sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 10



Perspektywa Żanety


Weszłyśmy do domu po cichu bo myślałyśmy że Margaret z Joshem już śpią,
lecz się pomyliłyśmy. Szłyśmy korytarzem cicho, już miałyśmy iść po schodach.
-Co wy dziewczyny tak wcześnie -spytał Josh.
-Josh, gdzie jesteś? Nie widzę cię -odpowiedziała Lena szeptem.
-Jestem w salonie -oznajmił. -Myślałem że wrócicie gdzieś po 01.00 a tu proszę 00.00 dopiero dochodzi -mówił Josh.
-No jakoś tak wyszło. A gdzie Margaret? -spytała Lena siadając koło Josha na sofie.
-Śpi -oznajmił.
-A co ty tutaj robisz? -zapytałam.
-Szczerze? założyłem się z Margaret o 5 £ że nie wrócicie na 01.00 do domu, no i przegrałem -zaśmiał się.
-Widzisz my zawsze dotrzymujemy obietnicy -zaśmiała się Lena.
-No to co idziemy spać? -zapytał Josh wstając z kanapy.
-Ja muszę zjeść bo jestem strasznie godna -oznajmiłam.
-Ja też -powiedziała Lena.
-No to dobra noc dziewczyny -pożegnał się Josh i poszedł na górę.
Zrobiłyśmy sobie kanapki i poszłyśmy do siebie. W pokoju zjadłyśmy kanapki i Lena poszła wziąć prysznic, a ja postanowiłam zgrać zdjęcia na laptopa, więc wzięłam laptopa i usiadłam na moim ulubionym oknie.
-Żaneta możesz już iść pod prysznic, a ja przegram zdjęcia na kompa -oznajmiła Lena po 30 minutowym prysznicu.
-No dobra już idę -mówiłam.
-Idź bo potem będzie już za późno -odpowiedziała Lena zabierając mi z kolan laptopa.

Perspektywa Leny


Kiedy Żaneta poszła wziąć prysznic ja zabrałam laptopa i przegrywałam nasze "zwariowane" foty. Natknęłam się na stare foty Żanety, przegadałam je śmiejąc się i zobaczyłam Żanetę z Brajanem, nie zorientowałam się kiedy Żaneta wyszła z łazienki i stanęła za mną.
-O Brajan -powiedziała.
-Nie strasz mnie, błagam. Przez ciebie dostanę zawału -odpowiedziałam wzdrygając się a później śmiejąc się. –Dlaczego masz jeszcze z nim zdjęcia? -spytałam się odkładając laptopa.
-Bo jakby nie patrzeć to mój pierwszy chłopak i moja pierwsza miłość -odpowiedziałam siadając na przeciwko mnie.
-Nie pamiętasz co ci zrobił? Żaneta przecież on cię wykorzystywał na wszystkie sposoby!
-Wiem, pamiętam wszystko. Tego nie da się wymazać –odpowiedziała spuszczając głowę.
-No to dlaczego nie usuniesz ich i nie zamkniesz tamtego rozdziału?
-Bo lubię patrzeć na to jaka byłam szczęśliwa.
-Szkoda że później przez niego tyle wycierpiałaś…
-Nienawidzę tego chuja, przez niego byłam kurewsko szczęśliwa, a teraz przez niego brakuje mi tego uczucia ale nie mogę zbliżyć się do żadnego faceta, boję się, że wszyscy są tacy sami i że wszyscy będą robić to samo co on –łza spłynęła jej po policzku.
Przytuliłam ją mocno.
-Jestem wam ogromnie wdzięczna, to wy mi uświadomiliście że to jest chory związek i to wy pomogliście mi z niego się wydostać. Dziękuję –wtuliła się we mnie. –Idziemy spać? –zapytała po dłuższej chwili.
-Tak, tylko czekaj trzeba laptopa wyłączyć -odpowiedziałam biorąc laptopa i wyłączając go.
Z rana wstałam i od razu poszłam do łazienki pod prysznic a potem ogarniałam się, gdy wyszłam Janeta już nie spała.
-Już nie śpisz?
-Już nie, właśnie wstałam a teraz idę pod prysznic -oznajmiła.
-Dobra to ja idę na dół.
-Ok.
Zeszłam na dół a Margaret z Joshem już jedli śniadanie.
-Hej -przywitałam się siadając do stołu.
-No to o której wróciłyście do domu -spytała Margaret.
Josh kiwał głową by nic nie mówić.
-My... wróciłyśmy o... -przeciągałam jak tylko się dało.
-Josh przestań, a ty mów prawdę –stuknęła w ramię Josha by przestał mi kazać nic nie mówić.
-Sory Josh. Wróciłyśmy ... -nie dołączyłam zdania bo weszła Janeta.
-Hej wszystkim -przywitała się.
-No może Janeta powie mi o której wróciłyście.
-My wróciłyśmy o 00.00 -odpowiedzieć.
-Nareszcie. Josh wyskakuj z kasy -zaśmiała się Margaret.

Perspektywa Janet


Po śniadaniu Josh pojechał do pracy a my zostałyśmy w domu. Siedziałyśmy w pokoju, przy laptopie. Nagle usłyszałyśmy krzyk dobiegający z dołu. Zdezorientowane wybiegłyśmy z pokoju.
-Dziewczyny!!! -rozległy się krzyki Margaret. –Pomocy!!! Ratujcie moje dziecko -krzyczała Margaret. Meg leżała na podłodze zwinięta w kłębuszek.
-Rodzisz? –spytałam przestraszona.
-Nie, ja jej nie czuję… Nie czuję mojego dziecka!!! -krzyczała Margaret płacząc.
-Lena dzwoń do Josha -krzyknęłam do Leny.
-Spokojnie Josh już tu jedzie, Cicho... spokojnie -uspakajałam Margaret.
-Jak mam byś spokojna jak moje dziecko nie żyje?! -krzyczała.
-Josh już zaraz przyjedzie –uspokajała Lena.
Lena gdy przestała rozmawiać z Joshem zadzwoniła po karetkę.
Po chwili Josh przyjechał i karetka, byłyśmy roztrzęsione a najbardziej Lena. Josh pojechał z Margaret w karetce a my zostałyśmy w domu.
Kiedy karetka odjeżdżała z podjazdu Ujrzałam Marcela, ale uznałam że wydawało mi się, bo co by tu robił Marcel? Ale po chwili straciłam wątpliwości że to kto inny, gdy zobaczył, że z pod domu odjeżdża karetka przybiegł do nas wystraszony. Lena od razu wpadła mu w ramiona, była bardzo roztrzęsiona.
-Co się stało? -dopytywał się.
-Margaret jest w ciąży zagrożonej, i dziś zaczęły się straszne bóle i mówiła że nie czuje dziecka -wyjaśniałam.
Nie dosyć że Margaret pojechała do szpitala to zaczął padać deszcz.
-Chodźcie do środka -oznajmiłam.
Weszliśmy do środka Marcel z Leną usiedli na kanapę, a ja poszłam do kuchni by zrobić coś ciepłego do picia.
Gdy przyniosłam ciepłe napoje ujrzałam jak Lena zasnęła w ramionach Marcela.
-Gdzie jest jej pokój, to ją zaniosę -oznajmił Marcel biorąc ją na ręce.
-Chodź pokażę Ci.
Weszliśmy na górę i pokazałam pokój po czym zbiegłam na dół.
Stanęłam przy oknie w salonie i patrzyłam jak pada deszcz po chwili stał przy mnie Marcel.
-Śpi -oznajmił.
-A co ty tutaj robisz- spytałam.
-Tomek z Kasandrą pojechali do jej rodziców a ja siedzę w tym internacie jak ten debil więc pomyślałem o was -uśmiechną się.
-No to tak. A tak naprawdę to dlaczego tu przyjechałeś? -spytałam się.
-Przed tobą nic się nie ukryje, prawda? -zaśmiał się.
-No właśnie chyba nie -zaśmiałam się.
-Przyjechałem tu bo chcę odzyskać Lenę, od kąt wyjechałyście cały czas nie mogę przestać o Lenie myśleć -oznajmił odchodząc od okna.- A jestem tu przy okazji bo załatwiałem sprawy ze studiami.
-Będziesz się tu uczył?
-Na to wygląda -uśmiechną się.
-A kiedy się przeprowadzasz?
-Już nie długo. Od razu po szkole.
-A gdzie teraz mieszkasz? -spytałam.
-U kumpla, starego dobrego kumpla.
-No to dobrze –uśmiechnęłam się.
Nagle do mnie zadzwonił telefon.
-Hallo.
-Janeta? Tu Josh.
-Coś z Margaret? -spytałam przestraszona.
-Wszystko z nią w porządku -oznajmił.
-A co z dzieckiem?
-Też wszystko w porządku, tylko mamy problem.
-Jaki?
-Margaret musi zostać w tej klinice na dłużej a ja nie mogę jeździć tyle kilometrów, muszę się przeprowadzić bliżej niej. Jutro wpadnę po jej i swoje rzeczy -oznajmił.
-Dobra to pogadamy jutro, pozdrów Margaret -odpowiedziałam i rozłączyłam się.
-Co tam? -spytał Marcel.
-Wszystko w porządku i z Margaret i z dzieckiem -odpowiedziałam. -Mamy problem bo ta klinika jest bardzo, bardzo daleko i Josh nie może jeździć tyle kilosów więc się przeprowadza bliżej Margaret -oznajmiłam.
-No i?
-I jutro przyjedzie po rzeczy i jutro z nami pogada co dalej -oznajmiłam.
Cały dzień miną bardzo szybko. Gdzieś o 18.00 wstała Lena i opowiedziałam jej o wszystkim i od razu jej ulżyło, była wręcz szczęśliwa że z Margaret i z dzieckiem wszystko w porządku.
-Marcel może u nas zostaniesz? -zaproponowała Lena.
-Nie no co ty nie będę wam przeszkadzał.
-Ale będzie nam raźniej, bo tak same we dwie to strach w takim dużym domu-oznajmiła Lena a ja jej przytaknęłam.
-Będziesz nas ochraniał –zaśmiałam się.
-No dobra -uległ Marcel.
Na wieczór zabrali światło więc kolacja była bardzo romantyczna przy świecach, a dochodziło do tego jeszcze wino, którego najwięcej wypiła Lena no i trochę się upiła.
-Marcel weź ją połóż spać -powiedziałam.
-Ok.
Dochodziła 23.00 w końcu oddali prąd więc posprzątałam po kolacji i poszłam poszukać Marcela, gdy weszłam do mojego i Leny pokoju ujrzałam jak we dwójkę śpią, więc postanowiłam im nie przeszkadzać i poszłam spać do pokoju Margaret.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz