niedziela, 5 czerwca 2016

Rozdział 108

Perspektywa Janet


Przebudziłam się z zapłakanymi, mokrymi oczami, zdziwiłam się i to bardzo, bo nic mi złego się nie śniło, więc albo mi koty oczy wylizały, albo beczałam przez sen z niewiadomego powodu.
Podniosłam się do pół przysiadu, Ali leżał obok mnie na kołdrze a Hope spała gdzieś w nogach.
Pogłaskałam je, ucałowałam i wstałam z łóżka, wychodząc z pokoju potknęłam się o moje walizki i wywróciłam się sypiąc niczym z rękawa przekleństwami, dopiero dzień się zaczyna a ja już byłam zła.
Ale zeskoczył z łóżka, podszedł do mnie i polizał szorstkim językiem po moim policzku, na którym pojawiła się łza. Przytuliłam się do niego, przewaliłam się na niego przygniatając go, Ale objął mnie swoimi łapami i zaczął lizać moje włosy.
Podniosłam się z podłogi, kuśtykając weszłam do kuchni otworzyłam lodówkę, ale nic w niej nie było prócz jajek i jedzenia dla tygrysa.
-Fuck -pomyślałam. -Nawet nie mogę jechać do sklepu bo jest dopiero 5.00 -dodałam zniesmaczona.
Zrobiłam sobie na śniadanie jajecznicę, a następnie przeszłam do rozpakowywania się z walizek.
Na ten czas moje koteczki pobiegły w las. Podczas układania ubrań w szafie wyjrzałam przez okno sprawdzić co robią moje dzieci, zaniepokoiłam się gdyż widziałam jak starszy mężczyzna celuje przez ogrodzenie w Alego, wystraszyłam się, rzuciłam wszystko co miałam w rękach i wybiegłam z domu sprintem krzycząc.
Dobiegłam do tygrysa i zakryłam go swoim ciałem.
-Co Pan do chuja wyprawia?!
-Niech Panienka odejdzie od tej bestii, ona musi dołączyć do mojej kolekcji.
-Nie! Proszę przestać do mnie celować.
-Nie przestanę, muszę ubić kotka. Proszę się odsunąć.
-Proszę stąd odejść, bo na policję zadzwonię!!!
-Dziadek!!! -krzyczał z daleka chłopak, który biegł a raczej ciągnął nogę za nogą i był zdyszany.
-Dziadku tutaj jesteś... Chodź... Idziemy do domu -wciąż zadyszany wziął broń od mężczyzny. -Zrobił coś Pani? -zapytał.
-Nie, ale chciał zastrzelić mojego tygrysa -powiedziałam zirytowana.
-Przepraszam, dziadek cierpi na demencję starczą, kiedyś był myśliwym i polował na leśne zwierzęta.
-Nie interesuje mnie to! Jeżeli nie potraficie go upilnować to proszę go oddać do domu Spokojnej Starości, a broń sprzedać. Nie darowałabym Panu jeżeli coś by się stało mojemu tygrysowi, mam nadzieję że zdaje Pan sobie z tego sprawę -powiedziałam podwyższonym tonem głosu.
-To jest mój dziadek a nie pies, którego można oddać do schroniska, proszę na mnie nie krzyczeć -odpowiedział krzycząc na mnie.
-To Pan na mnie krzyczy puki co!
-A Pani zaczęła!
-Nie, Pan
-Nie! -krzyknął z całych sił.
Znieruchomiałam, patrzyłam na mężczyznę i nie mogłam się nadziwić, właśnie kłócę się jak małe dziecko z jakimś facetem.
-Hahahahahaha -wybuchłam śmiechem.
Mężczyzna patrzył na mnie jak na kretynkę, ale sam zaczął się śmiać.
Pożegnałam się i odeszłam z miejsca starcia. Ali bawił się z Hope w walizkach a ja spokojnie rozpakowałam swoje rzeczy, podczas sprzątania porozmawiałam z Niallem, chciał się ze mną zobaczyć, miałam zamiar podrzucić mu Alego i Hope. Zadzwoniłam do Leny i zaprosiłam ją na wieczór, ale wcześniej trzeba iść do szkoły.
Zapięłam Alego w szelki i pojechałam na zakupy.
Zawiozłam do Nialla koty i zajechałam po Lenę. Razem pojechałyśmy do szkoły. W czasie drogi opowiedziałam jej co się wydarzyło, rozpłakałam się ale szybko się pozbierałam.
-Żańcia, kochanie, nie chcę cię urazić ani dodatkowo zdołować bo cię kocham.
-Mów, przecież wiesz że wolę wiedzieć.
-Dobrze kochanie, ja uważam że dużo w tym wszystkim jest twojej winy, nie tylko Hazzy. Nie rozumiem dlaczego jak pojawi się jakiś problem to ty od razu strzelasz focha, pakujesz się i wyprowadzasz się. Rozumiem Harry pocałował się z Taylor, ale on tego nie był świadomy,  był nawalony. Ale z tego co zrozumiałam to ona go pocałowała a nie on ją i on ją odepchnął, więc jest niewinny. Rozumiem że cię to zabolało ale to nie jego wina. Nie wiem skąd u ciebie takie ucieczki się wzięły, bo jak byłaś z Brajanem to on miał w zwyczaju uciekać kiedy coś poszło nie tak, a to ty latałaś za nim, może teraz ty chcesz aby to ktoś latał za tobą, odgrywasz się na Harrym za to co Brajan robił z tobą, ale to nie jest Brajan, to jest zupełnie inny facet.
-Masz rację -powiedziałam i chwyciłam ją za rękę. –Ale ja mam dość zabiegania o Harrego, nie będę bić z nią o Harrego. Już nie, bo mnie to niszczy.
Zajechałyśmy do szkoły i weszłyśmy do środka, wzięłyśmy książki i poszłyśmy do klasy.
Bolało mnie to, że nie widywałam się z Leną, przecież w szkole średniej mieszkałyśmy razem i nie mogłyśmy bez siebie żyć, teraz Lena ma własną rodzinę, mieszkanie a ja? Ja jestem błędem życiowym, sama nie wiem czego chcę…
-Cześć Żaneta, co u ciebie słychać?
-Hej Mamo, wszystko w porządku. A u ciebie?
-Słyszałam, że dom kupiłaś.
-To nie jest dom, tylko malutki domek wraz z działką gdzieś razem 13 arów ma moja działka.
-No to dobrze, widzę że tobie się tam powodzi bo u nas to marnie, Magda pracę straciła i siedzi w domu, tata też ma problem bo roboty nie ma, ciężko nam się żyje, pieniędzy nie ma a rachunki cały czas przychodzą. Co prawda jedna gęba już odeszła i nie trzeba jej utrzymywać, ale sporo najpierw zainwestowaliśmy w nią. Miejmy nadzieję że ta inwestycja się opłaci i się zwróci.
-Co ty pieprzysz mamo, płaciłaś tylko za internat, żarcie, ubrania, kieszonkowe, książki kupowałam sama, o nic cię nie prosiłam, sama się zreflektowałaś a ja się zgodziłam, teraz widzę że to był błąd, przepraszam cię jestem zdenerwowana. Cześć -odpowiedziałam i się rozłączyłam.
Byłam zdenerwowana, roztrzęsiona, nie sądziłam czegoś takiego po własnej matce.
-Żaneta, wszystko w porządku? -zapytała troskliwie Lena.
-Chciałabym tak móc powiedzieć. Rozumiesz to? Moja własna matka, która płaciła mi za internat traktuje mnie z pogardą, jakbym była jakąś pierdoloną bogaczką dla której wszystko przychodzi na skinienie palca... Ja wiem, dużo pieniędzy poszło na mój internat, chciałam im to oddać osobiście. Teraz nie pojadę do Polski bo zaraz rok szkolny. A teraz nawet nie mam ochoty tam jechać, oddam im te pieniądze, chodź bym musiała je z pod ziemi wykopać.
-Się nie przejmuj misiu, przejdzie jej. Mój ojciec też do mnie dzwonił, i nawrzeszczał na mnie, że się nie odzywam, że wnuczki im nie pokazałam, oczywiście mówił mi jaka to ja jestem niewdzięczna, zła, nie dobra i tak dalej.
- Eh...
-Miałam na razie nikomu nie mówić. A co mi tam, tobie powiem. Wczoraj dostaliśmy z Marclem papiery, że oficjalnie jesteśmy obywatelami UK.
-Na prawdę? -zapytałam podekscytowana.
-Tak - powiedziała również podekscytowana.
-O matko -zaczęłam piszczeć.
Do końca dnia nic za bardzo się nie wydarzyło.
Po szkole pojechałam z Alem do Londynu do weterynarza.
Weterynarz był pod wrażeniem, że mój kotek jest w tak dobrym stanie i że na prawdę o niego dbam, tylko narzekał że Ali ma za mało ruchu, opowiedziałam weterynarzowi o sytuacji z "myśliwym", weterynarz kazał mi uważać bo taka sytuacja może się powtórzyć i to kilkakrotnie, a co do kici to ma za mało ruchu, poradził żebym z nim biegała raz na jakiś czas, robiła z nim spacery, bawiła. Dał mi jakieś suplementy wypisał co powinien jeść i jakie posiłki mu przyrządzać i pożegnał.
W czasie powrotu, zadzwoniłam do Sary, El i Daniell, miałyśmy farta bo wszystkie miały czas. Cieszyłam się namyśl o babskim wieczorze.
Wróciłyśmy do brystol odwiozłam Lenę do domu by spakowała siebie i Lucy, a ja w tym czasie podjechałam po El, Daniell i Sarę, wstąpiłyśmy do Lidla, zrobiłyśmy ogromne zakupy w sumie to tylko jedzenie i troszkę alkoholu.
Po wszystkim spotkaliśmy się na parkingu z Leną i wszystkie pojechałyśmy do mnie do domku.
Spędziłyśmy wieczór w świetnej atmosferze, obgadałyśmy facetów od góry do dołu, Lena z Dan nie piły, bo miały dzieci pod opieką.
Lena spała na kanapie z małą Łucją, Dan spała w mojej sypialni z Emily, a ja z Sarą i El na poddaszu.
Spałyśmy w 3 na dwóch materacach, wszystkie na łyżeczkę.
-Żaneta! -ktoś krzyknął.
-Tak? -otworzyłam oczy i dostrzegłam Lenę.
-Daniell... -odpowiedziała przerażona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz