Perspektywa Żanety
Właśnie
zbierałyśmy się do pracy. To był ostatni dzień przed wyjazdem do mojego
rodzinnego miasteczka.
Obudziłam
się 06.45 wstałam poszłam pod prysznic i założyłam czarne dżinsy, T-shirt z
flagą Wielkiej Brytanii, namalowałam kreski, nałożyłam korektor, nałożyłam
puder i balsam na usta, nie lubiłam się zbytnio stroić gdziekolwiek, a jeśli
chodzi o makijaż to ja bardziej preferowałam lekki, delikatny, bardziej
naturalny.
Dochodziła
07.30 poszłam ponownie obudzić Lenę, kochała spać do późna, leń.
-Lena,
wstawaj na śniadanie -szturchałam ją za ramie.
-No
już wstaję -oznajmiła.
-Wstawaj
jest 07.30 znowu się spóźnimy do pracy, weź Lena wykaż się, to jest nasz
ostatni tydzień.
-No
dobra, dobra już wstaję -oznajmiła Lena otwierając oczy.
-No
to chodź śniadanie jest na stole, a ja jeszcze muszę iść do Tomka -powiedziałam
wychodząc z pokoju Leny.
-Ok
do zobaczenia -powiedziała wychodząc z pokoju.
Wyszłam
z naszego pokoju, zeszłam po schodach, szłam korytarzem do końca następnie
skręciłam w prawo. Doszłam do drzwi i zapukałam.
-Hej.
Gdzie jest Tomek mam...- urwałam szybko widząc Marcela w samych bokserkach, nie
wzruszyło mnie to ani on się nie speszył. Kolegujemy się już ponad rok i
widziałam go już nie raz w samej bieliźnie tak jak Tomka, nie żeby coś było.
-Hej,
w kuchni właśnie jedliśmy śniadanie -powiedział wpuszczając mnie do środka.
Chłopaków
mieszkanko było dwu-osobowe, ale zaledwie starczało miejsca na jednego
natomiast nasze jest na 3 osoby ale i tak przydało by się nam więcej miejsca.
Na początku mieszkała z nami jakaś dziewczyna ale tylko przez kilka dni bo
później się przeniosła i dobrze, bo wtedy w ogóle nie było by miejsca.
-W
samej bieliźnie? –zapytałam.
-Nie
dawno wstałem -usprawiedliwił się Marcel zamykając drzwi.
-To
tak jak Lena -powiedziałam pod nosem ale na tyle głośno ze każdy usłyszał.
To
była pierwsza z wielu rzeczy, które Lenę i Marcela łączyły, oboje kochali spać
do późna.
-Hej.
Smacznego -przywitałam się z Tomkiem siadając przy stole.
-Hej
–odpowiedział Tomek z pełną buzią.
-Słuchajcie
jest taka sprawa bo ja dziś chcę Lenę zabrać do siebie na 2 dni do mojego domu,
na wsi. A przecież ona ma jutro urodziny. Więc tak pomyślałam żeby je urządzić dziś
gdzieś tak o 13.00, wtedy kończymy pracę.
-Dobry
pomysł -pochwalił mnie Marcel.
-A
co z prezentem? -Spytał Tomek.
-Nie
wiem jak wy ale ja już mam.
-A
co dla mniej kupiłaś? -Spytał Marcel.
-Kupiłam
dla niej buty które mierzyła na ostatnich zakupach, bardzo się jej spodobały. A
wy możecie kupić dla niej spodnie i jakąś zajebistą bluzkę-zaproponowałam gdyż
widziałam po ich minach że nie wiedzą co jej kupić.
-Wiem
co się dla niej podoba -stuknął rękoma o stół Tomek.
-No
to dawaj - powiedział podekscytowany Marcel.
-Kupmy
jej ... A nie jednak nie wiem -odpowiedział zrezygnowany Tomek.
Wybuchliśmy
śmiechem. Ale postanowiłam dać im wskazówki.
-To
są jeansy które się dla niej podobają one są w NEW YORKER –podałam telefon na
którym były screeny. A to jest buska w H&M –pokazałam kolejnego screena.
-To
jak chłopaki, co kupujecie?
-To
ja kupię bluzkę -oznajmił Marcel.
-A
ja kupię spodnie.
-Dobra
spodnie rozmiar 36 a bluzka S, będzie dobra. To do 13.00- oznajmiłam wstając od
stołu i idąc w stronę drzwi.
Wyszłam
od chłopaków i zadzwoniłam do Leny.
-Hej
gdzie jesteś? -spytałam.
-Hej
już pod kawiarnią –oznajmiła - A ty gdzie? -spytała.
-Właśnie
w drodze –odpowiedziałam. -Dobra to papa -odpowiedziałam rozłączając się.
Bardzo
się zdziwiłam bo była 08.30 a Lena zawsze wychodzi z domu za 15 min.
Doszłam
pod kawiarnię akurat w sam raz, bo zbytnio nie spieszyło mi się.
-Ooo...
nareszcie jesteś -krzyknęła Lena.
-Nom
dotarłam. Lecę się przebrać i zabieramy się do roboty -oznajmiłam i poszłam na
zaplecze.
-
A ty nie umiesz się przebierać nie rozwalając ubrań wokoło swojej szafki?! -spytała
z wyrzutem Krysia.
-Umiem,
ale się śpieszę.
-No
to jak się w ostatniej chwili przychodzi to tak jest.
-Przepraszam,
czy pani mi sugeruje że się spóźniam do pracy?!Nie spóźniłam się, tylko
przyszłam na czas.
-Jak
się śpi do 08.00.
-Przepraszam
ja nie śpię już od 07.00, a z resztą co ja Pani się spowiadam, wstaję o której
chcę i przychodzę do pracy jak mi się podoba, to nie Pani sprawa. A teraz
przepraszam śpieszę się.
Wyszłam
z zaplecza a Krysia nic już nie powiedziała.
-Coś
się stało -spytała barmanka.
-A
weź Krysia znowu się czepia.
-Weź
nie przejmuj się. Stara panna i nie może znaleźć sobie faceta i teraz wyżywa
się na wszystkich.
-Wiem
wcale się nie przejmuje tym, ale teraz przez nią mam zwalony
dzień.-odpowiedziałam.
-No
tak, ona to umie zepsuć człowiekowi humor -odpowiedziała barmanka.
-Chodź
zbierać zamówienia -pociągnęła mnie za rękę Lena.
Co
chwilę zerkałam na zegarek a czas cały czas się dłużył i się dłużył. Co chwila
dochodziło coraz więcej klientów więc już nie tak często zerkałam na zegarek i
czas leciał nie ubłaganie.
Dochodziła
13.00 i przyszła druga zmiana a my poszłyśmy na zaplecze by się przebrać i iść
stąd jak najszybciej bo Szefowa widząc taki ruch kazała by nam zostać dłużej.
Doszłyśmy
do akademika w parę minut. Szłyśmy po schodach i otworzyłyśmy drzwi, gdy Lena
zapaliła światło wszyscy nasi znajomi wyskoczyli z kryjówek i krzyknęli
''Wszystkiego najlepszego" a Lena podskoczyła.
-O
jeju jesteście kochani, ale wiecie urodziny to ja mam dopiero jutro -odpowiedziała
Lena.
-Wiemy,
ale ja cię jutro zabieram ze sobą. Wiem że byś została i się nudziła więc to
taki przed prezent.
-Ale
jak to, gdzie? -spytała nie dowierzając.
-Jedziesz
ze mną do mojego rodzinnego domu -odpowiedziałam.
-
No to czas na prezenty -krzyczał Tomek.
Na
te hasło wszyscy rzucili się w stronę Leny. Wszyscy składali jej życzenia i
wyręczali jej prezenty.
Myślałam,
że to będzie tylko taka impreza dla najbliższych przyjaciół, ale Tomek pewnie
pomyślał inaczej i zaprosił chyba pół szkoły.
Perspektywa Leny
Wystraszyłam
się kiedy wszyscy wyskoczyli z kryjówek i krzyknęli. Prawie tak samo jak Tomek
krzykną, że czas na prezenty wszyscy rzucili się jak małe dzieci. Wszyscy
złożyli mi życzenia, nawet ci których nie znałam i widziałam pierwszy raz na
oczy.
Gdy impreza się zaczęła wszyscy bawili się
doskonale. Marcel poprosił mnie do tańca, przeszło mi już, był tylko moim
dobrym kolegą dlatego się zgodziłam.
-Jak
tam impreza -spytałam Marcela.
-Coś
niesamowitego
-A
jak prezenty?
-Trafione,
szczególnie ten różowy wibrator -zaśmiałam się.
-A
kiedy wyjeżdżacie? -spytał Marcel
-Wyjeżdżamy
za tydzień po powrocie od rodziny Żanety.
-Przepraszam
że wam przeszkadzam, ale muszę porwać na chwilę Lenę- usprawiedliwiała się.
-Ok.
-zgodził się Marcel.
Żaneta
chwyciła mnie za rękę i ciągnęła mnie do kuchni.
-Słuchaj
jutro wyjeżdżamy o 08.00 -oznajmiła.
-Tylko
tyle chciałaś mi powiedzieć? -stałam z pogardą.
-No
tak -odpowiedziała.
-Aham
–szłam w stronę bawiących się.
-Czekaj
-chwyciła mnie za nadgarstek.
-Co
chcesz -syknęłam.
-Chcę
Ci tylko oszczędzić cierpienia i nie potrzebnych łez -mówiła z nie winnymi
oczami. Te oczy od razu sprawiały że się nie dało na nią gniewać.
-Dziękuję
ale niepotrzebnie -przytuliłam mocno Żanetę.
-Co
tam -pytał Tomek.
-A
właśnie Tomek muszę z tobą porozmawiać -oznajmiła Żaneta zabierając Tomka, a ja
usiadłam do stołu i wzięłam piwo, no bo w końcu byłam prawie dorosła. Po 30
minutach siedzenia Żaneta dalej rozmawiała z Tomkiem, Kasandra zniknęła gdzieś
z nie znajomym kolesiem z którym wcześniej tańczyła, martwiłam się bo ona była
mocno piana. Zachciało mi się siku więc wstałam i poszłam do łazienki a tam
zastałam Kasandrę z tym kolesiem. Koleś całował Kasandrę, która była
najwidoczniej pod wpływem narkotyków bo po alkoholu była by świadoma i by nie
traciła przytomności. Gdy mnie zobaczył ten koleś puścił Kaśkę, puszczając ją,
Kaśka runęła na podłogę, podeszłam do niej i zaczęłam ją szturchać by
popatrzyła na mnie. Kaśka spojrzała na mnie swoimi nieobecnymi oczami, wtedy
wiedziałam że jest pod wpływem czegoś. Na szczęście zwróciła te świństwo, po
tym robiło się z nią coraz lepiej, pomogłam jej usiąść na kiblu i poszłam po
Tomka.
-Tomek
słuchaj Kasandra za mocno się upiła, wymiotowała weź ją do domu- wtrąciłam się
w rozmowę.
-A
gdzie ona jest? -spytał wystraszony Tomek.
-W
łazience -oznajmiłam.
Tomek
poszedł to łazienki po jakimś czasie gdy z Kasandrą było lepiej, opuścili
imprezę.
Po
wyjściu Tomka nagle wszyscy zaczęli wychodzić. Po godzinie nikogo nie było, a
my zaczęłyśmy ogarniać pokój. Była 21.00 ogarnęłyśmy calutki dom i usiadłyśmy
na kanapie wykończone.
-Czemu
okłamałaś Tomka, że Kasia za mocno wypiła -spytała Żaneta.
-Jakiś
koleś podał jej tabletkę gwałtu, ale w czas weszłam do łazienki -odpowiedziałam.
-A
czemu nie powiedziałaś tego Tomkowi -spytała.
-Nie
chciałam go martwić -odpowiedziałam wstając z kanapy.
-Gdzie
idziesz? -spytała przyjaciółka.
-Idę
pod prysznic a potem spać -oznajmiłam.
-A
co z prezentami -spytała.
-Jutro
je rozpakuje -oznajmiłam wchodząc do łazienki.
Kąpałam
się jak zwykle, czyli dość długo. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do
pokoju, Żaneta poszła pod prysznic a później zrobiła to samo.
Wstałam o świcie czyli gdzieś tak o 07.30.
rozpakowałam prezenty, i zaczęłam się pakować. O 08.00 wstała Żaneta zrobiła
naleśniki na śniadanie a później poszła się spakować. Gdzieś tak o 09.30
byłyśmy ubrane, umalowane i gotowe na szalony weekend w domu Żanety. Nagle
zadzwonił dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć a za nimi stał...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz