wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 3

Perspektywa Żanety


Właśnie zbierałyśmy się do pracy. To był ostatni dzień przed wyjazdem do mojego rodzinnego miasteczka.
Obudziłam się 06.45 wstałam poszłam pod prysznic i założyłam czarne dżinsy, T-shirt z flagą Wielkiej Brytanii, namalowałam kreski, nałożyłam korektor, nałożyłam puder i balsam na usta, nie lubiłam się zbytnio stroić gdziekolwiek, a jeśli chodzi o makijaż to ja bardziej preferowałam lekki, delikatny, bardziej naturalny.
Dochodziła 07.30 poszłam ponownie obudzić Lenę, kochała spać do późna, leń.
-Lena, wstawaj na śniadanie -szturchałam ją za ramie.
-No już wstaję -oznajmiła.
-Wstawaj jest 07.30 znowu się spóźnimy do pracy, weź Lena wykaż się, to jest nasz ostatni tydzień.
-No dobra, dobra już wstaję -oznajmiła Lena otwierając oczy.
-No to chodź śniadanie jest na stole, a ja jeszcze muszę iść do Tomka -powiedziałam wychodząc z pokoju Leny.
-Ok do zobaczenia -powiedziała wychodząc z pokoju.
Wyszłam z naszego pokoju, zeszłam po schodach, szłam korytarzem do końca następnie skręciłam w prawo. Doszłam do drzwi i zapukałam.
-Hej. Gdzie jest Tomek mam...- urwałam szybko widząc Marcela w samych bokserkach, nie wzruszyło mnie to ani on się nie speszył. Kolegujemy się już ponad rok i widziałam go już nie raz w samej bieliźnie tak jak Tomka, nie żeby coś było.
-Hej, w kuchni właśnie jedliśmy śniadanie -powiedział wpuszczając mnie do środka.
Chłopaków mieszkanko było dwu-osobowe, ale zaledwie starczało miejsca na jednego natomiast nasze jest na 3 osoby ale i tak przydało by się nam więcej miejsca. Na początku mieszkała z nami jakaś dziewczyna ale tylko przez kilka dni bo później się przeniosła i dobrze, bo wtedy w ogóle nie było by miejsca.
-W samej bieliźnie? –zapytałam.
-Nie dawno wstałem -usprawiedliwił się Marcel zamykając drzwi.
-To tak jak Lena -powiedziałam pod nosem ale na tyle głośno ze każdy usłyszał.
To była pierwsza z wielu rzeczy, które Lenę i Marcela łączyły, oboje kochali spać do późna.
-Hej. Smacznego -przywitałam się z Tomkiem siadając przy stole.
-Hej –odpowiedział Tomek z pełną buzią.
-Słuchajcie jest taka sprawa bo ja dziś chcę Lenę zabrać do siebie na 2 dni do mojego domu, na wsi. A przecież ona ma jutro urodziny. Więc tak pomyślałam żeby je urządzić dziś gdzieś tak o 13.00, wtedy kończymy pracę.
-Dobry pomysł -pochwalił mnie Marcel.
-A co z prezentem? -Spytał Tomek.
-Nie wiem jak wy ale ja już mam.
-A co dla mniej kupiłaś? -Spytał Marcel.
-Kupiłam dla niej buty które mierzyła na ostatnich zakupach, bardzo się jej spodobały. A wy możecie kupić dla niej spodnie i jakąś zajebistą bluzkę-zaproponowałam gdyż widziałam po ich minach że nie wiedzą co jej kupić.
-Wiem co się dla niej podoba -stuknął rękoma o stół Tomek.
-No to dawaj - powiedział podekscytowany Marcel.
-Kupmy jej ... A nie jednak nie wiem -odpowiedział zrezygnowany Tomek.
Wybuchliśmy śmiechem. Ale postanowiłam dać im wskazówki.
-To są jeansy które się dla niej podobają one są w NEW YORKER –podałam telefon na którym były screeny. A to jest buska w H&M –pokazałam kolejnego screena.
-To jak chłopaki, co kupujecie?
-To ja kupię bluzkę -oznajmił Marcel.
-A ja kupię spodnie.
-Dobra spodnie rozmiar 36 a bluzka S, będzie dobra. To do 13.00- oznajmiłam wstając od stołu i idąc w stronę drzwi.
Wyszłam od chłopaków i zadzwoniłam do Leny.
-Hej gdzie jesteś? -spytałam.
-Hej już pod kawiarnią –oznajmiła - A ty gdzie? -spytała.
-Właśnie w drodze –odpowiedziałam. -Dobra to papa -odpowiedziałam rozłączając się.
Bardzo się zdziwiłam bo była 08.30 a Lena zawsze wychodzi z domu za 15 min.
Doszłam pod kawiarnię akurat w sam raz, bo zbytnio nie spieszyło mi się.
-Ooo... nareszcie jesteś -krzyknęła Lena.
-Nom dotarłam. Lecę się przebrać i zabieramy się do roboty -oznajmiłam i poszłam na zaplecze.
- A ty nie umiesz się przebierać nie rozwalając ubrań wokoło swojej szafki?! -spytała z wyrzutem Krysia.
-Umiem, ale się śpieszę.
-No to jak się w ostatniej chwili przychodzi to tak jest.
-Przepraszam, czy pani mi sugeruje że się spóźniam do pracy?!Nie spóźniłam się, tylko przyszłam na czas.
-Jak się śpi do 08.00.
-Przepraszam ja nie śpię już od 07.00, a z resztą co ja Pani się spowiadam, wstaję o której chcę i przychodzę do pracy jak mi się podoba, to nie Pani sprawa. A teraz przepraszam śpieszę się.
Wyszłam z zaplecza a Krysia nic już nie powiedziała.
-Coś się stało -spytała barmanka.
-A weź Krysia znowu się czepia.
-Weź nie przejmuj się. Stara panna i nie może znaleźć sobie faceta i teraz wyżywa się na wszystkich.
-Wiem wcale się nie przejmuje tym, ale teraz przez nią mam zwalony dzień.-odpowiedziałam.
-No tak, ona to umie zepsuć człowiekowi humor -odpowiedziała barmanka.
-Chodź zbierać zamówienia -pociągnęła mnie za rękę Lena.
Co chwilę zerkałam na zegarek a czas cały czas się dłużył i się dłużył. Co chwila dochodziło coraz więcej klientów więc już nie tak często zerkałam na zegarek i czas leciał nie ubłaganie.
Dochodziła 13.00 i przyszła druga zmiana a my poszłyśmy na zaplecze by się przebrać i iść stąd jak najszybciej bo Szefowa widząc taki ruch kazała by nam zostać dłużej.
Doszłyśmy do akademika w parę minut. Szłyśmy po schodach i otworzyłyśmy drzwi, gdy Lena zapaliła światło wszyscy nasi znajomi wyskoczyli z kryjówek i krzyknęli ''Wszystkiego najlepszego" a Lena podskoczyła.
-O jeju jesteście kochani, ale wiecie urodziny to ja mam dopiero jutro -odpowiedziała Lena.
-Wiemy, ale ja cię jutro zabieram ze sobą. Wiem że byś została i się nudziła więc to taki przed prezent.
-Ale jak to, gdzie? -spytała nie dowierzając.
-Jedziesz ze mną do mojego rodzinnego domu -odpowiedziałam.
- No to czas na prezenty -krzyczał Tomek.
Na te hasło wszyscy rzucili się w stronę Leny. Wszyscy składali jej życzenia i wyręczali jej prezenty.
Myślałam, że to będzie tylko taka impreza dla najbliższych przyjaciół, ale Tomek pewnie pomyślał inaczej i zaprosił chyba pół szkoły.

Perspektywa Leny


Wystraszyłam się kiedy wszyscy wyskoczyli z kryjówek i krzyknęli. Prawie tak samo jak Tomek krzykną, że czas na prezenty wszyscy rzucili się jak małe dzieci. Wszyscy złożyli mi życzenia, nawet ci których nie znałam i widziałam pierwszy raz na oczy.
 Gdy impreza się zaczęła wszyscy bawili się doskonale. Marcel poprosił mnie do tańca, przeszło mi już, był tylko moim dobrym kolegą dlatego się zgodziłam.
-Jak tam impreza -spytałam Marcela.
-Coś niesamowitego
-A jak prezenty?
-Trafione, szczególnie ten różowy wibrator -zaśmiałam się.
-A kiedy wyjeżdżacie? -spytał Marcel
-Wyjeżdżamy za tydzień po powrocie od rodziny Żanety.
-Przepraszam że wam przeszkadzam, ale muszę porwać na chwilę Lenę- usprawiedliwiała się.
-Ok. -zgodził się Marcel.
Żaneta chwyciła mnie za rękę i ciągnęła mnie do kuchni.
-Słuchaj jutro wyjeżdżamy o 08.00 -oznajmiła.
-Tylko tyle chciałaś mi powiedzieć? -stałam z pogardą.
-No tak -odpowiedziała.
-Aham –szłam w stronę bawiących się.
-Czekaj -chwyciła mnie za nadgarstek.
-Co chcesz -syknęłam.
-Chcę Ci tylko oszczędzić cierpienia i nie potrzebnych łez -mówiła z nie winnymi oczami. Te oczy od razu sprawiały że się nie dało na nią gniewać.
-Dziękuję ale niepotrzebnie -przytuliłam mocno Żanetę.
-Co tam -pytał Tomek.
-A właśnie Tomek muszę z tobą porozmawiać -oznajmiła Żaneta zabierając Tomka, a ja usiadłam do stołu i wzięłam piwo, no bo w końcu byłam prawie dorosła. Po 30 minutach siedzenia Żaneta dalej rozmawiała z Tomkiem, Kasandra zniknęła gdzieś z nie znajomym kolesiem z którym wcześniej tańczyła, martwiłam się bo ona była mocno piana. Zachciało mi się siku więc wstałam i poszłam do łazienki a tam zastałam Kasandrę z tym kolesiem. Koleś całował Kasandrę, która była najwidoczniej pod wpływem narkotyków bo po alkoholu była by świadoma i by nie traciła przytomności. Gdy mnie zobaczył ten koleś puścił Kaśkę, puszczając ją, Kaśka runęła na podłogę, podeszłam do niej i zaczęłam ją szturchać by popatrzyła na mnie. Kaśka spojrzała na mnie swoimi nieobecnymi oczami, wtedy wiedziałam że jest pod wpływem czegoś. Na szczęście zwróciła te świństwo, po tym robiło się z nią coraz lepiej,  pomogłam jej usiąść na kiblu i poszłam po Tomka.
-Tomek słuchaj Kasandra za mocno się upiła, wymiotowała weź ją do domu- wtrąciłam się w rozmowę.
-A gdzie ona jest? -spytał wystraszony Tomek.
-W łazience -oznajmiłam.
Tomek poszedł to łazienki po jakimś czasie gdy z Kasandrą było lepiej, opuścili imprezę.
Po wyjściu Tomka nagle wszyscy zaczęli wychodzić. Po godzinie nikogo nie było, a my zaczęłyśmy ogarniać pokój. Była 21.00 ogarnęłyśmy calutki dom i usiadłyśmy na kanapie wykończone.
-Czemu okłamałaś Tomka, że Kasia za mocno wypiła -spytała Żaneta.
-Jakiś koleś podał jej tabletkę gwałtu, ale w czas weszłam do łazienki -odpowiedziałam.
-A czemu nie powiedziałaś tego Tomkowi -spytała.
-Nie chciałam go martwić -odpowiedziałam wstając z kanapy.
-Gdzie idziesz? -spytała przyjaciółka.
-Idę pod prysznic a potem spać -oznajmiłam.
-A co z prezentami -spytała.
-Jutro je rozpakuje -oznajmiłam wchodząc do łazienki.
Kąpałam się jak zwykle, czyli dość długo. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju, Żaneta poszła pod prysznic a później zrobiła to samo.
Wstałam o świcie czyli gdzieś tak o 07.30. rozpakowałam prezenty, i zaczęłam się pakować. O 08.00 wstała Żaneta zrobiła naleśniki na śniadanie a później poszła się spakować. Gdzieś tak o 09.30 byłyśmy ubrane, umalowane i gotowe na szalony weekend w domu Żanety. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć a za nimi stał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz