cię ale nie rób tego bo się zmęczysz albo się poderwiesz -mówiła z zamkniętymi oczami.
-Skarbie co ty wygadujesz, jesteś leciutka jak piórko i już jesteśmy w pokoju -powiedziałem kładąc ją na łóżku.
-Zostaniesz ze mną? -zapytała zachrypniętym głosikiem.
-Oczywiście -odpowiedziałem kładąc się obok niej. Janeta przybliżyła się do mnie tak blisko że niemal stanowiliśmy jedność, objąłem ją w pasie i zasnąłem.

Tydzień później


Już dziś wylatujemy do Azji, do tej pory byłem przekonany że nie uda nam się ogarnąć tak w krótkim czasie całego tego wyjazdu, jakimś cudem nam się udało. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, wszystko było pozałatwiane. Pani Alice wyszła ze szpitala i czuje się wyśmienicie, akcja z pluszakami jest załatwiona i jest duże zainteresowanie się nią. Janeta zabrała ze sobą Sarah, dziewczynę z wolontariatu. A mnie wciąż interesuje jak Janeta się zgodziła na lot samolotem do Azji.
Wszystko zapakowaliśmy do samochodu i pojechaliśmy na lotnisko.
-Dlaczego jedziemy na lotnisko? -zapytała przestraszona Janeta.
-A jak chcesz dotrzeć do Azji? -zapytał Niall.
-No nie wiem, może samochodem? -odpowiedziała przestraszona Jan.
-Hahaha to by zajęło z miesiąc -zaśmiał się Niall.
Po chwili dojechaliśmy na lotnisko.
-Ja nie wsiądę do samolotu -odpowiedziała asertywnie wysiadając z samochodu.
-Kochanie jestem z tobą -odpowiedziałem wyciągając bagaże z bagażnika.
-Nie ja nie wsiądę tam, nie ma mowy -odpowiedziała oburzona.
-Dobrze chodź kochanie, bo się spóźnimy -odpowiedziałem chwytając ją za rękę.
Janeta cały czas marudziła, wiedziałem że się boi ale po to ja tu jestem aby to złagodzić.
Kolejna scena była przy wejściu do samolotu staliśmy przed wejściem przez 30 minut cały czas tłumaczyłem jej że nic się nie stanie, że samolot jest bezpieczny że piloci nie pozwolą na to. W końcu wykonałem na Janet chwyt strażacki i wniosłem ją do środka samolotu, posadziłem na fotelu i przypiąłem pasami, Janet zaczęła przeklinać i panikować, a gdy stewardessa poprosiła o zapięcie pasu i poinformowała o tym co robić gdyby coś się stało Janet wpadła wręcz w szał, nawet moje tłumaczenie nie pomogło więc nachyliłem się nad nią i w tedy Janet zamilkła i patrzyła mi w oczy.
-Wszystko będzie dobrze -odpowiedziałem ze stoickim spokojem i pocałowałem, po czym przypiąłem się pasami.
Janeta nic już nie powiedziała, trzymała oparcia fotela a gdy zaczynaliśmy ruszać położyłem swoją dłoń na jej przy czym chwyciła za nią i mocno ścisnęła, spojrzała na mnie swoimi przerażonymi oczami a ja uśmiechnąłem się do niej. Janeta zamknęła oczy, gdy wzbijaliśmy się w powietrze.
Gdy stewardessa poinformowała nas o osiągnięciu odpowiedniej wysokości i o możliwości rozpięcia pasów, Janeta wciąż miała zamknięte oczy i wciąż tak samo mocno trzymała moją dłoń.
-Janet kochanie możesz już otworzyć oczy -odpowiedziałem odpinając pasy. Janeta pomału otworzyła oczy a ja odpiąłem jej pas.
-Nie Harry -odpowiedziała przerażona patrząc mi w oczy.
-Ale nic się nie stanie kochanie wszystko jest w porządku, spójrz wszyscy mają odpięte pasy -poinformowałem.
Chciałem puścić Janet rękę bo chciałem coś wziąć.
-Harry błagam nie puszczaj -odpowiedziała przeraźliwym głosem.
-Dobrze skarbie nie puszczę -odpowiedziałem dając całusa w czoło.
Po kilku godzinach lotu wreszcie mieliśmy lądować a Janet znów opanował strach aż się popłakała. Podczas lądowania wpadliśmy w małe turbulencje Janet wpadła w panikę zaczęła płakać, było mi jej bardzo szkoda dlatego przytuliłem ją.
Po wylądowaniu Janet odetchnęła z ulgą, gdy tylko drzwi zostały otwarte od razu wysiadła a wręcz wybiegła z samolotu rzucając się na tłumacza i zarazem naszego przewodnika.
Zabraliśmy nasze bagaże i przełożyliśmy go do Jeepa którym pojechaliśmy do prowincji Czin a następnie do jej stolicy czyli do miejscowości Haka.
Od razu po rozpakowaniu się nasz przewodnik zabrał nas na obeznanie terenu, chodziliśmy po mieście, nasz przewodnik opowiadał o tutejszej kulturze i o życiu w tym mieście, przeraziłem się jak mieszkają tutaj ludzie, te miasto było strasznie biedne, a do tego brudne.
Naszym pierwszym zadaniem było wczucie się w życie mieszkańców każdy z nas miał komuś pomóc w jego codziennych obowiązkach, ja pomagałem dla stolarza, Liam dla hutnika, Louis dla kowala, Zayn dla rolnika a Niall dla garncarza a nasze dziewczęta Janeta dla praczki a Sarah dla gospodyni.
Po kilku godzinach pracy każdy z nas padał na twarz, a co najlepsze że nawet nie zarobiliśmy na kromkę chleba.
Wszyscy spaliśmy w namiotach, ja spałem z Louisem, to chyba oczywiste.
Liam z Nialem, Zayn sam a Janeta z Sarah.
Pierwsza noc była dla mnie straszna, wszystkie moje próby snu kończyły się klęską. Zrezygnowany wypełzałem z namiotu, zauważyłem że Janeta również nie śpi i siedzi na ganku z papierosem w ręku.
-Myślałem że nie palisz.
-O Harry. Bo nie palę i właśnie żałuje że go zapaliłam. Chcesz może trochę? Jak zapalę jeszcze to zwymiotuję.
-No dobra w sumie to tego mi trzeba.
-"Tego ci trzeba" a może trzeba ci zupełnie czegoś innego? -odpowiedziała przygryzając wagę. Położyła rękę na moim udzie w okolicy krocza.
Mój członek zareagował, Janeta nie wiedziała że igra z ogniem a może wiedziała i robiła to specjalnie.
Spojrzałam na nią z wilczym pożądaniem ale nie mogłem ulec swojej pokusie, ale pozwoliłem sobie na małą przyjemność.
Chwyciłem Jane i pocałowałem.
-Do spania oszołomy -powiedział Liam.
-Dobry pomysł -odpowiedziała.
Wstała i dała najpierw mi a następnie dla Liama całusa i poszła do namiotu. Podążając za nią, zrobiłem to samo.
Kolejny dzień minął tak samo jak kolejny i następny i jeszcze kolejny, w taki sposób minął tydzień.
Janeta była przerażona powrotem do domu.
Do naszego odlotu zostało 3 godziny postanowiłem pójść po Janet, która od kilku dni przewidywała w tutejszym rezerwacie.
Kochała koty więc czuła się tam jak w niebie. Całymi dniami opiekowała się tygrysami. Lepszej pracy nie mogła znaleźć siedziała tam całe dnie, bardzo zaangażowała się.
-Hej Jane za 3 godziny leci... Jedziemy do domu, musisz się spakować -odpowiedziałem delikatnym tonem.
Usiadłem obok, Jan karmiła z butelki małego tygryska.
-Tak masz rację, ale jeszcze nie skończyłam swojej pracy.
-Jane, kochanie przecież wiesz że dziś nie musieliśmy pracować, mieliśmy wolne. Czy jednak może chodzi o wyjazd?
-Zrozum nienawidzę samolotów, boję się latać jak cholera. A po za tym zaaklimatyzowałam się tu i na prawdę polubiłam swoją pracę, te zwierzęta... Lubią mnie, nawet pracownicy mówią, że te wszystkie tygrysy które przeżywają w ośrodku traktują mnie inaczej niż wszystkich. Traktują mnie jak swoją, przychodzą do mnie i przytulają się, i ja to uwielbiam.
-Rozumiem to i wiem że jest ci trudno, ja też polubiłem to miejsce, ale trzeba wracać do naszego świata do rzeczywistości. Nasza przygoda dobiegła końca czy to się podoba czy nie, życie jest okrutne.
-Ok Jane skończyłaś -podeszła do nas dziewczyna z obsługi i zabrała od nas tygrysia, Jan ucałowała tygrysa i oddała dla obsługi.
-Chodź skarbie razem damy radę -wstałem i wyciągnąłem dłoń. Jan chwyciła ją i wstała.
Oboje wróciliśmy do namiotów i spakowaliśmy się.
Jeszcze pożegnanie i wsiadanie do samolotu.
Janeta postanowiła wziąć się w garść i tym razem sama wsiąść do samolotu, jej wsiadanie wyglądało komicznie. Trzymała się kurczowo poręczy i wchodziła schodek po schodku przez 15minut.
Usiadła bez słowa na fotelu, była przerażona a w jej oczach pojawiły się łzy, jej dłonie drżały ze zdenerwowania.
Usiadłem obok niej i chwyciłem za dłoń.
-Wszystko będzie dobrze
Jane pomachała tylko głową na tak i ścisnęła mocniej moją dłoń.
Przez cały lot z Azji do UK nie opuszczałem Jan na krok, trzymałem jej dłoń.
Janeta przeżyła lądowanie i wysiadła z samolotu tak szybko jak mogła.
Wszystkim zdawało się że wszystko jest w porządku, wielki wózek przyjechał po nasze bagaże, a my wielką grupą zmierzaliśmy w stronę budynku lotniska.
-Przepraszam Mrs.Payne ale chyba mamy problem -podbiegł do nas jeden z pilotów.
-Jaki problem? -zapytał Liam.
-Mamy na pokładzie nieproszonego gościa -powiedział trochę przestraszony.
-Gdzie on jest, pokaż mi.
Pilot zaprowadził nas do pomieszczenia gdzie zazwyczaj lecą bagaże.
Rzekomy  intruz siedział w kącie.
Liam wziął jakąś rurę i szedł pomału w jego stronę obawiając się najgorszego, szczerze mówiąc to bałem się o Liama i o to kim jest ten intruz.
W tym momencie tajemniczy intruz przebiegł Liamowi między nogami i wybiegł z samolotu.
-To tygrys -krzyknęła Janeta.
Następnie wszyscy próbowaliśmy złapać małego tygrysa, ale słabo nam to szło tylko biegaliśmy za tym tygrysem po całym placu, w końcu maluch schował się za kołem samolotu, podchodziliśmy pomału żeby w odpowiednim momencie capnąć tygrysa ale przeszkodziła nam Janeta.
-Zatrzymajcie się, ja to zrobię w końcu przebywałam całymi dniami z tygrysami -odpowiedziała wyprzedzając nas i normalnym krokiem podchodząc do koła.
Nie wierzyliśmy własnym oczom Janeta po chwili wyszła z tygrysem na rękach to był szok dla nas wszystkich.
-Gdyby za wami ganiało tłum to tez byście uciekali -odpowiedziała z uśmiechem Janeta.
-I co teraz z nim robimy? Zadzwonić po odpowiednie służby? -zapytał jeden z pilotów.
-Nie ma takiej potrzeby sama się tym zajmę -odpowiedziała wpatrzona w tygrysa.

Kilka godzin później


Wszystkim marzył się dom, a gdy wszyscy przekroczyliśmy próg naszego domu nagle uśmiechnęliśmy się. Nawet nikt walizek nie opróżnił. Ja wniosłem swoją i walnąłem się na łóżku po chwili dołączyła do mnie Jane przez co leżenie wydało się przyjemniejsze.
-I co teraz zrobimy z tygryskiem?
-Nie mam pojęcia jutro pojadę z nim do wolontariatu i pogadam z Panią Alice, może uda się go zatrzymać -odpowiedziała rozmarzona.
-Żeby to było takie proste -odpowiedziałem przysuwając się do niej.
-A może jest to prostsze niż ci się wydaje -odpowiedziała spoglądając mi w oczy. Podsunęła się do mnie jeszcze, wtuliła się we mnie. Poczułem że tego mi trzeba było, objąłem ją i zasnęliśmy.

piątek, 15 maja 2015

Rozdział 102

Perspektywa Janet


Wróciłam do domu ok 17.00 z wolontariatu wyszłam o wiele wcześniej ale zajechałam do Freda a tam zeszło trochę więcej czasu niż przewidywałam. Fred uczył mnie driftować, bawiłam się świetnie chodź szło mi bardzo kiepsko. Chcąc uniknąć kłótni wyjechałam od niego i pojechałam do Leny, pogadać ale też się poradzić odnośnie sytuacji z Harrym.
Weszłam do Leny mieszkania, gdy tylko drzwi się otworzyły. Przywitał mnie Marcel, którego wyściskałam, był lekko zdziwiony bo dawno tego nie robiłam, ale akurat w tym momencie miałam ochotę się do kogoś przytulić. Od Marcela dowiedziałam się że Lena z Łucją pojechały sobie na zakupy, więc jedyne co mi zostało to poradzić się Marcela. Opowiedziałam mu całą historię.
-Nie chcę cię urazić ale przesadziłaś. Nie powinnaś za każdym razem pakować torby i uciekać od problemu, bo to nie chodzi o to. Jeżeli zależy ci na Harrym to rozmawiaj z nim, wtedy dowiesz się jak na prawdę było, a nie tylko domyślasz się. Bo gdybym ja tak robił to zapewne mieszkałbym już w innym miejscu... Widzisz bo związek nie polega tylko na seksie w większości polega na rozmowie i dogadywaniu się... A ty już z Harrym ten... no wiesz...
-No co ty, na to, to trzeba sobie zasłużyć ale jak widzę to nie za szybko to nastąpi. Jeden zasłużył i jak to się skończyło? Nawet nie wiesz jak wiele mam obaw, nie chcę znów przechodzić tego samego co z Brajanem.
-Rozumiem, ale moim zdaniem Harry nie zrobi ci czegoś takiego, poznałem go trochę i nie wydaje mi się aby był taki jak Brajan… A z drugiej strony czy masz coś do stracenia?
-No nie mam.
-No to właśnie a do zyskania masz wiele.
-Dziękuję jesteś kochany… W ogóle moja dyrektorka wolontariatu zaproponowała mi i chłopakom wyjazd do Azji.
-No i powinniście pojechać, bo to jest zajebisty pomysł, gdyby nie moja malutka Łucja to sam bym zabrał Lenkę na jakiś wyjazd daleki... -rozmarzył się Marcel.
-To żaden problem pakujesz rodzinę i jedziesz.
-Niestety mamy na razie inne priorytety, ale kiedyś jak mała podrośnie to czemu nie.
Rozmawiałam z Marcelem puki Lena nie wróciła ze swoją córeczką z zakupów.
Niestety dostało mi się od Leny, ale nie za bardzo, bo trzymałam Lucy na rękach.
W pewnej chwili wpadłam na genialny pomysł.
-A może pojedziemy do mnie? Posiedzimy, pogadamy? I o wiele było by mi łatwiej w rozmowie z Harrym -odpowiedziałam spoglądając na Marcela.
-I to jest świetny pomysł -odpowiedział podekscytowany Marcel.
-Kochanie nie możemy, masz dzisiaj na noc do pracy, musisz się wyspać, a po za tym mała jest zmęczona bo dziś nie spała a ja razem z nią -odpowiedziała zrezygnowana Lena.
-Eh. no to trudno, ale jutro może się jakoś spotkamy -odpowiedziałam.
-O i to jest dobry pomysł -przytaknęła Lena.
-Dobrze moi mili, na mnie już czas -odpowiedziałam i oddałam Lenie zasypiającą Łucję.
-Powodzenia skarbie i odzywaj się częściej -odpowiedziała Lena wypuszczając mnie z mieszkania.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę domu zespołu, gdy wjechałam na podjazd zauważyłam że samochód Harrego zniknął, więc bez zbędnego stresu wysiadłam z samochodu i weszłam do domu w którym nikogo nie było.
Weszłam do kuchni i jak to bywa w moim zwyczaju otworzyłam lodówkę,  ale nie było tam nic na co miałam ochotę a byłam głodna. Postanowiłam podsmażyć piersi kurczaka pokrojone w paski i zrobić taką surówkę z sosem winegret. Gdy tylko ją zrobiłam wzięłam miseczkę z surówką i weszłam do salonu. Usiadłam na kanapie włączając telewizor, a żeby było mi bardziej wygodnie położyłam stopy na stolik kawowy, tak wiem to nie jest kulturalne ale gdy nikogo nie ma to można sobie na takie rzeczy pozwolić. Kończyłam swój obiad, gdy drzwi wejściowe się otworzyły i ktoś wszedł do środka.
-Już jestem... Halo... Ktoś tu jest? -krzyczał Harry.
-Tak, ja jestem -odpowiedziałam obracając się w stronę wejścia do salonu w celu ujrzenia Harrego.
-Myślałem że będziesz spać u Leny -odpowiedział Harry opierając się o futrynę.
-Tak ja też, ale doszłam do wniosku że lepiej będzie jak wrócę i z tobą porozmawiam.
-Sądziłem że ten temat został zamknięty... Że nie masz ochoty na wysłuchiwanie mojego żałosnego gadania -odpowiedział wkładając ręce do kieszeni w spodniach. -Powiedz mi dlaczego tak robisz? Dlaczego tak szybko mnie oceniasz i nawet nie dajesz szansy na wytłumaczenie się, tylko od razu uciekasz? -odpowiedział poważnym lecz trochę podirytowanym głosem.
-Opowiadałam ci już, nic nie poradzę że mam tak reaguję to moja samoobrona -odpowiadałam wstając z kanapy i powolnym krokiem zmierzając w stronę Hazzy.

Krzyczałam, cichutko płacząc...

-Boję się Harry nie rozumiesz? Boję się że znów tak będzie -stanęłam przed nim a do oczu napłynęły mi łzy.
Dla Hazzy przeszła wszelka złość, przytulił mnie i to dość mocno.
-Przepraszam -powiedział smutnym głosem. -Nie wiedziałem że to tak odbierasz.
-Nie, to ja przepraszam -odpowiedziałam wtulając się w niego jeszcze mocniej.
-Nie to moja wina i to ja cię przepraszam -droczył się ze mną Harry.
-Moja wina.
-Moja -wciąż droczył się ze mną.
-Hahaha... Jeju jak ja cię kocham -powiedziałam pod nosem po polsku.
-Co mówisz? -zapytał Harry rozbawionym głosem.
-Nic... Jesteś głupkiem, wiesz o tym? -zapytałam podnosząc głowę by nawiązać kontakt wzrokowy.
-Ale za to twoim -odpowiedział całując mnie namiętnie.
Jego dłonie z moich pleców powędrowały na tyłek, na początku tylko dotykał i masował mi mój okrąglutki tyłeczek ale po chwili gdy nasze pocałunki stawały się bardziej namiętne chwycił mnie za tyłek i podniósł do góry, Podeszliśmy do oparcia kanapy. Harry posadził mnie tam i kontynuowaliśmy nasze amory.
Lecz niespodziewanie do domu weszli Liam z Niallem i przerwali nam tą piękną scenę. Żeby było tego mało to widzieli nas w tej sytuacji, ale szybko wyszliśmy z tego wszystkiego. Harry odskoczył ode mnie a ja szybciutko zeszłam z oparcia kanapy i stanęłam na własnych nogach, natomiast Niall z Liamem mieli niezły ubaw z nas bo się oboje trochę zarumieniliśmy.
-Ty nie wiesz że się puka?! -naskoczył Harry.
-To już do własnego domu wejść nie można? -odpowiedział Niall wciąż się śmiejąc.
-Przepraszamy gołąbeczki że wam przeszkodziliśmy -odpowiedział Liam szturchając Nialla, po czym oboje znów wybuchli śmiechem.
-I co was tak śmieszy?!
-Daj spokój, zaraz im przejdzie -odpowiedziałam podchodząc do Harrego. Przyciągnęłam jego twarz do swojej i pocałowałam.
-Eeee -skrzywili się chłopacy po czym sobie poszli a my uśmiechnęliśmy się do sobie i kontynuowaliśmy pieszczoty.

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 101

Perspektywa Żanety


Wbiegłam do pokoju i szybko zaczęłam szperać w szafie, wygrzebałam leginsy, bluzę. Szybko się przebrałam. Z szafki nocnej wzięłam słuchawki i wyszłam z pokoju. Zbiegłam ze schodów wtykając słuchawki w uszy, podłączyłam słuchawki do telefonu i włączyłam muzykę. Po drodze zajrzałam do salonu, gdzie siedział Liam.
-Idę pobiegać -uśmiechnęła się i wyszłam z domu.
Wybiegłam z posesji i zmierzyłam w stronę parku. Po jakimś czasie dotarłam tam. Zatrzymałam się na trawniku, zaczęłam wykonywać skłony, a następnie ćwiczenia rozciągające mięśnie nóg, po czym zaczęłam biec, mijając innych ludzi którzy również biegali. Dobiegłam do fontanny, która znajdowała się w środku parku po czym postanowiłam wrócić do domu, wolałam nie przeciążać swoich mięśni bo to źle by się skończyło, a i tak wystarczająco się spociłam.
Wróciłam do domu, od razu poszłam do kuchni napić się wody, miałam straszną zadyszkę, nie wiedziałam że ze mną jest aż tak źle!
Z kuchni przeszłam do salonu gdzie siedział na kanapie Liam, trzymał w ręce piwo.
-Hej, sam jesteś? Gdzie jest Niall? -zapytałam opierając się o sofę.
-Niall poszedł na imprezę z Edem -odpowiedział wciąż wpatrując się w telewizor.
-A dlaczego nie poszedłeś z nim?
-Nie chciało mi się -odpowiedział spuszczając wzrok i głaskając Hope, która leżała wtulona w jego udo.
-Jak słodko śpi -zachwyciłam się w języku polskim. -A gdzie jest Harry?
-Na tarasie, rozmawia z kimś -odpowiedział.
Przytaknęłam, po czym rzuciłam do niego że idę pod prysznic.
Po dokładnym prysznicu, znów wróciłam na dół do mojego "męża".
-Harry jeszcze rozmawia przez telefon? -zapytałam siadając obok Liama.
-Tak -rzucił po czym napił się piwa i bez wyrazu powrócił do oglądania TV.
Wstałam z kanapy i zmierzyłam w kierunku tarasu, otworzyłam drzwi wychodząc na zewnątrz. zaczęłam szukać wzrokiem Harrego, po znalezieniu go zamknęłam drzwi i po ciuchu zaczęłam iść w jego stronę. Podeszłam trochę w jego stronę po czym się zatrzymałam. Nie chciałam podsłuchiwać jego rozmowy więc odwróciłam się z zamiarem zawrócenia.
W trakcie odwracania się niechcący usłyszałam jak Harry mówi "Kocham cię ... Carolin ... natychmiast odwróciłam się spojrzałam na Harrego, nie mogłam w to uwierzyć co usłyszałam, szybkim krokiem podążyłam w stronę domu.
Nie chciałam ponieść się emocjom ale to było zbyt trudne, moja mina chyba mówiła sama za siebie bo Liam wpatrywał się we mnie.
A nie dawno Harry mówił mi te same słowa "Kocham cię", nie wiedziałam co mam myśleć w tym momencie, te słowa straciły jakąkolwiek wartość.
Stałam i wpatrywałam się przed siebie po czym przeniosłam wzrok na Liama a następnie na podłogę.
Liam spojrzał na mnie smutnymi oczami po czym zaprosił mnie gestem ręki. Podeszłam i usiadłam obok niego.
Liam wpatrywał się we mnie ale ja miałam wciąż spuszczony wzrok, nic nie mówił czekał aż sama mu powiem co mnie trapi.
W końcu zebrałam się w garść i się odezwałam.
-On, powiedział dla niej... on powiedział :Kocham cię" dla tej suki Carolin -spojrzałam na niego ze smutnymi oczami.
Liam nic nie powiedział a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, po prostu przysunął się i mnie przytulił do swojego torsu.
Głaskał mnie po włosach, gdy w tym momencie wszedł do salonu Harry zamykając za sobą taras, niestety nie widziałam jago miny ale ją sobie wyobraziłam, tą palącą zazdrość w jego oczach i ten grymas na twarzy. To musiał być piękny widok. Widząc kątem oka zobaczyłam jak Harry idzie na górę.
Odsunęłam się od Liama i spojrzałam mu w oczy a on wziął swoje piwo i dał mi, bez namysłu wzięłam butelkę i wypiłam łyka, no dobra kilka łyków, kilka dużych i długich łyków.
Nie miałam ochoty mówić o tej sytuacji, więc zmieniłam temat i zapytałam Liama co się stało że on jest taki przygnębiony.
-Widziałem Daniell. Była taka szczęśliwa... I... szła z wózkiem.
-Dalej ci nie przeszło?
-Wiesz co w tym jest najgorsze? -spojrzał na mnie z żalem i ze łzami w oczach, aż miałam ochotę znów go przytulić. -To że ona jest szczęśliwa z innym... -Liam spojrzał głęboko mi w oczy a jego łezka spłynęła mu po policzku. -Tak bardzo mi jej brakuje... I tak bardzo żałuje że, to nie moje dziecko. Jeny dlaczego wciąż ją kocham i dlaczego mam wrażenie że jest teraz lepiej niż było ze mną?
-Liam... To nie jest takie proste, Daniell to przeszłość. Była szczęśliwa z tobą i to bardzo ale... Nie wyszło wam, tak czasem bywa.
-To jest takie trudne... -powiedział całkiem załamany.
Nie mogłam patrzeć jak się męczy, przytuliłam go i to bardzo by wiedział że jestem z nim.
Pocieszaliśmy siebie nawzajem jeszcze jakąś godzinkę, po tym piwie spać mi się zachciało więc poszłam na górę, zostawiając Liama samego.
Tuż przed drzwiami zatrzymałam się, miałam chwilę obawy, wejść czy może wrócić na dół i spać w salonie. Po kilku sekundowej kłótni w głowie weszłam do pokoju. Na szczęście Harry już sobie smacznie spał, odetchnęłam z ulgą. Szybko wskoczyłam do łóżka i zasnęłam.
Tuż po obudzeniu się spojrzałam na Hazze, który spał a ja wstałam i podeszłam do szafy. Założyłam poprzecierane spodnie i luźną koszulkę z nadrukiem. Wzięłam z pod łóżka walizkę i zaczęłam pakować do niej moje ubrania w tym momencie przebudził się Harry.
-Co robisz? -zapytał zaspanym głosem.
-Nie widzisz? Pakuję się -odpowiedziałam nie przerywając czynności.
-Dlaczego? O co ci znów chodzi?
-Serio? Może ty mi powiesz o co Ci chodzi?! Chyba popełniłam błąd, nie powinnam była się przed tobą otwierać… Sądzę że powinniśmy to zakończyć -odpowiedziałam stanowczo przerywając pakowanie się i spoglądając na Harrego.
-O czym ty mówisz?! Co zakończyć -mówił podnosząc głos.
-Nie wiesz o czym mówię?!
-To ja powinienem robić ci awanturę a nie ty mi! Bo ja nic nie zrobiłem.
-Na prawdę jesteś takim debilem czy tylko udajesz?!
-To nie ja wczoraj, kurwa przytulałem sie z Liamem!
-Wiesz co on pomaga mi, interesuje się tym co myślę i czuję! A nie kurwa wyznaje miłość innej!
-Nie wyznałem nikomu miłości!!
-Oh... Czyli słowa "Kocham cię" nic dla ciebie nie znaczą !!
-Co się tutaj kurwa dzieje? -zapytał Niall wpadając do nas do pokoju zaspany.
-Harry zastanów się nad swoim zachowaniem i się określ -odpowiedziałam spoglądając na Harrego, wzięłam torbę i omijając Nialla wyszłam z pokoju.
Szybko zbiegłam na dół, przed wyjściem z domu wzięłam kluczyki do mojego samochodu i włożyłam trampki.
Wyszłam z domu nakładając okulary przeciw słoneczne a z moich oczu pociekły łzy, podeszłam do samochodu, jednym kliknięciem otworzyłam zamek i wsiadłam do samochodu. Umieściłam telefon na podstawce i szybko wybrałam numer Leny.
Gdy tylko odebrała zaczęłam opowiadać o  tym co się wydarzyło. Kiedy wreszcie pozwoliłam Lenie dojść do słowa oznajmiła że odebrała telefon tylko po to żeby mi powiedzieć że nie może rozmawiać przez co zrobiłam sama sobie "face palm" i ją przeprosiłam, a na sam koniec szybko rozłączyłam się i kontynuowałam jazdę do wolontariatu.
Weszłam do budynku i od razu skierowałam się w stronę gabinetu Pani Alice, Dyrektor Wolontariatu.
Gdy tylko usłyszałam pozwolenie weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi.
 -O jak dobrze cię widzieć Janet -przywitała mnie szczerym uśmiechem pani dyrektor.
-Mi Panią również -odpowiedziałam równie szczerym uśmiechem. -Chcę zorganizować dla dzieci zbiórkę zabawek do szpitala.
-Oo...To dobry pomysł, ale przestań mówić mi na Pani skarbie, Alice jestem. A gdzie chcesz to zorganizować, kto ci pomoże, kiedy, jakie zabawki nowe czy używane, ile czasu będzie trwała ta akcja?
-Nie wiem, dopiero co to wymyśliłam -odpowiedziałam z przerażoną miną.
-Oh, hahahaha No to do roboty, tylko znajdź kogoś kto ci pomoże.
-Może poproszę tą dziewczynę co ze mną była w szpitalu? Gabriel.
-To jest doskonały pomysł.
-Ok, idę jej poszukać, do zobaczenia później -odpowiedziałam po czym wyszłam z pokoju.
Byłam taka podekscytowana tym że Pani Alice to znaczy Alice podziela moje zdanie ucieszyłam się że jej również spodobał się ten pomysł, teraz wystarczyło zaangażować w tą akcję kilka osób i brać się do roboty.
Biegałam po całym budynku w poszukiwaniu Gabriel, niestety nigdzie jej nie było. Zrezygnowana weszłam do toalety, a tam ujrzałam Gabriel poprawiającą makijaż. Natychmiast podzieliłam się z nią swoim pomysłem, dla niej również spodobała się ta akcja i zgodziła się mi pomóc w zorganizowaniu jej.
Szybko ogłosiłyśmy zebranie w sali konferencyjnej, gdzie ogłosiłyśmy właśnie naszą akcję, zgłosiło się ok.8 osób chętnych do pomocy, z czego byłyśmy zadowolone. Po tym spotkaniu Pani Alice złapała nas na korytarzu i powiedziała że dzwoniła do szpitala i szpital jest zachwycony tą akcją, z czego już w ogóle się ucieszyłam. Sporządziłyśmy z Gabriel plan a raczej listę spraw jakie musiałyśmy zrobić na przykład: plakaty i ogłoszenia o zbiórce zabawek oraz wyreklamować akcję. Oczywiście obgadałyśmy to z naszą grupą. Kilka osób zgodziło zając się plakatami a z resztą osób ustalaliśmy szczegóły.
Byłam dość zabiegana, Biegałam po całym budynku, dzwoniłam, pytałam a kiedy w końcu usiadłam Pani Alice wezwała mnie do siebie, zmęczona wstałam i poszłam do pokoju.
Weszłam do jej pokoju już nawet nie pukając, Pani Alice była jak zawsze uśmiechnięta.
-Wzywała mnie Pani.
-Tak wzywałam, jedziemy na kawę -oznajmiła wstając z fotela i biorąc torebkę.
-Ale ja mam jeszcze tyle spraw do ustalenia, nie mam czasu. Przepraszam
-Janeta ale ja się ciebie nie pytam tylko ci to oznajmiłam. Cały dzień biegasz, przecież widzę że coś się stało.
-Wszystko jest w porządku, nic się nie stało -oznajmiłam zakłopotana uśmiechając się fałszywie.
-Myślisz że ja nie widzę że ten uśmiech jest wymuszony? Proszę Janeta pojedźmy na kawę i nie przyjmuję odmowy -oznajmiła Alice.
Bez zbędnej dyskusji podążyłam za Panią Alice, wsiadłyśmy do jej samochodu i pojechałyśmy do wybranej przez nią kawiarni.
Podczas rozmowy przy kawie i ciastku jakoś zaczęłam nie chcący zwierzać się jej, co spowodowało jeszcze większe zbliżenie się, z którego nawet się cieszyłam.
Alice pocieszyła i przedstawiła jej punk widzenia.
Zaoferowała wyjazd z wolontariatu do Azji a dokładniej do zachodniej Mjanmie do stolicy prowincji Czin czyli do miejscowości Haka. Gdzie panuje bieda, głód i brud. Obiecałam że przemyślę tę propozycję. Tuż po kawie wróciłyśmy do wolontariatu by jeszcze dopracować naszą akcję. Częściowo pomogła nam nawet nasza szefowa. Z takim tempem pracy to powinniśmy sie wyrobić w trzy dni.