Perspektywa Żanety
Weszłyśmy
do domu po cichu bo myślałyśmy że Margaret z Joshem już śpią,
lecz
się pomyliłyśmy. Szłyśmy korytarzem cicho, już miałyśmy iść po schodach.
-Co
wy dziewczyny tak wcześnie -spytał Josh.
-Josh,
gdzie jesteś? Nie widzę cię -odpowiedziała Lena szeptem.
-Jestem
w salonie -oznajmił. -Myślałem że wrócicie gdzieś po 01.00 a tu proszę 00.00
dopiero dochodzi -mówił Josh.
-No
jakoś tak wyszło. A gdzie Margaret? -spytała Lena siadając koło Josha
na sofie.
-Śpi
-oznajmił.
-A
co ty tutaj robisz? -zapytałam.
-Szczerze?
założyłem się z Margaret o 5 £
że nie wrócicie na 01.00 do domu, no i przegrałem -zaśmiał się.
-Widzisz
my zawsze dotrzymujemy obietnicy -zaśmiała się Lena.
-No
to co idziemy spać? -zapytał Josh wstając z kanapy.
-Ja
muszę zjeść bo jestem strasznie godna -oznajmiłam.
-Ja
też -powiedziała Lena.
-No
to dobra noc dziewczyny -pożegnał się Josh i poszedł na górę.
Zrobiłyśmy
sobie kanapki i poszłyśmy do siebie. W pokoju zjadłyśmy kanapki i Lena
poszła wziąć prysznic, a ja postanowiłam zgrać zdjęcia na laptopa,
więc wzięłam laptopa i usiadłam na moim ulubionym oknie.
-Żaneta
możesz już iść pod prysznic, a ja przegram zdjęcia na kompa -oznajmiła
Lena po 30 minutowym prysznicu.
-No
dobra już idę -mówiłam.
-Idź
bo potem będzie już za późno -odpowiedziała Lena zabierając mi z kolan laptopa.
Perspektywa Leny
Kiedy
Żaneta poszła wziąć prysznic ja zabrałam laptopa i przegrywałam nasze
"zwariowane" foty. Natknęłam się na stare foty Żanety,
przegadałam je śmiejąc się i zobaczyłam Żanetę z Brajanem, nie zorientowałam się
kiedy Żaneta wyszła z łazienki i stanęła za mną.
-O
Brajan -powiedziała.
-Nie
strasz mnie, błagam. Przez ciebie dostanę zawału -odpowiedziałam wzdrygając się
a później śmiejąc się. –Dlaczego masz jeszcze z nim zdjęcia? -spytałam się
odkładając laptopa.
-Bo
jakby nie patrzeć to mój pierwszy chłopak i moja pierwsza miłość -odpowiedziałam
siadając na przeciwko mnie.
-Nie
pamiętasz co ci zrobił? Żaneta przecież on cię wykorzystywał na wszystkie sposoby!
-Wiem,
pamiętam wszystko. Tego nie da się wymazać –odpowiedziała spuszczając głowę.
-No
to dlaczego nie usuniesz ich i nie zamkniesz tamtego rozdziału?
-Bo
lubię patrzeć na to jaka byłam szczęśliwa.
-Szkoda
że później przez niego tyle wycierpiałaś…
-Nienawidzę
tego chuja, przez niego byłam kurewsko szczęśliwa, a teraz przez niego brakuje mi
tego uczucia ale nie mogę zbliżyć się do żadnego faceta, boję się, że wszyscy są
tacy sami i że wszyscy będą robić to samo co on –łza spłynęła jej po policzku.
Przytuliłam
ją mocno.
-Jestem
wam ogromnie wdzięczna, to wy mi uświadomiliście że to jest chory związek i to wy
pomogliście mi z niego się wydostać. Dziękuję –wtuliła się we mnie. –Idziemy spać?
–zapytała po dłuższej chwili.
-Tak,
tylko czekaj trzeba laptopa wyłączyć -odpowiedziałam biorąc laptopa i
wyłączając go.
Z
rana wstałam i od razu poszłam do łazienki pod prysznic a potem
ogarniałam się, gdy wyszłam Janeta już nie spała.
-Już
nie śpisz?
-Już
nie, właśnie wstałam a teraz idę pod prysznic -oznajmiła.
-Dobra
to ja idę na dół.
-Ok.
Zeszłam
na dół a Margaret z Joshem już jedli śniadanie.
-Hej
-przywitałam się siadając do stołu.
-No
to o której wróciłyście do domu -spytała Margaret.
Josh
kiwał głową by nic nie mówić.
-My...
wróciłyśmy o... -przeciągałam jak tylko się dało.
-Josh
przestań, a ty mów prawdę –stuknęła w ramię Josha by przestał mi kazać nic nie mówić.
-Sory
Josh. Wróciłyśmy ... -nie dołączyłam zdania bo weszła Janeta.
-Hej
wszystkim -przywitała się.
-No
może Janeta powie mi o której wróciłyście.
-My
wróciłyśmy o 00.00 -odpowiedzieć.
-Nareszcie.
Josh wyskakuj z kasy -zaśmiała się Margaret.
Perspektywa Janet
Po
śniadaniu Josh pojechał do pracy a my zostałyśmy w domu. Siedziałyśmy w pokoju,
przy laptopie. Nagle usłyszałyśmy krzyk dobiegający z dołu. Zdezorientowane wybiegłyśmy
z pokoju.
-Dziewczyny!!!
-rozległy się krzyki Margaret. –Pomocy!!! Ratujcie moje dziecko -krzyczała
Margaret. Meg leżała na podłodze zwinięta w kłębuszek.
-Rodzisz?
–spytałam przestraszona.
-Nie,
ja jej nie czuję… Nie czuję mojego dziecka!!! -krzyczała Margaret płacząc.
-Lena
dzwoń do Josha -krzyknęłam do Leny.
-Spokojnie
Josh już tu jedzie, Cicho... spokojnie -uspakajałam Margaret.
-Jak
mam byś spokojna jak moje dziecko nie żyje?! -krzyczała.
-Josh
już zaraz przyjedzie –uspokajała Lena.
Lena
gdy przestała rozmawiać z Joshem zadzwoniła po karetkę.
Po
chwili Josh przyjechał i karetka, byłyśmy roztrzęsione a najbardziej Lena.
Josh pojechał z Margaret w karetce a my zostałyśmy w domu.
Kiedy
karetka odjeżdżała z podjazdu Ujrzałam Marcela, ale uznałam że
wydawało mi się, bo co by tu robił Marcel? Ale po chwili straciłam
wątpliwości że to kto inny, gdy zobaczył, że z pod domu odjeżdża karetka
przybiegł do nas wystraszony. Lena od razu wpadła mu w ramiona, była bardzo roztrzęsiona.
-Co
się stało? -dopytywał się.
-Margaret
jest w ciąży zagrożonej, i dziś zaczęły się straszne bóle i mówiła że
nie czuje dziecka -wyjaśniałam.
Nie
dosyć że Margaret pojechała do szpitala to zaczął padać deszcz.
-Chodźcie
do środka -oznajmiłam.
Weszliśmy
do środka Marcel z Leną usiedli na kanapę, a ja poszłam do kuchni
by zrobić coś ciepłego do picia.
Gdy
przyniosłam ciepłe napoje ujrzałam jak Lena zasnęła w ramionach Marcela.
-Gdzie
jest jej pokój, to ją zaniosę -oznajmił Marcel biorąc ją na ręce.
-Chodź
pokażę Ci.
Weszliśmy
na górę i pokazałam pokój po czym zbiegłam na dół.
Stanęłam
przy oknie w salonie i patrzyłam jak pada deszcz po chwili stał przy mnie
Marcel.
-Śpi
-oznajmił.
-A
co ty tutaj robisz- spytałam.
-Tomek
z Kasandrą pojechali do jej rodziców a ja siedzę w tym internacie jak ten
debil więc pomyślałem o was -uśmiechną się.
-No
to tak. A tak naprawdę to dlaczego tu przyjechałeś? -spytałam się.
-Przed
tobą nic się nie ukryje, prawda? -zaśmiał się.
-No
właśnie chyba nie -zaśmiałam się.
-Przyjechałem
tu bo chcę odzyskać Lenę, od kąt wyjechałyście cały czas nie mogę przestać
o Lenie myśleć -oznajmił odchodząc od okna.- A jestem tu przy okazji bo
załatwiałem sprawy ze studiami.
-Będziesz
się tu uczył?
-Na
to wygląda -uśmiechną się.
-A
kiedy się przeprowadzasz?
-Już
nie długo. Od razu po szkole.
-A
gdzie teraz mieszkasz? -spytałam.
-U
kumpla, starego dobrego kumpla.
-No
to dobrze –uśmiechnęłam się.
Nagle
do mnie zadzwonił telefon.
-Hallo.
-Janeta?
Tu Josh.
-Coś
z Margaret? -spytałam przestraszona.
-Wszystko
z nią w porządku -oznajmił.
-A
co z dzieckiem?
-Też
wszystko w porządku, tylko mamy problem.
-Jaki?
-Margaret
musi zostać w tej klinice na dłużej a ja nie mogę jeździć tyle kilometrów,
muszę się przeprowadzić bliżej niej. Jutro wpadnę po jej i swoje rzeczy -oznajmił.
-Dobra
to pogadamy jutro, pozdrów Margaret -odpowiedziałam
i rozłączyłam się.
-Co
tam? -spytał Marcel.
-Wszystko
w porządku i z Margaret i z dzieckiem -odpowiedziałam. -Mamy problem bo ta
klinika jest bardzo, bardzo daleko i Josh nie może jeździć tyle kilosów
więc się przeprowadza bliżej Margaret -oznajmiłam.
-No
i?
-I
jutro przyjedzie po rzeczy i jutro z nami pogada co dalej -oznajmiłam.
Cały
dzień miną bardzo szybko. Gdzieś o 18.00 wstała Lena
i opowiedziałam jej o wszystkim i od razu jej ulżyło, była wręcz szczęśliwa że
z Margaret i z dzieckiem wszystko w porządku.
-Marcel
może u nas zostaniesz? -zaproponowała Lena.
-Nie
no co ty nie będę wam przeszkadzał.
-Ale
będzie nam raźniej, bo tak same we dwie to strach w takim
dużym domu-oznajmiła Lena a ja jej przytaknęłam.
-Będziesz
nas ochraniał –zaśmiałam się.
-No
dobra -uległ Marcel.
Na
wieczór zabrali światło więc kolacja była bardzo romantyczna przy
świecach, a dochodziło do tego jeszcze wino, którego najwięcej wypiła Lena
no i trochę się upiła.
-Marcel
weź ją połóż spać -powiedziałam.
-Ok.
Dochodziła
23.00 w końcu oddali prąd więc posprzątałam po kolacji i
poszłam poszukać Marcela, gdy weszłam do mojego i Leny pokoju ujrzałam jak
we dwójkę śpią, więc postanowiłam im nie przeszkadzać i poszłam spać do
pokoju Margaret.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz