Perspektywa Janet
Przebudziłam
się z zapłakanymi, mokrymi oczami, zdziwiłam się i to bardzo, bo nic mi złego
się nie śniło, więc albo mi koty oczy wylizały, albo beczałam przez sen z
niewiadomego powodu.
Podniosłam
się do pół przysiadu, Ali leżał obok mnie na kołdrze a Hope spała gdzieś w
nogach.
Pogłaskałam
je, ucałowałam i wstałam z łóżka, wychodząc z pokoju potknęłam się o moje
walizki i wywróciłam się sypiąc niczym z rękawa przekleństwami, dopiero dzień
się zaczyna a ja już byłam zła.
Ale
zeskoczył z łóżka, podszedł do mnie i polizał szorstkim językiem po moim
policzku, na którym pojawiła się łza. Przytuliłam się do niego, przewaliłam się
na niego przygniatając go, Ale objął mnie swoimi łapami i zaczął lizać moje
włosy.
Podniosłam
się z podłogi, kuśtykając weszłam do kuchni otworzyłam lodówkę, ale nic w niej
nie było prócz jajek i jedzenia dla tygrysa.
-Fuck
-pomyślałam. -Nawet nie mogę jechać do sklepu bo jest dopiero 5.00 -dodałam
zniesmaczona.
Zrobiłam
sobie na śniadanie jajecznicę, a następnie przeszłam do rozpakowywania się z
walizek.
Na
ten czas moje koteczki pobiegły w las. Podczas układania ubrań w szafie
wyjrzałam przez okno sprawdzić co robią moje dzieci, zaniepokoiłam się gdyż
widziałam jak starszy mężczyzna celuje przez ogrodzenie w Alego, wystraszyłam
się, rzuciłam wszystko co miałam w rękach i wybiegłam z domu sprintem krzycząc.
Dobiegłam
do tygrysa i zakryłam go swoim ciałem.
-Co
Pan do chuja wyprawia?!
-Niech
Panienka odejdzie od tej bestii, ona musi dołączyć do mojej kolekcji.
-Nie!
Proszę przestać do mnie celować.
-Nie
przestanę, muszę ubić kotka. Proszę się odsunąć.
-Proszę
stąd odejść, bo na policję zadzwonię!!!
-Dziadek!!!
-krzyczał z daleka chłopak, który biegł a raczej ciągnął nogę za nogą i był
zdyszany.
-Dziadku
tutaj jesteś... Chodź... Idziemy do domu -wciąż zadyszany wziął broń od
mężczyzny. -Zrobił coś Pani? -zapytał.
-Nie,
ale chciał zastrzelić mojego tygrysa -powiedziałam zirytowana.
-Przepraszam,
dziadek cierpi na demencję starczą, kiedyś był myśliwym i polował na leśne
zwierzęta.
-Nie
interesuje mnie to! Jeżeli nie potraficie go upilnować to proszę go oddać do
domu Spokojnej Starości, a broń sprzedać. Nie darowałabym Panu jeżeli coś by
się stało mojemu tygrysowi, mam nadzieję że zdaje Pan sobie z tego sprawę -powiedziałam
podwyższonym tonem głosu.
-To
jest mój dziadek a nie pies, którego można oddać do schroniska, proszę na mnie
nie krzyczeć -odpowiedział krzycząc na mnie.
-To
Pan na mnie krzyczy puki co!
-A
Pani zaczęła!
-Nie,
Pan
-Nie!
-krzyknął z całych sił.
Znieruchomiałam,
patrzyłam na mężczyznę i nie mogłam się nadziwić, właśnie kłócę się jak małe
dziecko z jakimś facetem.
-Hahahahahaha
-wybuchłam śmiechem.
Mężczyzna
patrzył na mnie jak na kretynkę, ale sam zaczął się śmiać.
Pożegnałam
się i odeszłam z miejsca starcia. Ali bawił się z Hope w walizkach a ja
spokojnie rozpakowałam swoje rzeczy, podczas sprzątania porozmawiałam z Niallem,
chciał się ze mną zobaczyć, miałam zamiar podrzucić mu Alego i Hope. Zadzwoniłam
do Leny i zaprosiłam ją na wieczór, ale wcześniej trzeba iść do szkoły.
Zapięłam
Alego w szelki i pojechałam na zakupy.
Zawiozłam
do Nialla koty i zajechałam po Lenę. Razem pojechałyśmy do szkoły. W czasie
drogi opowiedziałam jej co się wydarzyło, rozpłakałam się ale szybko się
pozbierałam.
-Żańcia,
kochanie, nie chcę cię urazić ani dodatkowo zdołować bo cię kocham.
-Mów,
przecież wiesz że wolę wiedzieć.
-Dobrze
kochanie, ja uważam że dużo w tym wszystkim jest twojej winy, nie tylko Hazzy.
Nie rozumiem dlaczego jak pojawi się jakiś problem to ty od razu strzelasz
focha, pakujesz się i wyprowadzasz się. Rozumiem Harry pocałował się z Taylor,
ale on tego nie był świadomy, był nawalony. Ale z tego co zrozumiałam to ona
go pocałowała a nie on ją i on ją odepchnął, więc jest niewinny. Rozumiem że
cię to zabolało ale to nie jego wina. Nie wiem skąd u ciebie takie ucieczki się
wzięły, bo jak byłaś z Brajanem to on miał w zwyczaju uciekać kiedy coś
poszło nie tak, a to ty latałaś za nim, może teraz ty chcesz aby to ktoś latał
za tobą, odgrywasz się na Harrym za to co Brajan robił z tobą, ale to nie jest
Brajan, to jest zupełnie inny facet.
-Masz
rację -powiedziałam i chwyciłam ją za rękę. –Ale ja mam dość zabiegania o Harrego,
nie będę bić z nią o Harrego. Już nie, bo mnie to niszczy.
Zajechałyśmy
do szkoły i weszłyśmy do środka, wzięłyśmy książki i poszłyśmy do klasy.
Bolało
mnie to, że nie widywałam się z Leną, przecież w szkole średniej mieszkałyśmy
razem i nie mogłyśmy bez siebie żyć, teraz Lena ma własną rodzinę, mieszkanie a
ja? Ja jestem błędem życiowym, sama nie wiem czego chcę…
-Cześć
Żaneta, co u ciebie słychać?
-Hej
Mamo, wszystko w porządku. A u ciebie?
-Słyszałam,
że dom kupiłaś.
-To
nie jest dom, tylko malutki domek wraz z działką gdzieś razem 13 arów ma moja
działka.
-No
to dobrze, widzę że tobie się tam powodzi bo u nas to marnie, Magda pracę
straciła i siedzi w domu, tata też ma problem bo roboty nie ma, ciężko nam się
żyje, pieniędzy nie ma a rachunki cały czas przychodzą. Co prawda jedna gęba
już odeszła i nie trzeba jej utrzymywać, ale sporo najpierw zainwestowaliśmy w
nią. Miejmy nadzieję że ta inwestycja się opłaci i się zwróci.
-Co
ty pieprzysz mamo, płaciłaś tylko za internat, żarcie, ubrania, kieszonkowe,
książki kupowałam sama, o nic cię nie prosiłam, sama się zreflektowałaś a ja
się zgodziłam, teraz widzę że to był błąd, przepraszam cię jestem zdenerwowana.
Cześć -odpowiedziałam i się rozłączyłam.
Byłam
zdenerwowana, roztrzęsiona, nie sądziłam czegoś takiego po własnej matce.
-Żaneta,
wszystko w porządku? -zapytała troskliwie Lena.
-Chciałabym
tak móc powiedzieć. Rozumiesz to? Moja własna matka, która płaciła mi za
internat traktuje mnie z pogardą, jakbym była jakąś pierdoloną bogaczką dla
której wszystko przychodzi na skinienie palca... Ja wiem, dużo pieniędzy poszło
na mój internat, chciałam im to oddać osobiście. Teraz nie pojadę do Polski bo
zaraz rok szkolny. A teraz nawet nie mam ochoty tam jechać, oddam im te pieniądze,
chodź bym musiała je z pod ziemi wykopać.
-Się
nie przejmuj misiu, przejdzie jej. Mój ojciec też do mnie dzwonił, i
nawrzeszczał na mnie, że się nie odzywam, że wnuczki im nie pokazałam,
oczywiście mówił mi jaka to ja jestem niewdzięczna, zła, nie dobra i tak dalej.
-
Eh...
-Miałam
na razie nikomu nie mówić. A co mi tam, tobie powiem. Wczoraj dostaliśmy z
Marclem papiery, że oficjalnie jesteśmy obywatelami UK.
-Na
prawdę? -zapytałam podekscytowana.
-Tak
- powiedziała również podekscytowana.
-O
matko -zaczęłam piszczeć.
Do
końca dnia nic za bardzo się nie wydarzyło.
Po
szkole pojechałam z Alem do Londynu do weterynarza.
Weterynarz
był pod wrażeniem, że mój kotek jest w tak dobrym stanie i że na prawdę o niego
dbam, tylko narzekał że Ali ma za mało ruchu, opowiedziałam weterynarzowi o
sytuacji z "myśliwym", weterynarz kazał mi uważać bo taka sytuacja
może się powtórzyć i to kilkakrotnie, a co do kici to ma za mało ruchu,
poradził żebym z nim biegała raz na jakiś czas, robiła z nim spacery, bawiła.
Dał mi jakieś suplementy wypisał co powinien jeść i jakie posiłki mu
przyrządzać i pożegnał.
W
czasie powrotu, zadzwoniłam do Sary, El i Daniell, miałyśmy farta bo wszystkie
miały czas. Cieszyłam się namyśl o babskim wieczorze.
Wróciłyśmy
do brystol odwiozłam Lenę do domu by spakowała siebie i Lucy, a ja w tym czasie
podjechałam po El, Daniell i Sarę, wstąpiłyśmy do Lidla, zrobiłyśmy ogromne
zakupy w sumie to tylko jedzenie i troszkę alkoholu.
Po
wszystkim spotkaliśmy się na parkingu z Leną i wszystkie pojechałyśmy do mnie
do domku.
Spędziłyśmy
wieczór w świetnej atmosferze, obgadałyśmy facetów od góry do dołu, Lena z Dan
nie piły, bo miały dzieci pod opieką.
Lena
spała na kanapie z małą Łucją, Dan spała w mojej sypialni z Emily, a ja z Sarą
i El na poddaszu.
Spałyśmy
w 3 na dwóch materacach, wszystkie na łyżeczkę.
-Żaneta!
-ktoś krzyknął.
-Tak?
-otworzyłam oczy i dostrzegłam Lenę.
-Daniell...
-odpowiedziała przerażona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz