środa, 1 maja 2013

Rozdział 71

Perspektywa Dominiki


Tak bardzo cię ucieszyłam jak zobaczyłam Żanetę. Od razu rzuciłyśmy się na siebie i nie mogłyśmy się sobą nacieszyć.
Żaneta zaprosiła mnie do środka, bardzo się zdziwiłam pomyślałam że chłopaki zaraz wyskoczą zza ściany i rzucą się na mnie, a tu nikogo nie było, a do tego było bardzo cicho. Żaneta robiła porządki w szafkach  dlatego ja nam zrobiłam zimną kawę. Żaneta ogarnęła bałagan i nagle usłyszałyśmy jak chłopaki wpadają do hallu, Żaneta wyszła z kuchni i chłopaki pobiegli na górę.
Poszłyśmy na taras, piłyśmy zimne napoje i gadałyśmy, gadałyśmy, cały czas gadałyśmy. Nie mogłyśmy się nagadać, ale musiałyśmy przerwać bo chłopaki wpadli na taras, tak jak się tego spodziewałam zaczęli się witać bardzo czule, a wręcz dusili mnie. Kiedy się obejrzałam Żanety już nie było na tarasie. Chłopaki zaczęli zadawać mnóstwo pytań na które musiałam odpowiedzieć. Kiedy podstępem wymknęłam się z tarasu Żaneta przedstawiła mi swojego kotka którego dostała od Harrego. Prezent Żanety był bardzo śliczny, kotek był bardzo słodki, ale Żaneta nic dla niego nie miała dlatego po objedzie pojechałyśmy na zakupy.
Pojechałyśmy do sklepu zoologicznego tam kupiłyśmy domek dla Hope, kuwetę, słupek do drapania, miseczki, smycz, szelki, obróżkę z identyfikatorem. Żaneta  zapłaciła 1000 funtów, a koszty podzieliłyśmy na pół. Obładowane wróciłyśmy do domu chciałyśmy jechać z Hopey do weterynarza ale przypomniało nam się że nie kopiłyśmy dla niej transportera.
-O ja pierdole ale jesteśmy idiotkami -Żaneta zaczęła przeklinać po polsku.
-Co się stało dziewczyny? -spytał Liam.
-Miałyśmy jechać do weterynarza z Hope ale nie kopiłyśmy dla niej transportera -odpowiedziałam.
-O to wy się szykujcie a ja pojadę i kupię tą klatkę -odpowiedział Liam.
-Nie, nie Liam nie musisz -odpowiedziała Żaneta.
-Ale chcę, muszę coś kupić dla naszej córci -zaśmiał się.
-Córci?! -zdziwiła się Żaneta.
-Niall powiedział dziś a raczej pogratulował mi ślicznej córeczki, powiedział że jest bardzo podobna do mnie -zaśmiał się Liam.
-Hahahaha... Na prawdę? -zaśmiałam się. -No to gratuluję ci tatusiu i tobie mamusiu-odpowiedziałam.
-Dzięki -podziękowali mi Żaneta i Liam.
-No to lecę po klatkę a wy szukajcie Hope, na dole jej nie ma bo jej szukałem-odpowiedział i wyszedł z domu Liam.
Szukałyśmy jeszcze raz na dole a potem poszłyśmy na górę. Chodziłyśmy po pokojach ale nic, w każdym pokoju szukałyśmy pod łóżkami, w łazienkach, w szafach, ale nic, nigdzie jej nie było. Zmarnowane zeszłyśmy do salonu. Po chwili dobiegł nas dźwięk miauczenia. Płacz dobiegał z tarasu, od razu poszłyśmy tam, rozglądnęłyśmy się, ale nigdzie nie było kotka.
Szukałyśmy wszędzie, chodziłyśmy po trawniku i zaglądałyśmy we wszystkie zakamarki, puki nie pojrzałam na dach, mała spryciara weszła na dach i nie mogła zejść. Żaneta pobiegła do środka, wyszła przez okno z pokoju Harrego i złapała Hope. W końcu Liam przyjechał z transporterem. Włożyłyśmy Hope, dałyśmy jej trochę smakołyków aby się nie nudziła, ale ta zamiast jeść to położyła się na nie i zasnęła. Wraz z Żanetą i Hope dojechałyśmy do weterynarza, Żaneta zarejestrowała się, założyła kartę dla Hope, po chwili czekania weszły do gabinetu. Po 30 minutach wyszli.
-I co? -spytałam.
-Idę zrobić jeszcze inne badania dla Hope –odpowiedziała.
Żaneta i poszła za lekarzem.
Czekałam jeszcze 1.30 godz. kiedy wreszcie Żaneta wraz z Hope przyszły, Hope była przytulona do Żanety i bardzo przestraszona. Od razu wzięłam od Żanety pusty transporter i poszłyśmy do samochodu. Żaneta musiała kierować więc włożyła Hope do transportera.

Perspektywa Żanety


Dominika została na korytarzu a ja weszłam z Hope do gabinetu. W gabinecie ujrzałam mężczyznę siedzącego przy biurku. Na moje oko miał gdzieś około 50 lat.
-Pani przyszła z...
-Z kotem -dokończyłam i podałam kartę Hope.
-Yhym -burknął i wziął kartę po czym zaczął ją oglądać.
-Coś dolega kotu?? Są jakieś objawy?? -spytał wyglądając zza okularów.
-Nie raczej nie, przyszłam tylko na badanie kontrolne, ponieważ ten kotek jest ze schroniska -odpowiedziałam.
-Dobra niech pani połozy transporter na kozetce i wyjmie kota.
Zrobiłam tak jak kazał weterynarz. Otworzyłam klatkę a z niej wyszła Hope, była bardzo zdezorientowana.
-Ile ma kot? -spytał wstając zza biurka.
-Nie wiem -odpowiedziałam zdejmując klatkę z kozetki.
-To bierze pani kota ze schroniska i nie wie ile ma? -spytał zakładając gumowe rękawiczki.
-Dostałam go -odpowiedziałam surowo.
-Aham...
-Sądzę że ma gdzieś 2 miesiące -odpowiedziałam.
-No dobrze zaraz zobaczymy -odpowiedział i zaglądną do pyszczka Hope. -Yhy...-mruknął. -Zęby ma ostre -oznajmił pod nosem. -Tak, Kotka ma 2 miesiące, tak jak pani mówiła -oznajmił wesoło. -Dobrze teraz trzeba będzie zobaczyć ile ma temperatury i zbadać kał -odpowiedział i wyją termometr  -Prosiłbym panią aby pani trzymała kota.
Doktor wsadził jej termometr w tyłek, Hope na pewno czuła się nie komfortowo  Hope wierciła się, gryzła mnie, drapała, ale trzymałam ją mocno. Po paru minutach Lekarz wyją jej ten termometr, ale za to przyniósł jakiś patyczek który tak jak myślałam włożył na miejsce termometru.
-Dobrze to ja teraz zaprowadzę panią do innego gabinetu gdzie zbada kotka inna pani, a ja pójdę do laboratorium -oznajmił i wyszedł z gabinetu, a ja za nim. Dominika zaczęła mnie wypytywać ale musiałam iść.
W następnym gabinecie tamta pani była bardzo miła ale też robiła jej dziwne rzeczy, biedna Hopey była tak z molestowana że wlazła na moje ręce i nie chciała zejść a do tego trzęsła się. Doktor który wcześniej badał Hope powiedział że wyniki przyśle pocztą tylko żebym podała adres, nie znałam go na pamięć ale miałam karteczkę w portfelu z tym adresem więc mu ją dałam a on spisał.
Podziękowałam i wyszłam z gabinetu. Wraz z Dominiką wsiadłyśmy do samochodu, wsadziłam Hope do transportera ale płakała, poprosiłam aby Dominika wzięła ją, wykonała polecenie. Hope przyszła do mnie i usiadła mi na kolanach, położyła się i usnęła. Kiedy dojechaliśmy do Domu, wzięłam moją córcię na ręce, Dominika wzięła klatkę. Weszłyśmy do środka. Dominika postawiła transporter obok drzwi. Obie weszłyśmy do salonu, zobaczyłyśmy rozstawiony domek dla Hope, położyłam ją bardzo delikatnie do jej królestwa, Hopey tylko się przeciągnęła i dalej spała jak suseł. A my poszłyśmy szukać chłopaków, oczywiście całe 1D siedziało w ogrodzie i wygłupiali się. Postanowiłyśmy do nich dołączyć.
Siedzieliśmy na zewnątrz aż nie zrobiło się ciemno. Nagle mój telefon zabrzęczał, dostałam smsa od Andyiego.

-Hej masz ochotę iść do kina?? Podobno jest jakiś nowy horror? ;>

Odpisałam mu.
-Jasne C; Ale jestem z kuzynką

Napisał mi.
-No to weź i ją :) Będę po was o 20.00

-Ok ;)
-odpowiedziałam mu.

Do 20.00 miałyśmy 1.30 godz. powiedziałam dyskretnie dla Dominiki że Andy nas zaprasza do kina. Zgodziła się, wtedy poszłyśmy na górę. Po godzinie Dominika była ubrana granatowe jeansy, pudrowa koszulka z myszką Miki i do tego szpilki w tym samym kolorze, umalowana. Ja też byłam ubrana w czarne jeansy i bluzkę w paski, poprawiłam makijaż i byłam gotowa.
Jeszcze tylko trzeba było powiedzieć dla chłopaków że wychodzimy. Zeszłyśmy na dół. Dominika powiedziała że idziemy sobie i nie wiemy kiedy wrócimy, po czym wyszłyśmy z domu. Szłyśmy w stronę domu Andyiego, po chwili zobaczyłyśmy samochód Dennisa, zatrzymał się, wsiadłyśmy i pojechałyśmy do kina na horror.
To prawda ten Horror był straszny, Andy siedział między nami, Dominika bała się więc Andy objął ją ramieniem. Wróciłyśmy do domu przed 00.00. Obie spałyśmy na dole na kanapie wraz z Hope.

2 komentarze: