Perspektywa Dominiki
Tak
bardzo cię ucieszyłam jak zobaczyłam Żanetę. Od razu rzuciłyśmy się
na siebie i nie mogłyśmy się sobą nacieszyć.
Żaneta
zaprosiła mnie do środka, bardzo się zdziwiłam pomyślałam że chłopaki
zaraz wyskoczą zza ściany i rzucą się na mnie, a tu nikogo nie było, a do tego
było bardzo cicho. Żaneta robiła porządki w szafkach dlatego ja nam
zrobiłam zimną kawę. Żaneta ogarnęła bałagan i nagle usłyszałyśmy jak chłopaki wpadają
do hallu, Żaneta wyszła z kuchni i chłopaki pobiegli na górę.
Poszłyśmy
na taras, piłyśmy zimne napoje i gadałyśmy, gadałyśmy, cały
czas gadałyśmy. Nie mogłyśmy się nagadać, ale musiałyśmy przerwać bo
chłopaki wpadli na taras, tak jak się tego spodziewałam zaczęli się witać
bardzo czule, a wręcz dusili mnie. Kiedy się obejrzałam Żanety już
nie było na tarasie. Chłopaki zaczęli zadawać mnóstwo pytań na które
musiałam odpowiedzieć. Kiedy podstępem wymknęłam się z tarasu Żaneta przedstawiła
mi swojego kotka którego dostała od Harrego. Prezent Żanety był bardzo śliczny,
kotek był bardzo słodki, ale Żaneta nic dla niego nie miała dlatego po objedzie
pojechałyśmy na zakupy.
Pojechałyśmy
do sklepu zoologicznego tam kupiłyśmy domek dla Hope, kuwetę, słupek do drapania,
miseczki, smycz, szelki, obróżkę z identyfikatorem. Żaneta zapłaciła 1000
funtów, a koszty podzieliłyśmy na pół. Obładowane wróciłyśmy do domu chciałyśmy
jechać z Hopey do weterynarza ale przypomniało nam się że nie kopiłyśmy dla
niej transportera.
-O ja
pierdole ale jesteśmy idiotkami -Żaneta zaczęła przeklinać
po polsku.
-Co
się stało dziewczyny? -spytał Liam.
-Miałyśmy
jechać do weterynarza z Hope ale nie kopiłyśmy dla niej transportera -odpowiedziałam.
-O
to wy się szykujcie a ja pojadę i kupię tą klatkę -odpowiedział Liam.
-Nie,
nie Liam nie musisz -odpowiedziała Żaneta.
-Ale
chcę, muszę coś kupić dla naszej córci -zaśmiał się.
-Córci?!
-zdziwiła się Żaneta.
-Niall
powiedział dziś a raczej pogratulował mi ślicznej córeczki, powiedział że jest
bardzo podobna do mnie -zaśmiał się Liam.
-Hahahaha...
Na prawdę? -zaśmiałam się. -No to gratuluję ci tatusiu i tobie
mamusiu-odpowiedziałam.
-Dzięki
-podziękowali mi Żaneta i Liam.
-No
to lecę po klatkę a wy szukajcie Hope, na dole jej nie ma bo jej
szukałem-odpowiedział i wyszedł z domu Liam.
Szukałyśmy
jeszcze raz na dole a potem poszłyśmy na górę. Chodziłyśmy po
pokojach ale nic, w każdym pokoju szukałyśmy pod łóżkami, w łazienkach, w
szafach, ale nic, nigdzie jej nie było. Zmarnowane zeszłyśmy do
salonu. Po chwili dobiegł nas dźwięk miauczenia. Płacz dobiegał
z tarasu, od razu poszłyśmy tam, rozglądnęłyśmy się, ale nigdzie nie było
kotka.
Szukałyśmy
wszędzie, chodziłyśmy po trawniku i zaglądałyśmy we wszystkie zakamarki, puki nie
pojrzałam na dach, mała spryciara weszła na dach i nie mogła zejść.
Żaneta pobiegła do środka, wyszła przez okno z pokoju Harrego i złapała Hope. W
końcu Liam przyjechał z transporterem. Włożyłyśmy Hope, dałyśmy jej
trochę smakołyków aby się nie nudziła, ale ta zamiast jeść to położyła się na nie
i zasnęła. Wraz z Żanetą i Hope dojechałyśmy do weterynarza, Żaneta
zarejestrowała się, założyła kartę dla Hope, po chwili czekania
weszły do gabinetu. Po 30 minutach wyszli.
-I
co? -spytałam.
-Idę
zrobić jeszcze inne badania dla Hope –odpowiedziała.
Żaneta
i poszła za lekarzem.
Czekałam
jeszcze 1.30 godz. kiedy wreszcie Żaneta wraz z Hope przyszły, Hope była
przytulona do Żanety i bardzo przestraszona. Od razu wzięłam od Żanety pusty
transporter i poszłyśmy do samochodu. Żaneta musiała kierować więc włożyła Hope
do transportera.
Perspektywa Żanety
Dominika
została na korytarzu a ja weszłam z Hope do gabinetu. W gabinecie ujrzałam mężczyznę siedzącego przy
biurku. Na moje oko miał gdzieś około 50 lat.
-Pani
przyszła z...
-Z
kotem -dokończyłam i podałam kartę Hope.
-Yhym
-burknął i wziął kartę po czym zaczął ją oglądać.
-Coś
dolega kotu?? Są jakieś objawy?? -spytał wyglądając zza okularów.
-Nie
raczej nie, przyszłam tylko na badanie kontrolne, ponieważ ten kotek jest ze
schroniska -odpowiedziałam.
-Dobra
niech pani połozy transporter na kozetce i wyjmie kota.
Zrobiłam
tak jak kazał weterynarz. Otworzyłam klatkę a z niej wyszła Hope, była bardzo
zdezorientowana.
-Ile
ma kot? -spytał wstając zza biurka.
-Nie
wiem -odpowiedziałam zdejmując klatkę z kozetki.
-To
bierze pani kota ze schroniska i nie wie ile ma? -spytał zakładając gumowe
rękawiczki.
-Dostałam
go -odpowiedziałam surowo.
-Aham...
-Sądzę
że ma gdzieś 2 miesiące -odpowiedziałam.
-No
dobrze zaraz zobaczymy -odpowiedział i zaglądną do pyszczka Hope.
-Yhy...-mruknął. -Zęby ma ostre -oznajmił pod nosem. -Tak, Kotka ma 2 miesiące,
tak jak pani mówiła -oznajmił wesoło. -Dobrze teraz trzeba będzie zobaczyć ile
ma temperatury i zbadać kał -odpowiedział i wyją termometr
-Prosiłbym panią aby pani trzymała kota.
Doktor
wsadził jej termometr w tyłek, Hope na pewno czuła się
nie komfortowo Hope wierciła się, gryzła mnie, drapała, ale
trzymałam ją mocno. Po paru minutach Lekarz wyją jej ten termometr, ale za
to przyniósł jakiś patyczek który tak jak myślałam włożył na
miejsce termometru.
-Dobrze
to ja teraz zaprowadzę panią do innego gabinetu gdzie zbada kotka inna pani, a
ja pójdę do laboratorium -oznajmił i wyszedł z gabinetu, a ja za nim. Dominika zaczęła mnie
wypytywać ale musiałam iść.
W następnym gabinecie
tamta pani była bardzo miła ale też robiła jej dziwne rzeczy, biedna Hopey była
tak z molestowana że wlazła na moje ręce i nie chciała zejść a do tego
trzęsła się. Doktor który wcześniej badał Hope powiedział że wyniki przyśle
pocztą tylko żebym podała adres, nie znałam go na pamięć ale miałam karteczkę w
portfelu z tym adresem więc mu ją dałam a on spisał.
Podziękowałam
i wyszłam z gabinetu. Wraz z Dominiką wsiadłyśmy do
samochodu, wsadziłam Hope do transportera ale płakała, poprosiłam aby
Dominika wzięła ją, wykonała polecenie. Hope przyszła do mnie i usiadła mi na
kolanach, położyła się i usnęła. Kiedy dojechaliśmy do Domu, wzięłam moją
córcię na ręce, Dominika wzięła klatkę. Weszłyśmy do środka. Dominika postawiła
transporter obok drzwi. Obie weszłyśmy do salonu, zobaczyłyśmy
rozstawiony domek dla Hope, położyłam ją bardzo delikatnie do jej
królestwa, Hopey tylko się przeciągnęła i dalej spała jak suseł. A
my poszłyśmy szukać chłopaków, oczywiście całe 1D siedziało w
ogrodzie i wygłupiali się. Postanowiłyśmy do nich dołączyć.
Siedzieliśmy
na zewnątrz aż nie zrobiło się ciemno. Nagle mój telefon zabrzęczał, dostałam
smsa od Andyiego.
-Hej masz ochotę iść do kina?? Podobno jest jakiś nowy horror? ;>
Odpisałam
mu.
-Jasne
C; Ale jestem z kuzynką
Napisał
mi.
-No
to weź i ją :) Będę po was o 20.00
-Ok ;)-odpowiedziałam mu.
Do
20.00 miałyśmy 1.30 godz. powiedziałam dyskretnie dla Dominiki że Andy nas
zaprasza do kina. Zgodziła się, wtedy poszłyśmy na górę. Po godzinie Dominika
była ubrana granatowe jeansy, pudrowa koszulka z myszką Miki i do tego szpilki
w tym samym kolorze, umalowana. Ja też byłam ubrana w czarne jeansy i bluzkę
w paski, poprawiłam makijaż i byłam gotowa.
Jeszcze
tylko trzeba było powiedzieć dla chłopaków że wychodzimy. Zeszłyśmy na dół.
Dominika powiedziała że idziemy sobie i nie wiemy kiedy wrócimy, po czym
wyszłyśmy z domu. Szłyśmy w stronę domu Andyiego, po chwili
zobaczyłyśmy samochód Dennisa, zatrzymał się, wsiadłyśmy i pojechałyśmy do kina
na horror.
To
prawda ten Horror był straszny, Andy siedział między nami, Dominika bała się
więc Andy objął ją ramieniem. Wróciłyśmy do domu przed 00.00.
Obie spałyśmy na dole na kanapie wraz z Hope.
Rozdział boski...
OdpowiedzUsuńCzekam na next :3
Bosko <3 Czekam na następny ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!